Nie wracaj, wnuku… – Historia Jakuba i rodzinnej tajemnicy
— Nie wracaj, wnuku…
Słowa babci zawisły w powietrzu jak ciężka mgła. Stałem w progu kuchni, jeszcze rozgrzany po wieczornej kąpieli w starej łaźni, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Wokół pachniało świeżym chlebem i dymem z pieca. Dziadek siedział przy stole, milczący, z zamkniętymi oczami, jakby chciał się schować przed światem. Babcia otarła ręce o fartuch i spojrzała na mnie z troską, której nie rozumiałem.
— Babciu, co ty mówisz? — zapytałem z niedowierzaniem. — Przecież zawsze cieszycie się, kiedy przyjeżdżam. U was tak pięknie, jak za dzieciństwa! Łaźnia – po prostu boska! Czuję się jak nowo narodzony! Może w następny weekend znowu wpadnę!
Babcia westchnęła cicho i odwróciła wzrok. Dziadek otworzył oczy i spojrzał na mnie surowo.
— Lepiej nie przyjeżdżaj więcej, Jakubie — powiedział cicho, ale stanowczo.
Zamarłem. Przez chwilę nie wiedziałem, czy to żart, czy może coś się stało. Przecież zawsze byłem ich oczkiem w głowie. Po śmierci mamy to oni byli moim domem, kiedy ojciec pogrążył się w pracy i smutku. To tutaj, w tej małej wsi pod Lublinem, uczyłem się życia: łowiłem ryby z dziadkiem, pomagałem babci zbierać maliny, biegałem boso po rosie.
— Co się stało? — zapytałem cicho. — Zrobiłem coś nie tak?
Babcia podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.
— Nie chodzi o ciebie, Jakubku. Po prostu… czasy się zmieniły. Tu już nie jest tak bezpiecznie jak kiedyś.
— Ale przecież tu nic się nie dzieje! — przerwałem jej. — Wszyscy się znają, wszyscy sobie pomagają…
Dziadek chrząknął i spojrzał przez okno na ciemniejące pole.
— Nie wszystko jest takie, jak się wydaje — powiedział powoli. — Są rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć.
Poczułem narastający niepokój. Przez cały wieczór próbowałem wyciągnąć z nich więcej informacji, ale milczeli jak zaklęci. W nocy długo nie mogłem zasnąć. Słyszałem tylko szum wiatru za oknem i ciche szepty dziadków w kuchni.
Rano postanowiłem porozmawiać z sąsiadem, panem Staszkiem. Był starym przyjacielem dziadka, znał wszystkich i wszystko.
— Panie Staszku — zacząłem niepewnie — czy coś się ostatnio wydarzyło we wsi? Moi dziadkowie są jacyś inni…
Staszek spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi.
— A bo to ty nie słyszałeś? — szepnął konspiracyjnie. — Od paru miesięcy dzieją się tu dziwne rzeczy. Krowy chorują, ludzie tracą pracę, a nocami ktoś kręci się po polach. Mówią, że to klątwa…
Zaśmiałem się nerwowo.
— Klątwa? W XXI wieku?
Staszek wzruszył ramionami.
— Ludzie gadają różne rzeczy. Ale twoja babka… ona wie więcej niż mówi.
Wróciłem do domu jeszcze bardziej skołowany. Babcia krzątała się przy kuchni, a dziadek siedział na ganku z gazetą.
— Babciu — zacząłem ostrożnie — czy to prawda, że we wsi dzieją się dziwne rzeczy?
Babcia zamarła na chwilę, po czym odłożyła łyżkę.
— Może czas ci powiedzieć prawdę — powiedziała cicho. — Ale obiecaj mi jedno: nie będziesz nikomu o tym mówił.
Skinąłem głową.
— Twój ojciec… on nie wyjechał do miasta tylko dla pracy. On musiał uciekać. Dawno temu wydarzyło się coś złego. Twój dziadek pokłócił się z sąsiadem o kawałek ziemi. Doszło do bójki… sąsiad zginął. Ludzie mówili różne rzeczy, ale nikt nie miał odwagi powiedzieć prawdy. Twój ojciec był wtedy młody i widział wszystko. Od tamtej pory ciąży nad nami cień…
Zaniemówiłem. Nagle wszystko zaczęło układać się w całość: milczenie ojca, jego niechęć do powrotu na wieś, smutek w oczach dziadków.
— Ale przecież to było dawno temu! — wykrztusiłem. — Dlaczego teraz mam nie wracać?
Babcia spojrzała mi prosto w oczy.
— Bo ludzie nie zapominają. A teraz, kiedy we wsi dzieją się złe rzeczy, szukają winnych. Boję się o ciebie, Jakubku. Nie chcę, żebyś cierpiał przez nasze błędy.
Wyszedłem na podwórko oszołomiony. Patrzyłem na znajome drzewa, na stary płot i łaźnię, która jeszcze wczoraj wydawała mi się rajem dzieciństwa. Teraz wszystko było inne – cięższe, ciemniejsze.
Wieczorem usiadłem z dziadkiem na ławce przed domem.
— Dziadku… czy to prawda?
Dziadek długo milczał.
— Tak — powiedział w końcu. — Żałuję każdego dnia. Ale wtedy byłem młody i głupi… Myślałem tylko o sobie.
Spojrzałem na niego inaczej niż dotąd – już nie jak na bohatera dzieciństwa, ale jak na człowieka z krwi i kości, ze swoimi słabościami i winami.
— Co mam teraz zrobić? — zapytałem cicho.
Dziadek westchnął ciężko.
— Żyj swoim życiem, Jakubie. Nie pozwól, żeby nasze błędy cię zatrzymały. Ale pamiętaj: przeszłość zawsze nas dogania.
Wróciłem do Warszawy z ciężkim sercem. Przez kilka dni chodziłem jak cień – nie mogłem spać ani jeść. W pracy byłem rozkojarzony, a znajomi pytali mnie o powód mojego smutku.
Ciągle wracały do mnie słowa babci: „Nie wracaj, wnuku…”. Czy naprawdę można uciec od przeszłości? Czy jesteśmy skazani na powtarzanie błędów naszych rodziców?
Czasem patrzę w lustro i zastanawiam się: kim jestem? Synem swojego ojca? Wnukiem dziadka? Czy mogę być kimś innym?
Może każdy z nas nosi w sobie jakąś tajemnicę – pytanie tylko, czy mamy odwagę ją odkryć i żyć dalej…