„Obudzę się – nikt nie dostanie!” Historia Marii, która nie pozwoliła odejść swojemu życiu bez walki

Obudziłam się w środku nocy, zlana potem, z sercem bijącym jak oszalałe. W ciemności sypialni słyszałam tylko własny oddech i cichy szelest prześcieradła. Mój mąż, Andrzej, spał obok – a przynajmniej udawał. Od tygodni czułam, że coś jest nie tak. Jego spojrzenia były inne, dotyk chłodniejszy, a telefon trzymał przy sobie nawet w łazience. W mojej głowie kłębiły się myśli: „Czy on mnie zdradza? Z kim? Dlaczego?”

Nie miałam już siły walczyć z chorobą. Rak trzustki – wyrok, który usłyszałam pół roku temu – odebrał mi apetyt na życie. Leżałam w łóżku całymi dniami, patrząc w sufit i licząc pęknięcia w tynku. Moja córka, Kinga, przyjeżdżała codziennie po pracy, przynosiła rosół i próbowała mnie namówić do jedzenia.

– Mamo, musisz coś zjeść – prosiła, głaszcząc mnie po ręce.
– Po co? I tak już wszystko straciło sens – odpowiadałam, odwracając głowę do ściany.

Ale tej nocy coś się we mnie złamało. Usłyszałam dźwięk wiadomości na telefonie Andrzeja. Przewrócił się na bok i po cichu wyszedł do kuchni. Z trudem podniosłam się na łokciach i nasłuchiwałam. Szeptał do telefonu:

– Tak, kochanie… Jutro rano przyjadę na chwilę… Ona śpi, nie martw się.

Zamarłam. Krew uderzyła mi do głowy. To była prawda – Andrzej miał kogoś! Przez chwilę chciałam krzyczeć, ale zabrakło mi sił. Zamiast tego poczułam coś dziwnego: gniew. Ogromny, palący gniew.

Następnego dnia leżałam bez ruchu. Kinga przyszła jak zwykle z zakupami.

– Mamo, co się dzieje? Wyglądasz gorzej niż zwykle.
– Nic mi nie jest – odburknęłam.

Wieczorem Andrzej wrócił później niż zwykle. Pachniał damskimi perfumami. Usiadł na brzegu łóżka i próbował mnie pogłaskać po włosach.

– Jak się czujesz? – zapytał.
– Jak myślisz? – syknęłam. – Może zapytaj tej swojej nowej koleżanki.

Zbladł. Przez chwilę milczał, potem wyszedł trzaskając drzwiami.

Kinga zadzwoniła do mojego brata, Pawła. Przyjechał natychmiast z żoną Magdą.

– Maria, musisz walczyć! – krzyczała Magda. – Nie możesz się poddać przez jakąś…
– Przez jakąś co? – przerwałam jej. – Przez własnego męża?

Paweł złapał mnie za rękę:

– Siostra, pamiętasz jak tata zostawił mamę dla tej sąsiadki? Mama się nie poddała! Wstała z łóżka i zaczęła żyć na nowo!

Wtedy coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie mamę – jej upór i dumę. Postanowiłam: nie dam Andrzejowi satysfakcji! Nie umrę tak po prostu! Jeśli on myśli, że pozbędzie się mnie bez walki, to się grubo myli!

Następnego ranka wstałam z łóżka pierwszy raz od tygodni. Z trudem doszłam do łazienki, spojrzałam w lustro i zobaczyłam wychudzoną twarz z podkrążonymi oczami. Ale w tych oczach pojawił się błysk.

Kinga weszła do pokoju i zamarła:

– Mamo?! Ty chodzisz!
– Tak – odpowiedziałam twardo. – I zamierzam jeszcze długo chodzić!

Zaczęłam jeść po trochu. Magda przyniosła mi domowe pierogi, Paweł codziennie dzwonił z dowcipami. Nawet sąsiadka Basia przyszła z ciastem i plotkami o całej wsi.

Ale Andrzej był coraz bardziej nerwowy. Unikał mnie wzrokiem, wychodził z domu pod pretekstem zakupów czy pracy w ogrodzie.

Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce paragon z kwiaciarni: „Bukiet róż dla Ewy”. Ewa… To była nasza wspólna znajoma ze szkoły średniej! Poczułam ukłucie zazdrości tak silne, że aż zakręciło mi się w głowie.

Wieczorem postanowiłam działać.

– Andrzej – zaczęłam spokojnie przy kolacji – jak tam Ewa?
Zbladł i odsunął talerz.
– Co ty insynuujesz?
– Nic nie insynuuję. Po prostu pytam.

Wybuchnął:
– Ty zawsze wszystko musisz kontrolować! Nawet teraz!
– Bo jestem twoją żoną! – krzyknęłam. – I nie pozwolę ci odejść tak po prostu!

Wybiegł z domu trzaskając drzwiami.

Kinga płakała w kuchni:
– Mamo, może lepiej go zostawić?
– Nie! – odpowiedziałam stanowczo. – Nie umrę mu na złość! Jeszcze zobaczy!

Zaczęłam wychodzić na spacery po ogrodzie. Sąsiedzi patrzyli na mnie ze zdziwieniem:
– Maria?! Ty żyjesz?
– Żyję i zamierzam żyć jeszcze długo! – odpowiadałam z dumą.

Tymczasem plotki rozeszły się po całej wsi. Ewa zaczęła unikać kontaktu wzrokowego, a Andrzej coraz częściej wracał do domu pijany.

Pewnego wieczoru usiadł przy moim łóżku i zaczął płakać:
– Przepraszam… To był tylko moment słabości… Ja cię kocham…
Patrzyłam na niego długo w milczeniu.
– Czy ty wiesz, ile mnie to kosztowało? Ile razy chciałam już odejść? Ale nie pozwolę ci być szczęśliwym beze mnie! – powiedziałam przez łzy.

Przez kolejne tygodnie Andrzej próbował naprawić nasze małżeństwo. Chodził ze mną do lekarza, gotował obiady (choć przypalał ziemniaki), a nawet przynosił kwiaty bez okazji.

Ale ja już byłam inna. Silniejsza. Wiedziałam, że jeśli przeżyję tę zdradę i chorobę, to już nic mnie nie złamie.

Rodzina zaczęła znów przyjeżdżać częściej. Paweł przywoził wnuki, które biegały po ogrodzie i śmiały się do rozpuku. Magda organizowała rodzinne obiady, a Kinga coraz częściej mówiła:
– Mamo, jesteś moją bohaterką.

Czasem wieczorami patrzyłam przez okno na zachód słońca i myślałam: „Czy warto było walczyć? Czy przebaczenie naprawdę daje wolność?”

Dziś wiem jedno: nie pozwoliłam odejść swojemu życiu bez walki. I choć blizny zostały – zarówno te na ciele, jak i na sercu – jestem dumna z siebie.

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę? Czy lepiej odejść czy walczyć do końca? Czekam na wasze historie.