Do łez… MAMO: Opowieść o miłości, żalu i przebaczeniu

— Aniu, weź jeszcze te gruszki. Nie są może najładniejsze, ale swoje. Bez chemii. Przecież lubisz, prawda? Weź, proszę.

Patrzę na mamę. Ma siedemdziesiąt trzy lata, jest niska, przygarbiona, z wiecznie zajętymi rękami i spojrzeniem, w którym zmęczenie miesza się z ciepłem. Podaje mi siatkę i uśmiecha się przepraszająco, jakby przepraszała za to, że w ogóle istnieje. Biorę gruszki. Oczywiście, że biorę. I kefir też biorę, bo przecież „w sklepie to sama chemia”.

W kuchni pachnie zupą ogórkową. Mama krząta się przy kuchence, a ja stoję pod oknem i patrzę na podwórko. W dzieciństwie biegałam tam boso po trawie, a mama wołała mnie na obiad. Teraz już nie woła. Teraz tylko pyta: „Zjesz coś?”

— Mamo, nie trzeba było — mówię cicho.

— Trzeba było — odpowiada stanowczo. — Ty zawsze taka zapracowana…

Cisza. Słyszę tylko bulgotanie zupy i tykanie starego zegara na ścianie. Chciałabym powiedzieć coś ważnego, ale słowa więzną mi w gardle. Od lat rozmawiamy głównie o pogodzie, jedzeniu i zdrowiu. O tym, co naprawdę boli — nigdy.

— Aniu… — zaczyna mama niepewnie. — Długo cię nie było.

Wiem. Wiem aż za dobrze. Ostatni raz byłam tu przed świętami. Zawsze coś: praca, dzieci, mąż, remont mieszkania. Zawsze wymówki.

— Przepraszam — mówię w końcu. — Wiem, że powinnam częściej przyjeżdżać.

Mama wzrusza ramionami.

— Każdy ma swoje życie — mówi cicho. — Ja już swoje przeżyłam.

Chciałabym zaprzeczyć, powiedzieć, że jest dla mnie ważna, że tęsknię… Ale nie umiem. Zamiast tego pytam o sąsiadkę, o zdrowie cioci Zosi, o pogodę.

Nagle mama siada naprzeciwko mnie przy stole i patrzy mi prosto w oczy.

— Aniu…

Jej głos drży.

— Czy ty… czy ty jesteś na mnie zła?

Zaskakuje mnie to pytanie. Przez chwilę nie wiem, co odpowiedzieć.

— Dlaczego miałabym być?

Mama spuszcza wzrok.

— Bo… bo kiedy byłaś mała… Ja byłam surowa. Krzyczałam czasem. Nie miałam cierpliwości…

Czuję, jak ściska mnie w gardle. Przypominam sobie te wszystkie wieczory, kiedy płakałam pod kołdrą, bo mama znów się zezłościła. Te dni, kiedy marzyłam, żeby była inna — bardziej czuła, mniej zmęczona.

— Mamo…

— Wiem, że nie byłam najlepszą matką — mówi cicho. — Ale bardzo cię kocham. Zawsze kochałam.

Łzy napływają mi do oczu. Chciałabym powiedzieć jej wszystko: jak bolało mnie jej milczenie, jak bardzo pragnęłam jej akceptacji. Ale też jak bardzo ją kocham i jak bardzo się o nią boję teraz, kiedy jest coraz słabsza.

— Ja też cię kocham — szepczę w końcu.

Mama uśmiecha się przez łzy.

— Wiesz… Czasem myślę, że życie to jedno wielkie przepraszam i dziękuję — mówi cicho.

Siedzimy tak przez chwilę w milczeniu. Po raz pierwszy od lat czuję się naprawdę blisko mamy.

Nagle dzwoni telefon. To mój mąż. Pyta, kiedy wrócę do domu, czy dzieci już odrobiły lekcje. Odpowiadam mechanicznie i odkładam słuchawkę.

Mama patrzy na mnie uważnie.

— Nie jest ci łatwo, prawda?

Kręcę głową.

— Czasem mam wrażenie, że wszystko robię źle — mówię cicho. — W pracy ciągle wymagają więcej, w domu dzieci mają pretensje… A ja tylko marzę o chwili spokoju.

Mama bierze moją dłoń w swoje spracowane ręce.

— Jesteś dobrą matką — mówi stanowczo. — Lepszą niż ja byłam.

Płaczę już bez wstydu. Mama przytula mnie mocno, tak jak wtedy, gdy byłam mała i bałam się burzy.

— Wiesz… — mówi po chwili — czasem trzeba sobie wybaczyć. I pozwolić sobie na szczęście.

Patrzę na nią przez łzy i nagle widzę nie tylko starą kobietę z siwymi włosami i zmarszczkami wokół oczu. Widzę mamę — moją mamę. Tę samą, która piekła dla mnie szarlotkę na urodziny i tuliła do snu po złym śnie.

Zjadamy razem zupę ogórkową i śmiejemy się przez łzy z dawnych wspomnień: jak zgubiłam but na szkolnej wycieczce, jak mama uczyła mnie jeździć na rowerze po wiejskiej drodze.

Kiedy wychodzę z domu mamy, trzymam w ręku siatkę z gruszkami i kefirem. Na progu odwracam się jeszcze raz.

— Mamo… Dziękuję za wszystko.

Mama macha mi ręką i uśmiecha się przez łzy.

Idąc do samochodu myślę o tym wszystkim, co zostało niewypowiedziane przez lata. O żalach i tęsknotach ukrytych pod codziennością. Czy można naprawdę wybaczyć sobie i innym? Czy potrafimy powiedzieć „kocham” zanim będzie za późno?

Może właśnie dziś jest ten dzień, żeby spróbować.