Cień brata: Historia o poświęceniu, żalu i odwadze, by zawalczyć o siebie
– Znowu ty, Anka? – usłyszałam w słuchawce głos brata, zniecierpliwiony, jakby każda rozmowa ze mną była dla niego ciężarem.
– Mama ma gorączkę. Nie wiem, czy nie trzeba będzie jechać na SOR – powiedziałam, starając się nie pokazać, jak bardzo drży mi głos.
– Nie mogę teraz. Mam spotkanie. Zadzwoń do kogoś innego – rzucił i rozłączył się bez słowa pożegnania.
Zostałam sama w kuchni, z telefonem w ręku i poczuciem, że świat znowu się zawęził do mnie i mamy. Tak było od zawsze. To ja byłam tą silną, tą, która nie sprawiała problemów. „Anka sobie poradzi” – powtarzała mama sąsiadkom, a ja uczyłam się być niewidzialna. Nie płakałam, nie narzekałam, nie domagałam się uwagi. Za to Michał…
Michał był oczkiem w głowie mamy. Młodszy o trzy lata, delikatny, „wrażliwy” – jak mawiała. Kiedy rozbił kolano, mama rzucała wszystko, by go opatrzyć. Kiedy miał zły dzień w szkole, piekła mu ulubione drożdżówki z serem. Ja? Ja sama robiłam sobie kanapki i opatrywałam skaleczenia.
Pamiętam pewien wieczór sprzed lat. Miałam wtedy dwanaście lat, Michał dziewięć. Siedziałam przy biurku, odrabiając lekcje, gdy usłyszałam płacz z pokoju obok.
– Mamo! – wołał Michał. – Nie umiem tego zadania!
Mama wbiegła do niego jak na sygnał. Zostawiła mnie samą z moimi równaniami i ciszą.
– Aniu, ty już wszystko umiesz – powiedziała potem z uśmiechem. – Pomóż bratu.
Pomagałam. Zawsze pomagałam. Nawet wtedy, gdy miałam własne problemy. Nawet wtedy, gdy czułam się niewidzialna.
Lata mijały. Michał wyrósł na przystojnego chłopaka, który zawsze miał wokół siebie ludzi. Ja – cicha, wycofana, zaczytana w książkach – byłam tłem jego sukcesów i porażek. Mama była dumna z niego na głos. Ze mnie – po cichu.
Kiedy tata odszedł do innej kobiety, miałam szesnaście lat. Michał płakał w poduszkę, mama tuliła go godzinami. Ja zamknęłam się w łazience i płakałam cicho, żeby nikt nie słyszał.
Potem przyszły studia. Wyjechałam do Warszawy na polonistykę. Michał został w rodzinnym mieście, studiował informatykę zaocznie i mieszkał z mamą. W weekendy wracałam do domu – gotowa pomagać, sprzątać, słuchać narzekań mamy na życie i na tatę.
– Michał jest taki dobry – mówiła mama. – Pomaga mi w zakupach, czasem nawet ugotuje obiad.
Nie mówiła o tym, że to ja płacę rachunki za prąd i gaz z mojej stypendialnej pensji. Nie mówiła o tym, że to ja załatwiam jej wizyty u lekarzy.
Po studiach wróciłam do rodzinnego miasta. Pracowałam jako bibliotekarka w liceum. Michał znalazł pracę w firmie informatycznej i szybko się wyprowadził do nowego mieszkania z dziewczyną – Kasią.
Mama została sama. Coraz częściej dzwoniła do mnie z prośbami: „Anka, przyjdź naprawić kran”, „Anka, pomóż mi zrobić zakupy”, „Anka, boli mnie głowa”.
Michał wpadał raz na dwa tygodnie – na obiad albo po pieniądze.
A potem przyszła choroba.
Najpierw były bóle brzucha, potem diagnoza: rak jelita grubego. Mama zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Michał…
– Nie mogę patrzeć na mamę taką słabą – powiedział mi pewnego dnia przez telefon. – Ty jesteś silniejsza.
Byłam silniejsza? Czy po prostu nie miałam wyboru?
Zostałam z mamą sama przez kolejne miesiące chemioterapii. Woziłam ją do szpitala, podawałam leki, myłam jej włosy nad miską w kuchni. Nocami siedziałam przy jej łóżku i słuchałam jej szeptów:
– Aniu… przepraszam…
Za co przepraszała? Za lata milczenia? Za to, że zawsze byłam tą drugą?
Michał pojawiał się rzadko. Przynosił kwiaty i czekoladki, robił zdjęcia na Instagramie: „Kocham moją mamę”.
W domu zostawałyśmy same z jej bólem i moją bezsilnością.
Pewnego dnia mama dostała wysokiej gorączki. Zadzwoniłam do Michała – nie odebrał. Pojechałam sama na SOR. Czekałyśmy pięć godzin na korytarzu pełnym ludzi.
– Dlaczego zawsze jesteś tylko ty? – zapytała cicho mama.
Nie odpowiedziałam jej wtedy. Bałam się prawdy.
Po powrocie do domu zadzwoniłam do Michała jeszcze raz.
– Musisz przyjechać – powiedziałam stanowczo. – Mama jest bardzo słaba.
Przyjechał następnego dnia z Kasią. Siedzieli przy stole, rozmawiali o wakacjach w Chorwacji.
– Anka przesadza – powiedział Michał do Kasi półgłosem. – Mama zawsze była hipochondryczką.
Poczułam wściekłość tak wielką, że aż zabrakło mi tchu.
– Wyjdźcie! – krzyknęłam nagle. – Jeśli nie chcecie pomóc, to po prostu wyjdźcie!
Kasia spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Michał zacisnął usta i wyszedł bez słowa.
Zostałyśmy same.
Przez kolejne tygodnie opiekowałam się mamą niemal bez przerwy. Przestałam chodzić do pracy – dyrektorka szkoły dała mi bezpłatny urlop.
Czułam się coraz bardziej zmęczona i samotna. Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o swoim życiu: o niespełnionych marzeniach o podróżach, o miłości, o własnej rodzinie.
Pewnej nocy mama poprosiła mnie:
– Aniu… jeśli coś mi się stanie… nie miej żalu do Michała. On po prostu taki jest…
Nie odpowiedziałam jej wtedy niczego.
Kilka tygodni później mama zmarła we śnie.
Pogrzeb był skromny. Michał wygłaszał wzruszającą mowę nad grobem:
– Mama była dla nas wszystkim…
Stałam obok niego i czułam pustkę tak wielką, że aż bolało mnie serce.
Po pogrzebie Michał zaproponował spotkanie przy kawie.
– Musimy podzielić mieszkanie – powiedział rzeczowo. – Kasia jest w ciąży i potrzebujemy większego lokum.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu.
– A co ze mną? – zapytałam cicho.
Wzruszył ramionami:
– Ty sobie poradzisz… zawsze sobie radziłaś.
Wyszłam z kawiarni bez słowa pożegnania.
Dziś siedzę sama w pustym mieszkaniu mamy i piszę te słowa. Zastanawiam się: czy naprawdę bycie silną oznacza bycie samotną? Czy warto zawsze być tą odpowiedzialną? Czy ktoś kiedyś zobaczy we mnie coś więcej niż tylko cień brata?
A wy? Czy też byliście kiedyś tą osobą od wszystkiego? Jak długo można nie mieć prawa do własnych uczuć?