„Czy miłość można przeliczyć na pieniądze? Moja córka po ślubie zerwała ze mną kontakt przez… prezent”
– Mamo, naprawdę myślałam, że… – głos Kasi drżał, a jej oczy były pełne łez i rozczarowania. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, jeszcze wśród resztek balonów i konfetti po weselu. W powietrzu unosił się zapach kawy i świeżo upieczonego ciasta, ale ja czułam tylko gorycz.
– Kasiu, przecież… – zaczęłam, ale przerwała mi gwałtownie.
– Wszyscy dostali od rodziców koperty z grubymi plikami pieniędzy. A wy? Nawet nie tysiąc złotych! – jej słowa cięły mnie jak nóż. – Czy naprawdę tak mało dla was znaczę?
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przecież z mężem od miesięcy odkładaliśmy każdą złotówkę, żeby wyprawić jej wesele marzeń. Sala w podwarszawskim dworku, orkiestra, fotograf, suknia ślubna z salonu na Nowym Świecie… Wszystko dla niej. Nawet nie liczyliśmy, ile to kosztuje – ważne było tylko jej szczęście.
A jednak teraz stała przede mną moja jedyna córka i patrzyła na mnie jak na obcą osobę.
– Kasiu, zapłaciliśmy za wszystko… – wyszeptałam. – Chciałam, żebyś miała piękny dzień. Myślałam, że to się liczy.
– Ale wszyscy pytali, ile dostaliśmy od rodziców! – wybuchła. – A ja musiałam się tłumaczyć. Wstydziłam się!
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę to jest najważniejsze? Czy miłość matki można przeliczyć na pieniądze w kopercie?
Kasia wybiegła z kuchni trzaskając drzwiami. Zostałam sama przy stole, wśród pustych filiżanek i niedojedzonych kawałków tortu. Mąż wszedł cicho do pomieszczenia i usiadł obok mnie.
– Nie przejmuj się – powiedział cicho. – Ona jeszcze zrozumie.
Ale czy zrozumie? Czy ja sama rozumiem?
W kolejnych dniach próbowałam do niej dzwonić. Pisałam wiadomości: „Córeczko, kocham cię”, „Może porozmawiamy?”, „Tęsknię za tobą”. Odpowiedzi nie było. Zamiast tego dowiedziałam się od sąsiadki, że Kasia żali się wszystkim dookoła: „Mama mnie nie szanuje. Dla niej ważniejsze były rachunki niż ja”.
Przypominałam sobie jej dzieciństwo: jak płakała po upadku z roweru, jak tuliła się do mnie w nocy po złym śnie, jak razem piekłyśmy pierniki na święta. Czy to wszystko przestało się liczyć?
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja siostra, Ania.
– Słyszałam o waszej kłótni – zaczęła ostrożnie. – Może powinnaś jej dać więcej pieniędzy? Tak dla świętego spokoju.
– Ale przecież nie o to chodzi! – wybuchłam. – To nie jest kwestia pieniędzy! Chciałam jej dać coś więcej niż kopertę – wspomnienia, radość, rodzinę…
Ania westchnęła.
– Czasy się zmieniły, Ela. Teraz młodzi patrzą inaczej. Może nie rozumiesz ich oczekiwań?
Zamilkłam. Może rzeczywiście nie rozumiem? Może jestem już z innego świata?
Mąż próbował mnie pocieszać.
– Daliśmy jej wszystko, co mogliśmy – mówił wieczorami. – Nie możemy się obwiniać.
Ale ja nie mogłam spać. W nocy przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka. Czy naprawdę powinnam była wcisnąć jej do ręki gruby plik banknotów? Czy to by coś zmieniło?
Minęły tygodnie. Kasia nie odzywała się. Widziałam na Facebooku zdjęcia z podróży poślubnej: ona i Tomek na Santorini, uśmiechnięci, zakochani. Pod każdym zdjęciem komentarze: „Piękna para!”, „Gratulacje!”, „Obyście mieli tyle szczęścia co pieniędzy!”.
A ja siedziałam sama w pustym domu i czułam się coraz bardziej niepotrzebna.
W końcu postanowiłam napisać do niej list. Prawdziwy, papierowy list – tak jak kiedyś pisało się do bliskich.
„Kasiu,
Nie wiem, czy przeczytasz te słowa. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że kocham Cię nad życie i zawsze chciałam dla Ciebie jak najlepiej. Może popełniłam błąd, może powinnam była dać Ci więcej pieniędzy – ale chciałam dać Ci coś więcej: wsparcie i miłość. Jeśli kiedyś będziesz gotowa porozmawiać, czekam na Ciebie zawsze.
Mama”
Nie wiem, czy ten list coś zmienił. Minęły kolejne dni ciszy.
Aż pewnego popołudnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Kasię. Stała w progu ze spuszczoną głową.
– Mamo… Przepraszam – wyszeptała. – Chyba trochę przesadziłam.
Objęłyśmy się mocno i obie płakałyśmy długo.
Ale mimo pojednania w moim sercu pozostał ślad tej rany. Zastanawiam się do dziś: czy naprawdę miłość rodzica można zmierzyć zawartością koperty? Czy nasze dzieci kiedykolwiek zrozumieją, ile dla nich poświęcamy?
A Wy? Co myślicie? Czy dzisiaj wszystko musi być przeliczalne na pieniądze?