Zasłona kradzieży: jak rodzinne tajemnice zniszczyły małżeństwo

Sól morska osiadała na moich włosach, kiedy stałam przy oknie, patrząc na szarą ulicę. Było wcześnie rano, a ja już czułam, że ten dzień będzie kolejnym z tych, których nie chcę pamiętać. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana tylko szumem wiatru wciskającego się przez nieszczelne okna. Zeszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę — pustka. Znowu. Wczoraj wieczorem przygotowałam kolację: makaron z sosem pomidorowym, trochę sera, kilka plasterków szynki. Wszystko zniknęło. Ani okruszka nie zostało.

Zacisnęłam pięści, czując narastającą frustrację. To nie pierwszy raz. Marek, mój mąż, od miesięcy zachowywał się dziwnie. Jadł w nocy, chował jedzenie po kątach, a potem udawał, że nic się nie stało. Próbowałam z nim rozmawiać, ale zawsze zbywał mnie śmiechem albo zmieniał temat.

— Marek, gdzie jest jedzenie? — zapytałam, kiedy wszedł do kuchni w samych bokserkach, przecierając oczy.

— Nie wiem, może zapomniałaś kupić? — odpowiedział beznamiętnie.

— Przecież wczoraj wszystko było! — podniosłam głos, czując jak łzy napływają mi do oczu.

— Kinga, nie rób sceny o głupią kolację — rzucił i wyszedł do łazienki.

Stałam przez chwilę w bezruchu. To nie była tylko kwestia jedzenia. To była zasłona — coś ukrywał przede mną. Zaczęłam podejrzewać, że problem jest głębszy niż zwykłe podjadanie w nocy.

W pracy byłam rozkojarzona. Pracuję jako bibliotekarka w lokalnej bibliotece we Władysławowie. Zawsze lubiłam tę ciszę między regałami i zapach starych książek. Ale dziś nawet to mnie nie uspokajało. Myśli krążyły wokół Marka i naszej pustej lodówki.

Po południu zadzwoniła mama.

— Kinga, wszystko w porządku? — zapytała swoim ciepłym głosem.

— Tak… Nie wiem… — odpowiedziałam niepewnie.

— Coś się dzieje z Markiem? — dopytywała.

Zawahałam się. Mama nigdy nie lubiła Marka. Uważała, że jest za bardzo zamknięty w sobie i coś ukrywa.

— Ostatnio dziwnie się zachowuje… — zaczęłam.

— Kinga, musisz być ostrożna. Pamiętasz swojego ojca? On też miał swoje tajemnice…

Zamilkłam. Ojciec odszedł od nas nagle, zostawiając nas z długami i poczuciem zdrady. Przez lata mama powtarzała mi, żebym nie ufała ludziom za bardzo.

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Markiem jeszcze raz. Siedział na kanapie, oglądając jakiś mecz.

— Marek, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

— O czym? — rzucił bez odrywania wzroku od telewizora.

— O tym, co się dzieje w naszym domu. O jedzeniu, o twoim zachowaniu…

Westchnął ciężko i wyłączył telewizor.

— Kinga, mam dużo na głowie. W pracy jest ciężko, szef mnie ciśnie…

— Ale dlaczego kłamiesz? Dlaczego ukrywasz przede mną takie rzeczy? — głos mi zadrżał.

Nagle zobaczyłam w jego oczach coś nowego — strach? Wstyd?

— Boję się ci powiedzieć prawdę — wyszeptał.

Serce mi zamarło.

— Jaką prawdę?

Marek spuścił głowę.

— Straciłem pracę dwa miesiące temu. Nie chciałem cię martwić… Pożyczałem pieniądze od sąsiada, czasem coś wynosiłem z domu i sprzedawałem… Jedzenie też… Czasem przynosiłem do pracy dla chłopaków za parę złotych…

Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam oddychać.

— Sprzedawałeś nasze jedzenie? Wynosiłeś rzeczy z domu? — łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

— Kinga… Nie miałem wyjścia… Bałem się ci powiedzieć…

Wstałam i wybiegłam z mieszkania na zimny wiatr. Sól morska szczypała mnie w oczy razem ze łzami. Czułam się zdradzona i upokorzona. Przez tyle lat budowałam to małżeństwo na zaufaniu, a on wszystko zniszczył jednym wyznaniem.

Przez kolejne dni Marek próbował mnie przepraszać. Pisał wiadomości, zostawiał kwiaty pod drzwiami biblioteki. Ale ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem.

Pewnego wieczoru przyszła do mnie sąsiadka, pani Zofia.

— Kinga, widziałam twojego męża pod sklepem… Wyglądał na zagubionego…

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: jak długo jeszcze będę żyć w kłamstwie?

W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i pojechałam do mamy do Gdyni. Marek został sam w naszym mieszkaniu nad morzem.

Minęły tygodnie. Czułam ulgę i ból jednocześnie. Mama powtarzała mi: „Lepiej być samą niż żyć w ciągłym strachu”. Ale ja wciąż zadawałam sobie pytanie: czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi po takiej zdradzie? Czy to ja byłam winna, że nie zauważyłam wcześniej sygnałów?

Czasem patrzę na morze i myślę: ile tajemnic kryje się pod jego powierzchnią? Ile jeszcze rzeczy mogło zostać niewypowiedzianych między nami? Może każdy z nas nosi swoją zasłonę kradzieży — tylko nie każdy ma odwagę ją odsłonić.