25 lat małżeństwa i jeden SMS, który zmienił wszystko. Czy można wybaczyć zdradę po tylu latach?
– Co to jest, Janusz? – zapytałam, trzymając w dłoni jego telefon. Moje palce drżały, a serce waliło jak oszalałe. W ekranie świeciła się wiadomość od kobiety podpisanej jako „Kasia (praca)”. Ale to nie były służbowe sprawy. „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać jutra” – przeczytałam na głos, a głos mi się załamał.
Janusz zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, co się dzieje. Potem spuścił wzrok.
– To nie tak, jak myślisz – powiedział cicho.
Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez 25 lat byliśmy razem. Przeżyliśmy wszystko: narodziny naszej córki Magdy, budowę domu na kredyt, moją utratę pracy, jego chorobę ojca, śmierć mojej mamy. Myślałam, że już nic nas nie zaskoczy. Że jesteśmy drużyną na dobre i złe.
– To jak? – zapytałam. – Bo wygląda na to, że masz romans.
Janusz usiadł ciężko na krześle w kuchni. W oknie odbijało się światło ulicznej latarni, a ja czułam się jak w złym śnie.
– To tylko… rozmowy. Nic się nie wydarzyło – zaczął się tłumaczyć. – Kasia jest z pracy. Rozumie mnie. Ostatnio… czuję się samotny.
Samotny? Po tylu latach razem? Po tym wszystkim, co przeszliśmy?
– A ja? Ja tu jestem! – krzyknęłam. – Przecież zawsze byłam!
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam jak dziecko. W głowie kłębiły mi się obrazy: nasza pierwsza randka w kinie, wspólne wakacje nad morzem, wieczory przy winie, kiedy Magda była mała i nie mogliśmy wyjść z domu. Czy to wszystko było kłamstwem?
Następnego dnia nie mogłam patrzeć Januszowi w oczy. Magda przyjechała na weekend z Warszawy i od razu wyczuła napiętą atmosferę.
– Mamo, co się dzieje? Pokłóciliście się?
Nie chciałam jej mieszać w nasze sprawy, ale nie potrafiłam udawać.
– Zapytałaś kiedyś tatę, czy jest szczęśliwy? – odpowiedziałam wymijająco.
Magda spojrzała na mnie zdziwiona.
– O co ci chodzi?
– O to, że czasem nawet po tylu latach można się bardzo pomylić co do drugiego człowieka.
Wieczorem Janusz próbował ze mną rozmawiać.
– Przepraszam – powiedział. – Naprawdę nic się nie wydarzyło. To tylko rozmowy. Potrzebowałem kogoś, kto mnie wysłucha.
– A ja? – powtórzyłam pytanie z poprzedniego dnia. – Przecież zawsze byłam obok.
– Ale ty jesteś silna, Haniu. Ty zawsze sobie radzisz. Ja… ja czasem nie umiem.
Zrobiło mi się żal. Przypomniałam sobie wszystkie te chwile, kiedy to ja byłam słaba: po śmierci mamy, kiedy straciłam pracę i przez pół roku nie wychodziłam z łóżka. Wtedy Janusz był przy mnie. Może rzeczywiście ostatnio za bardzo skupiłam się na sobie? Na pracy, na Magdzie, na codziennych obowiązkach?
Ale czy to usprawiedliwia zdradę? Nawet jeśli tylko emocjonalną?
Przez kolejne dni chodziliśmy obok siebie jak cienie. Magda wyjechała do Warszawy i dzwoniła codziennie, pytając, czy już się pogodziliśmy. Nie wiedziałam, co jej powiedzieć.
Pewnego wieczoru znalazłam w szafce stare zdjęcia: nasza trójka na Mazurach, Janusz z Magdą na rowerach, ja z Januszem na weselu kuzynki. Uśmiechnięci, szczęśliwi, zakochani. Co się z nami stało?
Postanowiłam porozmawiać z Kasią. Znalazłam jej numer w telefonie Janusza i zadzwoniłam.
– Dzień dobry, tu Hanna Kowalska, żona Janusza – powiedziałam drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Dzień dobry… – odpowiedziała cicho Kasia.
– Chciałabym wiedzieć jedno: czy spała pani z moim mężem?
– Nie! Przysięgam! My tylko rozmawialiśmy… On jest samotny… mówił mi o pani dużo dobrego…
Rozłączyłam się bez słowa. Poczułam ulgę i złość jednocześnie. Ulgę, że to „tylko” rozmowy. Złość, że ktoś inny znał mojego męża lepiej niż ja sama.
Wieczorem usiedliśmy z Januszem przy stole.
– Chcę spróbować jeszcze raz – powiedziałam cicho. – Ale musisz mi powiedzieć wszystko. Czego ci brakowało? Dlaczego nie przyszedłeś do mnie?
Janusz długo milczał.
– Bałem się twojej reakcji – wyszeptał w końcu. – Bałem się, że mnie wyśmiejesz albo uznasz za słabego.
Patrzyliśmy na siebie długo w ciszy. Po raz pierwszy od lat poczułam, że naprawdę rozmawiamy szczerze.
Minęły tygodnie zanim zaczęliśmy sobie ufać na nowo. Poszliśmy razem do terapeuty par. Było ciężko – musieliśmy przepracować wiele rzeczy: moje poczucie kontroli, jego potrzebę akceptacji i bliskości.
Magda długo nie mogła nam wybaczyć tego kryzysu. Mówiła: „Myślałam, że jesteście idealni”. Ale czy ktokolwiek jest?
Dziś wiem jedno: nawet po 25 latach można się bardzo pomylić co do drugiego człowieka. Ale można też zacząć od nowa – jeśli obie strony tego chcą.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryją ludzie, których kochamy najbardziej? Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka do końca? Co wy o tym myślicie?