Jutro wyjawię wszystkie tajemnice

— Ile razy mam ci powtarzać, żebyś sprzątała po sobie te kubki?! — wykrzyczałem, zanim zdążyłem się powstrzymać. Głos odbił się echem od ścian naszego małego mieszkania na Pradze. Krzysztof siedział w fotelu, wpatrując się w podłogę. Głowa huczała mu po awanturze, a w piersi wciąż buzowała złość. Czuł się zagubiony i urażony. Wrócił do domu późno, zmęczony po ciężkim dniu w pracy. Myśli zaprzątały raporty, terminy i niekończący się stres. Gdy zobaczył bałagan w mieszkaniu, nerwy odmówiły posłuszeństwa.

— Może byś sam coś zrobił, zamiast tylko narzekać! — odpowiedziała Monika, moja żona, z kuchni. Jej głos był ostry jak brzytwa. Słyszałem, jak trzaska szafką. W tej chwili poczułem się jak intruz we własnym domu. Przecież jeszcze kilka lat temu śmialiśmy się z takich drobiazgów. Teraz każdy kubek, każdy okruch na stole był jak zapalnik.

Usiadłem ciężko na fotelu i schowałem twarz w dłoniach. Przed oczami miałem obraz Moniki z czasów studiów — uśmiechniętej, spontanicznej, zakochanej we mnie bez pamięci. Co się z nami stało? Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę szczerze?

— Krzysiek, ja już nie mam siły… — usłyszałem cichy głos zza pleców. Monika stała w progu, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej oczy były zaczerwienione. — Ty ciągle tylko pracujesz albo się złościsz. Ja też mam swoje życie, swoje problemy.

Chciałem coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego spojrzałem na nią bezradnie. W tej chwili poczułem, że coś pęka — nie tylko we mnie, ale między nami.

— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę… — powiedziała nagle Monika. Jej głos był spokojny, ale drżał lekko.

— Przerwę? — powtórzyłem głucho. — To znaczy co? Rozwód?

— Nie wiem… Może po prostu musimy przemyśleć wszystko na nowo.

Zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Wstałem i podszedłem do okna. Za szybą Warszawa tętniła życiem — światła samochodów, tramwaje, ludzie spieszący gdzieś w deszczu. A ja czułem się jakby świat zatrzymał się tylko dla mnie.

Wróciłem do fotela i usiadłem ciężko. Monika poszła do sypialni, trzaskając drzwiami. Siedziałem tak długo, aż zegar wybił północ. Wtedy podjąłem decyzję.

Jutro jej wszystko powiem.

Nie mogę już dłużej żyć w kłamstwie. Od miesięcy noszę w sobie tajemnicę, która mnie niszczy od środka. To nie tylko stres w pracy i zmęczenie — to coś więcej. W pracy poznałem kogoś… Nie zdradziłem Moniki fizycznie, ale emocjonalnie już dawno przekroczyłem granicę. Z Magdą z działu marketingu rozmawiam codziennie godzinami o wszystkim, czego nie potrafię powiedzieć własnej żonie.

Wiem, że to nie fair wobec Moniki. Wiem też, że jeśli jej nie powiem prawdy, nigdy nie będziemy mogli zacząć od nowa — razem albo osobno.

Noc była niespokojna. Przewracałem się z boku na bok, słysząc ciche szlochy Moniki za ścianą. Wspomnienia wracały falami: nasz pierwszy wspólny wyjazd nad morze, ślub w małym kościele na Mokotowie, narodziny naszego syna Antosia… Jak mogliśmy pozwolić, żeby wszystko się rozpadło?

Rano obudziłem się wcześnie. Monika już szykowała się do pracy. Jej twarz była blada i zmęczona.

— Musimy porozmawiać — powiedziałem cicho.

Spojrzała na mnie z rezygnacją.

— O czym jeszcze? Wszystko już chyba zostało powiedziane.

— Nie wszystko — odpowiedziałem i poczułem, jak serce wali mi jak młotem.

Wyszedłem do pracy z ciężarem na piersi. W biurze Magda uśmiechnęła się do mnie ciepło.

— Wszystko w porządku? Wyglądasz na przybitego.

— Muszę dziś coś załatwić… Coś ważnego — odpowiedziałem wymijająco.

Przez cały dzień nie mogłem się skupić na pracy. Myśli krążyły wokół rozmowy, która miała zmienić wszystko.

Po południu wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Monika siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła przez okno.

— Monika… Muszę ci coś powiedzieć — zacząłem niepewnie.

Spojrzała na mnie uważnie.

— Słucham.

Opowiedziałem jej wszystko: o Magdzie, o rozmowach, o tym jak bardzo czuję się samotny nawet będąc obok niej. Mówiłem długo i szczerze, nie ukrywając łez.

Monika milczała przez dłuższą chwilę. Potem wstała i podeszła do mnie.

— Dziękuję ci za szczerość — powiedziała cicho. — Ale nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.

Wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa, choć rzuciłem palenie lata temu. Warszawa była taka sama jak zawsze — tylko ja czułem się inny.

Czy szczerość zawsze jest najlepszym rozwiązaniem? Czy można odbudować coś, co pękło tak głęboko? Może czasem lepiej milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku? Nie wiem… Ale wiem jedno: jutro zaczyna się nowe życie — dla mnie i dla niej.