Czy naprawdę można mnie ignorować? Historia o rodzinie, zdradzie i poszukiwaniu własnej wartości
– Znowu ty? – usłyszałam za plecami głos mamy, kiedy weszłam do kuchni. Stała przy blacie, krojąc warzywa na sałatkę jarzynową, a jej twarz była napięta jak zawsze, gdy coś ją denerwowało. – Przesuń się, muszę mieć miejsce.
Miałam wtedy trzydzieści dwa lata i po raz kolejny poczułam się jak dziecko, które przeszkadza dorosłym. – Chciałam tylko zapytać, czy mogę pomóc – powiedziałam cicho. Mama nawet nie spojrzała w moją stronę. – Lepiej idź do pokoju, zaraz przyjedzie twoja siostra.
Moja siostra, Aleksandra. Młodsza ode mnie o dwa lata, zawsze była tą lepszą. Piękniejsza, bardziej przebojowa, z dyplomem z prawa i narzeczonym lekarzem. Rodzice byli z niej dumni. Ja? Ja byłam nauczycielką w podstawówce na warszawskim Targówku, wynajmowałam kawalerkę i miałam kota. W ich oczach – wieczna porażka.
Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Przez cienką ścianę słyszałam, jak mama rozmawia przez telefon z Aleksandrą:
– Tak, kochanie, już wszystko gotowe. Twój ulubiony sernik też upiekłam. Aha… nie, nie martw się o Magdę, ona sobie poradzi.
Magda – to ja. Zawsze „poradzę sobie”.
Kiedy Aleksandra weszła do domu, wszystko się zmieniło. Mama rzuciła nóż, otarła ręce o fartuch i wybiegła do przedpokoju. – Oleńka! – krzyknęła radośnie. Tata wyszedł z gabinetu i nawet kot przyszedł zobaczyć zamieszanie.
– Cześć wszystkim – powiedziała Aleksandra, zdejmując płaszcz. Była piękna jak zawsze: długie włosy, drogi zapach perfum, uśmiech jak z reklamy pasty do zębów.
– Magda też tu jest – rzuciła mama od niechcenia.
– Cześć, siostra – powiedziała Aleksandra i pocałowała mnie w policzek. Pachniała drogerią i sukcesem.
Przy stole rozmowa toczyła się wokół niej: jej pracy w kancelarii, planowanego ślubu z Bartkiem („Bartka znasz przecież, Magda?”), nowego mieszkania na Wilanowie. Ja milczałam. Kiedy próbowałam coś powiedzieć o swoich uczniach, mama zmieniła temat:
– A pamiętasz, Oleńko, jak w liceum wygrałaś olimpiadę?
Zacisnęłam dłonie pod stołem. Chciałam krzyczeć: „A ja? Czy ja się nie liczę?”
Wieczorem poszłam na balkon zapalić papierosa. Tata wyszedł za mną.
– Magda…
– Wiem, tato. Ona jest waszą dumą.
Westchnął ciężko.
– To nie tak… Po prostu ona zawsze była taka… łatwa do kochania.
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego.
Następnego dnia Aleksandra poprosiła mnie o pomoc przy wyborze sukni ślubnej. Pojechałyśmy razem do salonu na Mokotowie. Przymierzała kolejne kreacje, a ja siedziałam na kanapie i udawałam zachwyt.
– Magda, ty chyba nigdy nie myślałaś o ślubie? – zapytała nagle Aleksandra.
– Nie każdy musi wychodzić za mąż – odpowiedziałam szorstko.
– Ale przecież… nie boisz się być sama?
Zatkało mnie. Czy naprawdę wszyscy uważają, że jestem samotna i nieszczęśliwa?
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem mama weszła do mojego pokoju bez pukania.
– Mogłabyś być trochę milsza dla siostry. Ona ma teraz tyle stresu przed ślubem.
– A ja? Ja też mam stresy! – wybuchłam pierwszy raz od lat.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ty? Przecież niczego ci nie brakuje…
– Brakuje mi waszej uwagi! Waszej miłości! Zawsze byłam dla was niewidzialna!
Mama zamilkła. Wyszła bez słowa.
Następnego dnia wybuchła prawdziwa burza. Rano zadzwonił telefon: Bartek zerwał zaręczyny z Aleksandrą. Podobno dowiedział się o jej romansie z kolegą z pracy. Aleksandra płakała w kuchni, mama ją tuliła, tata chodził po domu jak cień.
A ja? Ja byłam tą jedyną osobą, która potrafiła zachować zimną krew.
Wieczorem Aleksandra przyszła do mojego pokoju.
– Magda… przepraszam za wszystko. Zawsze ci zazdrościłam spokoju i tego, że potrafisz być sobą.
Patrzyłam na nią zdziwiona.
– Ty mi zazdrościłaś?
– Tak… Mama i tata zawsze cię lekceważyli, ale ty nigdy nie musiałaś nikomu nic udowadniać. Ja całe życie gram kogoś innego…
Objęłyśmy się i po raz pierwszy od lat poczułam się jej siostrą.
Po kilku tygodniach mama zaczęła inaczej na mnie patrzeć. Częściej pytała o moje życie, czasem dzwoniła bez powodu. Tata zaczął przychodzić na moje szkolne przedstawienia. Aleksandra wyjechała do Gdańska i zaczęła nowe życie – bez udawania.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba krzyknąć „Jestem tu!” nawet jeśli nikt nie chce słuchać. Bo czy naprawdę można ignorować kogoś tylko dlatego, że jest inny? Czy wy też czuliście się kiedyś niewidzialni w swojej rodzinie?