Blizny Zdrady: Historia Weroniki z Podłódzkiego Miasteczka
— Weronika, cześć, kochanie! — rozległ się słodki głos cioci Krystyny w słuchawce. Stałam jeszcze przy zlewie, czując na dłoniach ciepło wody i zapach płynu do naczyń. W kuchni panowała cisza, którą przerwał ten telefon. — Dobry wieczór — odpowiedziałam powściągliwie, bo rozmowy z ciocią zawsze zwiastowały jakieś prośby lub rodzinne plotki.
— Weronuniu, mój syn przeprowadza się do Łodzi, potrzebuje gdzieś zamieszkać. Może mogłabyś mu pomóc? — usłyszałam. Przez chwilę milczałam, bo wiedziałam, że „pomóc” w ustach cioci oznaczało coś więcej niż tylko podanie numeru do agencji nieruchomości. — Krystyno, naprawdę nie wiem… Mamy mało miejsca, a dzieci… — zaczęłam tłumaczyć, ale ciocia już wiedziała, jak mnie przekonać. — Przecież twój mąż ma wolny pokój po babci! To tylko na kilka tygodni, zanim znajdzie coś swojego. — Westchnęłam ciężko. — Dobrze, zapytam Pawła.
Kiedy Paweł wrócił z pracy, siedziałam już przy stole z herbatą i czekałam na odpowiedni moment. — Paweł, dzwoniła Krystyna. Chce, żeby jej syn zamieszkał u nas na jakiś czas. — Spojrzał na mnie zaskoczony. — U nas? Przecież ledwo się mieścimy! — Wiem, ale to tylko na chwilę… — próbowałam go przekonać. W końcu zgodził się niechętnie.
Tomasz przyjechał tydzień później. Był wysoki, przystojny i miał w sobie coś niepokojącego. Dzieci od razu go polubiły, a Paweł… Paweł zaczął wracać coraz później z pracy. Zrzucałam to na zmęczenie i stres związany z nowym projektem w firmie.
Pewnego wieczoru usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni. Weszłam cicho i zobaczyłam Tomasza i mojego męża przy stole. Pili piwo i rozmawiali o dawnych czasach. Poczułam ukłucie zazdrości – kiedy ostatnio Paweł tak się śmiał ze mną?
Z czasem zauważyłam, że Tomasz coraz częściej zostaje sam ze mną w domu. Pomagał mi w zakupach, naprawiał cieknący kran, nawet gotował obiady dla dzieci. Był miły, uprzejmy… aż za bardzo. Pewnego dnia złapał mnie za rękę, gdy podawałam mu talerz. Spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: — Weroniko, jesteś niesamowitą kobietą. Twój mąż ma szczęście.
Zrobiło mi się gorąco. Odsunęłam się szybko i udawałam, że nic się nie stało. Ale od tego dnia zaczęłam patrzeć na Tomasza inaczej – z niepokojem i rosnącym lękiem.
Kilka tygodni później znalazłam w telefonie Pawła wiadomości od nieznanego numeru. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać wieczoru”… Serce zamarło mi w piersi. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka. Ale kiedy zobaczyłam zdjęcie – selfie Tomasza z naszego salonu – wszystko stało się jasne.
Zdrada. Słowo, które zawsze wydawało mi się odległe i nierealne, nagle stało się moją rzeczywistością. Paweł zdradzał mnie z Tomaszem.
Przez kilka dni chodziłam jak cień po domu. Nie jadłam, nie spałam. Dzieci pytały: — Mamo, co się stało? — a ja nie umiałam im odpowiedzieć.
W końcu zebrałam się na odwagę i skonfrontowałam Pawła. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole – tym samym, przy którym jeszcze niedawno śmiali się razem z Tomaszem.
— Wiem o wszystkim — powiedziałam cicho. Paweł pobladł i spuścił wzrok. — Przepraszam… To był błąd… Ja… Nie wiem, co się stało — zaczął tłumaczyć się chaotycznie.
— Jak mogłeś? Po tylu latach? Po tym wszystkim? — łzy cisnęły mi się do oczu.
— To nie tak… To był impuls… On był taki inny… — Paweł mówił coraz ciszej.
Nie potrafiłam mu wybaczyć. Kazałam Tomaszowi się wyprowadzić jeszcze tego samego dnia. Paweł próbował ratować nasze małżeństwo – kwiaty, prezenty, obietnice terapii… Ale ja czułam tylko pustkę i gniew.
Minęły miesiące. Dzieci przyzwyczaiły się do nowej rzeczywistości – tata mieszka osobno, mama jest smutna i zamyślona. Ciocia Krystyna przestała dzwonić.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam była zaufać Pawłowi bardziej? A może to ja byłam winna – za bardzo skupiona na dzieciach i domu?
Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę z bliznami – nie tylko na sercu, ale też na duszy. Zdrada boli długo po tym, jak wszystko się skończyło.
Czy można naprawdę wybaczyć? Czy można jeszcze kiedyś zaufać drugiemu człowiekowi? Może Wy znacie odpowiedź.