Gdy los puka do drzwi: Historia Krzysztofa i Jadwigi

— Dzień dobry, koleżanko — powiedziałem, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Uśmiech Jadwigi był jak promień słońca w pochmurny dzień. Właśnie przekroczyła próg naszego biura, a ja już wiedziałem, że coś się zmieni. Może to jej pewność siebie, może sposób, w jaki patrzyła mi prosto w oczy, nie spuszczając wzroku nawet na sekundę. Byłem kierownikiem działu marketingu w dużej warszawskiej firmie, miałem czterdzieści dwa lata i od kilku lat byłem samotny. Samotność była moim wyborem — przynajmniej tak sobie powtarzałem. Ale tego dnia poczułem, jakby los zapukał do moich drzwi.

— Krzysztof, prawda? — zapytała z lekkim uśmiechem. — Słyszałam o panu same dobre rzeczy.

— Proszę, mów mi po imieniu — odpowiedziałem szybko, zbyt szybko. — W naszym dziale wszyscy są na „ty”.

Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że ta rozmowa będzie początkiem końca mojego uporządkowanego życia.

Jadwiga była inna niż wszystkie kobiety, które znałem. Miała w sobie ogień i odwagę, której mi brakowało. Już pierwszego dnia rzuciła się w wir pracy, nie bojąc się zadawać trudnych pytań i podważać moich decyzji. Z początku mnie to irytowało, ale z czasem zacząłem podziwiać jej determinację. Zauważyłem też, że coraz częściej szukam jej wzroku podczas zebrań i łapię się na tym, że myślę o niej po godzinach.

Pewnego wieczoru zostaliśmy sami w biurze. Pracowaliśmy nad ważną prezentacją dla zarządu. Nagle Jadwiga odwróciła się do mnie i powiedziała:

— Krzysztof, dlaczego jesteś taki zamknięty? Masz w sobie tyle pasji, ale chowasz ją za maską profesjonalizmu.

Zaskoczyła mnie. Nikt wcześniej nie odważył się powiedzieć mi czegoś takiego prosto w twarz.

— Może po prostu boję się pokazać prawdziwego siebie — odpowiedziałem szczerze.

— A czego się boisz najbardziej?

— Że ktoś mnie zrani… albo że sam kogoś zranię.

Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę. W powietrzu zawisło napięcie. W końcu Jadwiga podeszła bliżej i dotknęła mojej dłoni.

— Czasem trzeba zaryzykować — szepnęła.

Tej nocy nie wróciłem do pustego mieszkania sam. Wszystko potoczyło się szybko, zbyt szybko. Nasz romans był jak burza — gwałtowny, namiętny i nieprzewidywalny. Przez kilka tygodni żyliśmy jak w innym świecie. Spotykaliśmy się po pracy, rozmawialiśmy godzinami o marzeniach i lękach. Jadwiga była dla mnie jak tlen — przy niej czułem się żywy.

Ale życie nie jest bajką. Wkrótce zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Moi współpracownicy zaczęli plotkować. Ktoś widział nas razem w kawiarni niedaleko biura. Szefowa działu HR wezwała mnie na rozmowę:

— Krzysztofie, musisz być ostrożny. Relacje między przełożonym a podwładną mogą być źle odebrane przez zarząd.

Zignorowałem ostrzeżenia. Myślałem tylko o Jadwidze.

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, kiedy niespodziewanie odwiedziła mnie moja siostra Anna. Od lat była dla mnie jak matka — odkąd nasi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, to ona trzymała naszą rodzinę razem.

— Krzysiek, co się z tobą dzieje? — zapytała bez ogródek. — Odkąd pojawiła się ta nowa dziewczyna, jesteś nie do poznania.

— Anna, jestem szczęśliwy pierwszy raz od lat — odpowiedziałem z przekonaniem.

— Ale czy ona jest tego warta? Wiesz dobrze, jak kończą się takie historie…

Nie chciałem jej słuchać. Byłem przekonany, że tym razem będzie inaczej.

Tymczasem Jadwiga zaczęła coraz częściej mówić o zmianach. Chciała awansować szybciej niż było to możliwe. Zaczęła naciskać na mnie, żebym pomógł jej zdobyć lepszą pozycję w firmie.

— Krzysztofie, przecież możesz porozmawiać z dyrektorem…

— Jadwigo, to nie takie proste. Muszę być fair wobec wszystkich pracowników.

— Ale ja nie jestem „wszystkimi”. Myślałam, że dla ciebie znaczę więcej.

Czułem się rozdarty. Z jednej strony chciałem jej pomóc, z drugiej wiedziałem, że to nieuczciwe wobec reszty zespołu. Nasze kłótnie stawały się coraz częstsze i coraz bardziej gwałtowne.

Pewnego dnia przyszedłem do pracy wcześniej niż zwykle i zobaczyłem Jadwigę rozmawiającą z moim zastępcą, Pawłem. Ich rozmowa była bardzo zażyła. Poczułem ukłucie zazdrości i lęku.

Wieczorem zapytałem ją o to wprost:

— Jadwigo, czy coś was łączy?

Spojrzała na mnie chłodno:

— Krzysztofie, nie jesteś jedynym mężczyzną na świecie. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi osiągnąć cele.

To był cios prosto w serce. Poczułem się wykorzystany i upokorzony.

Przez kolejne dni unikałem Jadwigi jak ognia. Praca przestała sprawiać mi radość. W domu czekała na mnie tylko cisza i echo dawnych wspomnień.

W końcu zebrałem się na odwagę i porozmawiałem z Anną.

— Miałaś rację — powiedziałem cicho. — Dałem się ponieść emocjom i zapomniałem o tym, co naprawdę ważne.

Siostra objęła mnie ramieniem:

— Każdy czasem błądzi, Krzysiek. Najważniejsze to wyciągnąć z tego lekcję.

Dziś wiem jedno: kiedy los puka do drzwi, trzeba dobrze zastanowić się, czy warto je otworzyć bez zastanowienia. Czy można zaufać własnym uczuciom, kiedy rozum krzyczy „stop”? Czasem największym ryzykiem jest pozwolić sobie na szczerość wobec samego siebie.