„Mogę mieszkać w twoim domu, bo cię urodziłam!” – historia o matce, która wróciła, gdy już nie była potrzebna

– Nie chcę, żeby została w moim domu – powiedziałam to głośno, choć serce waliło mi jak młotem. Stałam w korytarzu, patrząc na matkę, która właśnie rozpakowywała walizkę w moim salonie. Miała na sobie ten sam płaszcz, który pamiętałam z dzieciństwa – szary, trochę za duży, pachnący starymi papierosami i tanimi perfumami.

– Mogę mieszkać w twoim domu ze względu na jeden podstawowy powód: urodziłam cię! – odpowiedziała zimno, nawet nie patrząc mi w oczy.

Wtedy wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Miałam zaledwie 11 lat, kiedy moja matka postanowiła wyjść za mąż po raz drugi. Jej nowy mąż, Andrzej, nie chciał mnie w swoim domu. Pamiętam tamten dzień – deszcz lał jak z cebra, a mama prowadziła mnie za rękę do babci. „To tylko na chwilę, kochanie” – mówiła. Ale chwilę zamieniła na lata.

Babcia nigdy nie lubiła mojej matki. „Twoja matka zawsze myśli tylko o sobie” – powtarzała mi wieczorami, kiedy siedziałyśmy przy kuchennym stole i liczyłyśmy drobne z jej emerytury. Czasem płakałam po cichu w poduszkę, bo tęskniłam za mamą. Ale ona dzwoniła coraz rzadziej. Z czasem przestałam czekać na jej telefon.

Szkoła była dla mnie ucieczką. Uczyłam się dobrze, bo wiedziałam, że tylko tak mogę wyrwać się z tej biedy. Babcia była dumna, choć nigdy nie mówiła tego wprost. „Dobrze, że nie jesteś taka jak twoja matka” – rzucała czasem z przekąsem.

Kiedy miałam 18 lat, babcia zachorowała. Opiekowałam się nią sama – mama nawet nie przyjechała na pogrzeb. Wtedy przysięgłam sobie, że nigdy nie będę taka jak ona.

Pracowałam ciężko, skończyłam studia zaoczne, poznałam Pawła. Był czuły i cierpliwy – pierwszy człowiek, który naprawdę mnie pokochał. Założyliśmy rodzinę, kupiliśmy mieszkanie na kredyt. W końcu poczułam się bezpieczna.

Aż do dziś.

Matka pojawiła się nagle – zadzwoniła do drzwi z walizką i oczami pełnymi pretensji. „Andrzej mnie zostawił. Nie mam dokąd pójść” – powiedziała bez cienia skruchy.

Paweł patrzył na mnie pytająco. Nasza córka Zosia schowała się za moimi plecami.

– Mamo… – zaczęłam niepewnie – przecież przez tyle lat nawet się nami nie interesowałaś…

– To nieprawda! – przerwała mi ostro. – Zawsze myślałam o tobie! Ale miałam swoje życie!

Zatkało mnie. Przez chwilę chciałam ją przytulić – była taka mała i zagubiona. Ale zaraz przypomniałam sobie wszystkie samotne święta, wszystkie dni bez telefonu od niej.

Wieczorem usiedliśmy z Pawłem w kuchni.

– Co zamierzasz zrobić? – zapytał cicho.

– Nie wiem… Czuję się winna, ale też wściekła. Jak ona może żądać ode mnie pomocy po tym wszystkim?

– To twoja matka… – powiedział tylko.

Matka została na noc. Rano zaczęła rządzić w kuchni jakby nigdy nic.

– Zosia! Nie jedz tyle słodyczy! – krzyknęła do mojej córki.

– Mamo, proszę… To mój dom – powiedziałam stanowczo.

Spojrzała na mnie z pogardą.

– Twój dom? Gdyby nie ja, nie byłoby cię na świecie! Powinnaś być wdzięczna!

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez całe życie starałam się być lepsza niż ona. Teraz ona wraca i chce wszystko dostać za darmo?

Wieczorem usiadłam sama w pokoju Zosi. Córka tuliła się do mnie mocno.

– Mamusiu, dlaczego babcia jest taka zła?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Minęły dwa tygodnie. Matka coraz bardziej panoszyła się w naszym domu. Krytykowała wszystko: moje gotowanie, wychowanie Zosi, nawet to, jak rozmawiam z Pawłem.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i usłyszałam rozmowę matki z Zosią:

– Twoja mama zawsze była niewdzięczna. Ja ją wychowałam sama!

Zosia patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.

– Ale przecież to babcia cię wychowywała… – szepnęła niepewnie.

Matka uderzyła ręką w stół.

– Co ty możesz wiedzieć!

Wtedy podjęłam decyzję.

Wieczorem usiadłam naprzeciwko niej.

– Mamo, musisz znaleźć sobie inne miejsce do życia. Pomogę ci znaleźć mieszkanie socjalne albo dom opieki. Ale nie możesz tu zostać.

Spojrzała na mnie z nienawiścią.

– Jesteś taka sama jak twoja babka! Zawsze przeciwko mnie!

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Może gdybyś kiedyś pomyślała o kimś innym niż o sobie… Może wtedy miałabyś gdzie wrócić.

Spakowała się bez słowa. Ostatni raz spojrzała na mnie przez próg:

– Jeszcze pożałujesz!

Zamknęłam drzwi i długo płakałam. Paweł objął mnie bez słowa.

Dziś czasem zastanawiam się: czy byłam zbyt surowa? Czy można wybaczyć wszystko tylko dlatego, że ktoś jest naszą matką? Czy rodzina to naprawdę coś więcej niż więzy krwi?