Wszystko, co jest Twoje, pozostanie Twoje – Historia Kingi z miasteczka pod górami

– Kinga, nie rozumiesz? To wszystko jest dla ciebie! – głos ciotki Marianny drżał od gniewu i rozczarowania. Stałam na środku salonu, w którym ściany pamiętały więcej łez niż śmiechu. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a wiatr szarpał gałęziami starych lip. Czułam, jak powietrze gęstnieje od niewypowiedzianych słów.

Wszystko, co miałam, wydawało się na wyciągnięcie ręki: dom z czerwonej cegły na skraju miasta, rodzice, którzy zostawili mi w spadku nie tylko majątek, ale i ciężar oczekiwań. Po ich śmierci to ciotka Marianna przejęła stery – była dla mnie matką, ojcem i sędzią w jednym. Zawsze powtarzała: „Wszystko, co przyjdzie do ciebie, pozostanie twoje. Ale musisz na to zasłużyć.”

Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo te słowa będą mnie prześladować.

Miasteczko pod górami było jak zamknięta księga – każdy znał każdego, plotki rozchodziły się szybciej niż dym z kominów. Chodziłam do liceum z synem burmistrza, Pawłem. Był moim pierwszym przyjacielem i pierwszą miłością. Ale nawet on nie wiedział wszystkiego o moim domu.

Często wracałam do pustego pokoju rodziców. Siadałam na ich łóżku i wdychałam zapach starych perfum mamy. Wtedy czułam się bezpieczna. Ale kiedyś usłyszałam rozmowę ciotki przez telefon:

– Kinga musi się dostosować. Nie pozwolę jej zmarnować tego, co zbudowali jej rodzice…

Zrozumiałam wtedy, że nie jestem wolna. Moje życie było zaplanowane – studia prawnicze w Krakowie, powrót do miasteczka i przejęcie rodzinnej firmy. Nawet mój związek z Pawłem był mile widziany przez ciotkę – syn burmistrza to przecież idealna partia.

Ale ja miałam inne marzenia. Chciałam malować. Kolory były moją ucieczką od szarości codzienności. Malowałam nocami, chowając obrazy pod łóżkiem.

Pewnego dnia Paweł znalazł jeden z nich.

– To twoje? – zapytał z niedowierzaniem.
– Tak… – odpowiedziałam niepewnie.
– Kinga, to jest niesamowite! Dlaczego nikt o tym nie wie?

Nie umiałam odpowiedzieć. Bałam się reakcji ciotki. Bałam się utraty wszystkiego.

Zbliżały się moje osiemnaste urodziny. Ciotka urządziła wielkie przyjęcie – zaprosiła całą lokalną elitę. Wszyscy składali mi życzenia sukcesów i mądrych wyborów. Czułam się jak aktorka w cudzym przedstawieniu.

Po północy Paweł pociągnął mnie za rękę do ogrodu.

– Kinga, uciekajmy stąd. Możesz studiować malarstwo w Warszawie! Pomogę ci…

Serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę uwierzyłam, że mogę być wolna.

Ale następnego dnia ciotka znalazła moje obrazy.

– Co to ma być?! – krzyczała, trzymając płótno z moim autoportretem.
– To jestem ja…
– Ty? Ty masz być prawnikiem! Masz obowiązki wobec rodziny!

Wybiegłam z domu, nie czując zimna ani deszczu. Siedziałam na przystanku autobusowym do rana. Paweł przyszedł po mnie.

– Kinga, nie możesz żyć dla innych…
– Ale jeśli odejdę, stracę wszystko…
– Wszystko? Czy to naprawdę jest twoje?

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez kolejne dni. Ciotka milczała – karała mnie ciszą. W szkole szeptano o moim „wybryku”. Nawet nauczycielka plastyki patrzyła na mnie inaczej.

W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i zostawiłam list:

„Ciociu, dziękuję za wszystko. Ale muszę spróbować żyć po swojemu. Jeśli to, co jest moje, ma naprawdę pozostać moje – muszę to odnaleźć sama.”

Wyjechałam do Warszawy. Przez pierwsze miesiące było ciężko – wynajmowałam pokój z trzema studentkami, pracowałam w kawiarni i malowałam nocami. Paweł odwiedzał mnie czasem, ale wiedziałam już, że muszę być sama.

Po roku dostałam się na wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych. Ciotka przysłała mi list – krótki, chłodny:

„Jeśli kiedyś będziesz gotowa wrócić do domu, drzwi są otwarte.”

Nie wiem jeszcze, czy wrócę. Może dom to nie miejsce, tylko ludzie i marzenia?

Czasem pytam siebie: czy naprawdę można mieć wszystko? Czy to, co przychodzi do nas łatwo, naprawdę jest nasze? A może trzeba najpierw coś stracić, żeby odnaleźć siebie?

Może Wy znacie odpowiedź?