Dacza zamiast rodziny: Wybór, który zmienił wszystko
— Marzena, czy ty naprawdę myślisz, że to wszystko jest dla ciebie? — głos Haliny Antoniny, matki mojego męża, przeszył mnie jak zimny nóż. Stałam w salonie jej willi w Konstancinie, otoczona zapachem świeżych róż i ciężarem spojrzeń rodziny Wojtka. Był jubileusz jej sześćdziesiątych urodzin. Wszystko błyszczało: srebrne sztućce, kryształowe kieliszki, nawet jej uśmiech wydawał się wypolerowany na tę okazję. Ale pod tą warstwą blichtru czułam coś niepokojącego — jakby ten dom był sceną, a my tylko aktorami w przedstawieniu, którego reżyserem była ona.
Wojtek ścisnął moją dłoń pod stołem. — Daj spokój, mama po prostu chce dobrze — szepnął. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Halina Antonina nigdy nie robiła niczego bezinteresownie. Nawet ten bankiet był pretekstem do ogłoszenia czegoś ważnego. Czułam to w powietrzu.
Po obiedzie, kiedy wszyscy zbierali się wokół tortu, Halina Antonina wstała i stuknęła łyżeczką w kieliszek. — Kochani, mam dla was niespodziankę! — jej głos rozbrzmiał echem po marmurowych ścianach. — Postanowiłam przekazać naszą daczę w Międzylesiu komuś z was. Ale nie każdemu… tylko temu, kto naprawdę zasłuży.
Wszyscy zamarli. Dacza była legendą w rodzinie — miejsce letnich wakacji, wspomnień z dzieciństwa Wojtka i jego siostry Magdy. Ja byłam tam tylko raz. Pamiętam zapach starego drewna i śmiech dzieci bawiących się w ogrodzie. Dla mnie to było tylko miejsce. Dla nich — symbol rodziny.
— Warunek jest jeden — ciągnęła Halina Antonina. — Kto przejmie daczę, musi zobowiązać się do opieki nade mną na starość. To nie jest tylko dom. To odpowiedzialność.
Wojtek spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedziałam, że chciałby ją przyjąć. Ale ja… Ja miałam inne plany na życie. Marzyłam o własnym mieszkaniu w centrum Warszawy, o wolności od rodzinnych zobowiązań i wiecznych pretensji teściowej.
— Mamo, to poważna decyzja — odezwała się Magda, siostra Wojtka. — Może powinniśmy to przemyśleć?
— Nie ma czasu na myślenie — odparła Halina Antonina stanowczo. — Chcę wiedzieć dzisiaj.
Wojtek ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. — Marzena… co ty na to?
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Poczułam się jak oskarżona przed sądem rodzinnym. Przez chwilę miałam ochotę uciec, ale coś mnie powstrzymało.
— Przepraszam… muszę wyjść na chwilę — wyszeptałam i wybiegłam do ogrodu.
Za mną wybiegła Magda.
— Marzena, nie przejmuj się mamą. Ona zawsze stawia wszystkich pod ścianą — powiedziała cicho.
— Ale to nie jest tylko jej sprawa! — wybuchłam. — To decyzja na całe życie! Ja nie chcę być więźniem tej daczy i jej oczekiwań!
Magda westchnęła. — Wiem… Ja też mam dość tej presji. Ale jeśli odmówimy, mama nigdy nam tego nie wybaczy.
Wróciłam do salonu z sercem bijącym jak szalone. Wojtek patrzył na mnie błagalnie.
— Kochanie… może to nasza szansa? Dom dla nas, dla naszych dzieci… — zaczął niepewnie.
— A co z moimi marzeniami? Z moją pracą? Z naszym życiem w mieście? — przerwałam mu drżącym głosem.
Halina Antonina patrzyła na mnie z wyższością.
— Widzisz, Wojtku? Mówiłam ci, że ona nigdy nie będzie jedną z nas — rzuciła lodowato.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam krzyczeć, że nie jestem egoistką. Że po prostu chcę żyć po swojemu.
— Przepraszam… ale nie mogę tego zrobić — powiedziałam cicho.
Zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Wojtek spuścił głowę. Magda odwróciła wzrok. Halina Antonina uśmiechnęła się triumfalnie.
— Wiedziałam — szepnęła tak cicho, że tylko ja to usłyszałam.
Wieczorem wróciliśmy do domu w milczeniu. Wojtek nie odezwał się ani słowem przez całą drogę. Widziałam w jego oczach rozczarowanie i żal.
— Dlaczego nie mogłaś choć raz zrobić czegoś dla mojej rodziny? — zapytał w końcu gorzko.
— A kto zrobi coś dla mnie? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co straciłam… a może o tym, co ocaliłam?
Następnego dnia Wojtek wyprowadził się do matki. Powiedział, że musi przemyśleć wszystko od nowa. Zostałam sama w naszym mieszkaniu z poczuciem winy i ulgi jednocześnie.
Czy można mieć dom bez rodziny? Czy można być szczęśliwym, wybierając siebie zamiast bliskich? Czasem zastanawiam się, czy naprawdę miałam wybór…