Między młotem a kowadłem: Jak teściowa próbowała mnie zniszczyć, a mąż nie chciał uwierzyć

— Znowu nie posoliłaś ziemniaków, Aniu. Mikołaj lubi słone — usłyszałam za plecami głos teściowej, kiedy stawiałam obiad na stole. Jej ton był łagodny, niemal matczyny, ale spojrzenie lodowate. Mikołaj nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. — Daj spokój, mamo, wszystko jest okej — mruknął, ale wiedziałam, że to nie koniec.

Od dnia naszego ślubu czułam się jak intruz w ich domu. Teściowa, pani Halina, była kobietą o żelaznej woli i jeszcze twardszym sercu. Uśmiechała się do mnie przy gościach, ale kiedy zostawałyśmy same, jej twarz twardniała. — Mój syn zawsze był najważniejszy. Mam nadzieję, że rozumiesz, jak wielka to odpowiedzialność — powiedziała mi kiedyś, patrząc prosto w oczy. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo będzie próbowała mnie z tej odpowiedzialności rozliczać.

Mikołaj był jej oczkiem w głowie. Przed ślubem spędzał z nią każdą wolną chwilę, jeździli razem na zakupy, do kina, nawet na krótkie wycieczki za miasto. Myślałam, że po ślubie to się zmieni — naiwnie wierzyłam, że teraz będziemy rodziną my dwoje. Ale Halina nie zamierzała oddać syna bez walki.

Zaczęło się niewinnie: drobne uwagi o moim gotowaniu, o tym, jak prasuję koszule Mikołaja, jak układam jego rzeczy w szafie. Potem przyszły poważniejsze oskarżenia: że nie dbam o dom, że zaniedbuję męża, że jestem leniwa i niewdzięczna. Mikołaj zawsze stawał po jej stronie. — Przesadzasz, Aniu. Mama tylko chce dobrze — powtarzał. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez drzwi kuchni. — Ona nie jest dla ciebie odpowiednia — mówiła Halina szeptem. — Zasługujesz na kogoś lepszego. Kogoś, kto naprawdę się tobą zaopiekuje. Mikołaj westchnął ciężko. — Mamo, daj już spokój… — Ale ona nie dawała.

Zaczęła rozpuszczać plotki wśród sąsiadów i rodziny. Ktoś powiedział mi na zakupach: — Słyszałam, że nie gotujesz obiadu mężowi? Że wraca głodny z pracy? — Zatkało mnie. Przecież codziennie gotowałam! Kiedy próbowałam wyjaśnić to Mikołajowi, wzruszył ramionami: — Ludzie zawsze gadają bzdury.

Najgorsze przyszło później. Halina zaczęła podsuwać Mikołajowi pomysły na wspólne wyjazdy — beze mnie. Raz pojechali na weekend do Zakopanego „jak za dawnych lat”. Innym razem wybrali się na koncert do Krakowa. Zostawałam sama w pustym mieszkaniu i płakałam w poduszkę.

Moja mama nie wierzyła w to wszystko. — Przesadzasz, Aniu. Może jesteś przewrażliwiona? Może powinnaś spróbować się z nią zaprzyjaźnić? — radziła mi przez telefon. Ale jak zaprzyjaźnić się z kimś, kto patrzy na ciebie jak na wroga?

Pewnego dnia Halina przyszła do nas bez zapowiedzi i zaczęła przestawiać meble w salonie. — Tu będzie lepiej wyglądać kanapa — oznajmiła stanowczo. Patrzyłam na nią bezradnie, a Mikołaj tylko wzruszył ramionami: — Mama zna się na wystroju.

Zaczęłam mieć problemy ze snem. Budziłam się w nocy zlękniona, z poczuciem winy i bezsilności. Próbowałam rozmawiać z mężem: — Mikołaj, ja już tak dłużej nie mogę! Twoja mama mnie niszczy! On tylko przewracał oczami: — Przestań dramatyzować.

W pracy byłam coraz bardziej rozkojarzona. Koleżanka zapytała: — Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczoną… Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Wstydziłam się przyznać, że przegrywam walkę o własne małżeństwo z kobietą, która powinna być dla mnie wsparciem.

Kulminacja przyszła podczas rodzinnego obiadu u teściów. Halina nagle powiedziała przy wszystkich: — Ania chyba nie czuje się tu dobrze… Może powinna wrócić do mamy? Zamarłam. Wszyscy spojrzeli na mnie z zakłopotaniem. Mikołaj milczał.

Po powrocie do domu wybuchłam płaczem. — Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Dlaczego nigdy mnie nie bronisz?! — krzyczałam przez łzy. On tylko siedział cicho i patrzył w podłogę.

Zaczęłam myśleć o rozwodzie. O tym, czy warto walczyć o kogoś, kto nie chce widzieć mojej krzywdy. O tym, czy jestem jeszcze w stanie zaufać komukolwiek.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na szare ulice Krakowa. Zastanawiam się: czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy to ja jestem problemem? A może czasem trzeba po prostu odejść i zacząć żyć dla siebie?

Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak samotny we własnej rodzinie? Czy warto walczyć o miłość za wszelką cenę?