Od zdrady do przebaczenia: Moje życie między ruiną a nadzieją

Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z zimną już herbatą, kiedy usłyszałam trzask drzwi. Zanim zdążyłam zareagować, do mieszkania wbiegła moja matka, Zofia, z twarzą czerwoną od gniewu.

– Wiesz, co się dzieje na osiedlu? – rzuciła bez przywitania. – Cała klatka już wie, że twój mąż cię zdradza! Nawet pani Krysia z trzeciego piętra mówiła mi dziś rano, że widziała go z tą blondyną pod Biedronką!

Zamarłam. Jeszcze wczoraj łudziłam się, że to tylko plotki. Że może te późne powroty Michała to rzeczywiście nadgodziny w pracy, a nie…

– Mamo, proszę cię… – wyszeptałam, czując jak łzy cisną mi się do oczu.

– Prosić? Ty powinnaś działać! – Zofia nie miała litości. – Dzieci patrzą! Chcesz, żeby wszyscy myśleli, że jesteś frajerką?

Wtedy do kuchni wszedł mój syn, Kuba, z zeszytem pod pachą.

– Mamo, mogę iść do Tomka na komputer?

– Idź, kochanie – odpowiedziałam drżącym głosem.

Gdy tylko wyszedł, matka znów zaczęła:

– Musisz go wyrzucić! Natychmiast! Ja bym nie pozwoliła się tak traktować!

Nie miałam siły odpowiadać. Oparłam się o blat i spojrzałam przez okno na szare bloki. W głowie miałam mętlik. Michał był moją pierwszą miłością. Poznaliśmy się jeszcze w liceum w Radomiu. Przeprowadzka do Warszawy miała być nowym początkiem. Dzieci, kredyt na mieszkanie, praca w szkole… Wszystko wydawało się takie zwyczajne, aż do tego dnia.

Wieczorem Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Pachniał damskimi perfumami. Nie patrzył mi w oczy.

– Musimy porozmawiać – powiedział cicho.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Dzieci już spały.

– Wiem o wszystkim – powiedziałam bez emocji.

Michał spuścił głowę.

– Przepraszam. To nie miało tak wyglądać… Ja… pogubiłem się. To nie jest poważne. To tylko… chwila słabości.

– Chwila słabości? – wybuchłam nagle. – Dwa miesiące wracasz po północy! Kłamiesz mi prosto w oczy!

– Przepraszam… – powtórzył tylko.

Wybiegłam z domu. Siedziałam na ławce pod blokiem i płakałam jak dziecko. Po chwili obok usiadła sąsiadka, pani Halina.

– Nie płacz, dziecko – powiedziała cicho. – Każda z nas coś przeżyła. Ale pamiętaj: dzieci patrzą.

Tej nocy nie spałam. Rano podjęłam decyzję: Michał musi się wyprowadzić. Zostawił mi kartkę na stole: „Przepraszam za wszystko. Kocham was”.

Zostałam sama z dwójką dzieci i kredytem na mieszkanie. Matka codziennie dzwoniła i powtarzała:

– Mówiłam ci, żebyś nie wychodziła za tego nieudacznika! Teraz masz! Jak ty sobie poradzisz?

Ojciec milczał. Brat przestał się odzywać, bo „wstyd przyniosłam rodzinie”.

W pracy też nie było łatwo. Dyrektorka patrzyła na mnie z politowaniem:

– Pani Aneto, może lepiej wziąć urlop? Dzieci widzą, że jest pani rozbita…

Ale ja nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Musiałam być silna dla Kuby i Julki.

Najgorsze były wieczory. Kiedy dzieci zasypiały, a ja zostawałam sama ze swoimi myślami. Wtedy wracały wszystkie wspomnienia: pierwsze randki z Michałem, ślub w kościele św. Anny, narodziny Kuby… I to pytanie: gdzie popełniłam błąd?

Pewnego dnia zadzwonił Michał.

– Mogę zobaczyć dzieci?

– Przyjdź jutro po szesnastej – odpowiedziałam chłodno.

Przyszedł z wielkim pluszakiem dla Julki i grą komputerową dla Kuby. Dzieci rzuciły mu się na szyję.

Po ich wyjściu Michał został chwilę dłużej.

– Aneta… ja naprawdę żałuję. Chciałem wrócić do domu…

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze. – Zniszczyłeś wszystko.

– Proszę cię… dla dzieci…

Widziałam łzy w jego oczach pierwszy raz od lat.

Zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej. O dzieciach, o codziennych sprawach. Michał pomagał finansowo, czasem zabierał dzieci na weekendy.

Matka była wściekła:

– Co ty robisz?! On cię zdradził! Chcesz być z nim znowu?!

Ale ja już nie słuchałam jej rad. Musiałam sama zdecydować o swoim życiu.

Po kilku miesiącach Michał poprosił mnie o spotkanie.

– Chciałbym spróbować jeszcze raz… Zacząć od nowa. Przysięgam ci, że się zmieniłem.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu.

– Nie wiem, czy potrafię ci zaufać… Ale spróbujmy – powiedziałam w końcu przez łzy.

To nie była łatwa droga. Były kłótnie, płacz dzieci po nocach, plotki sąsiadek („Ona mu wybaczyła? Głupia!”), ciągłe pretensje matki („Zrobisz największy błąd życia!”). Ale powoli zaczęliśmy odbudowywać nasze życie.

Dziś mija pięć lat od tamtych wydarzeń. Michał naprawdę się zmienił. Jest obecny w życiu dzieci, pomaga mi we wszystkim. Moja matka zaakceptowała naszą decyzję dopiero wtedy, gdy zobaczyła szczęście wnuków.

Czasem jednak budzę się w nocy i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć? Czy można pokochać życie na nowo po takim upadku? A wy – co byście zrobili na moim miejscu?