Zdrada w nowym domu: Historia Kazimierza i Jagody
— Po co przyprowadziłeś tę dziewczynę? — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Siedziałam przy stole, ściskając kieliszek wina tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Kazimierz spuścił wzrok, a jego ojciec tylko westchnął ciężko. Byliśmy małżeństwem od sześciu miesięcy, a ja czułam się, jakbym była nieproszonym gościem we własnym domu.
Kiedy wprowadziliśmy się do naszego mieszkania na obrzeżach Poznania, byłam pełna nadziei. Malowaliśmy ściany na ciepłe kolory, kupowaliśmy meble z drugiej ręki i śmialiśmy się z naszych nieudolnych prób montażu półek. Kazimierz był czuły, troskliwy, a ja wierzyłam, że razem możemy wszystko. Moja mama powtarzała: „Jagódko, szczęście trzeba pielęgnować”, więc pielęgnowałam je każdego dnia.
Ale tego wieczoru wszystko zaczęło się sypać. Teściowa patrzyła na mnie z pogardą, a jej słowa były jak trucizna: — Myślałam, że znajdziesz sobie kogoś lepszego, Kaziu. Kogoś z porządnej rodziny. —
Kazimierz próbował ją uciszyć, ale ona była nie do zatrzymania. — Jagoda nie jest dla ciebie. Ona cię tylko wykorzysta! —
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam wybiec z pokoju, ale zostałam. Dla niego. Dla nas.
Po wyjściu rodziców Kazimierz długo milczał. W końcu powiedział: — Przepraszam. Oni zawsze tacy byli. Nie przejmuj się.
Ale przejmowałam się. Każdego dnia coraz bardziej. Zaczęłam zauważać, że Kazimierz jest coraz bardziej nieobecny. Wracał późno z pracy, tłumaczył się nadgodzinami. Gdy pytałam, czy wszystko w porządku, odpowiadał wymijająco.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego szept przez telefon w łazience:
— Tak, kochanie… Nie mogę teraz rozmawiać… Ona jest w domu.
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko jakieś nieporozumienie. Ale potem znalazłam w jego kurtce paragon z restauracji w centrum Poznania — tej samej, do której nigdy mnie nie zabrał.
Zaczęłam łączyć fakty: późne powroty, tajemnicze wiadomości na Messengerze, coraz chłodniejsze pocałunki. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:
— Kazimierz… Czy ty mnie zdradzasz?
Zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Nie odpowiedział.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku — gotowałam obiady, sprzątałam, nawet próbowałam żartować. On coraz częściej spał na kanapie.
W końcu przyszła wiadomość od jego matki: „Wiedziałam, że tak będzie. Kazik zasługuje na coś lepszego.”
Nie wytrzymałam. Spakowałam walizkę i pojechałam do mojej siostry do Swarzędza. Płakałam całą noc, a ona tuliła mnie i powtarzała: „Jagoda, nie możesz pozwolić im cię złamać.”
Kazimierz zadzwonił dopiero po trzech dniach:
— Jagoda… Wróć do domu. Porozmawiajmy.
Wróciłam. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole — tym samym, przy którym jeszcze niedawno planowaliśmy wspólne wakacje.
— Tak — powiedział cicho. — Zdradziłem cię. To była koleżanka z pracy… To nic nie znaczyło…
Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
— Nic nie znaczyło? — powtórzyłam drżącym głosem. — A nasze małżeństwo? Nasz dom?
Kazimierz płakał. Próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.
— Twoja matka miała rację? — zapytałam gorzko. — Może faktycznie nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra?
Milczał długo.
Przez kolejne tygodnie próbował mnie przekonać, żebym została. Przynosił kwiaty, pisał liściki zostawiane na lodówce: „Przepraszam”, „Kocham cię”, „Daj mi szansę”. Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać.
Najgorsze były wieczory — cisza w mieszkaniu była ogłuszająca. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Pewnego dnia spotkałam jego matkę na rynku w Poznaniu. Spojrzała na mnie z satysfakcją:
— Mówiłam ci przecież…
Nie odpowiedziałam jej nic. Po prostu odeszłam.
Złożyłam pozew o rozwód miesiąc później. Kazimierz próbował mnie zatrzymać, ale wiedziałam już, że nie chcę żyć w kłamstwie i pod dyktando jego rodziny.
Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na Jeżycach. Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy można było temu zapobiec? Czy warto wybaczać zdradę?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania… Ale wiem jedno: zasługuję na szacunek i prawdziwą miłość. A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?