Czy można kochać kogoś, nie akceptując całego jego świata?
– Magda, musimy porozmawiać – Damian patrzył na mnie poważnie, a ja czułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem padał deszcz, który tłukł w szyby jakby chciał zagłuszyć nasze myśli. – Co się stało? – zapytałam, choć przeczuwałam, o co chodzi. Ostatnio coraz częściej widziałam, jak Damian przegląda wiadomości od swojej byłej żony, jak rozmawia przez telefon z synem. Nie przeszkadzało mi to – przynajmniej tak sobie wmawiałam. Przecież wiedziałam od początku, że Damian ma dziecko. Poznałam go już po rozwodzie, kiedy był pogubiony i smutny, a ja byłam dla niego nowym początkiem. Zakochałam się w nim od razu – w jego czułości, dojrzałości i tym smutku w oczach, który chciałam uleczyć.
– Magda… Tomek ma coraz większe problemy w domu. Sylwia nie radzi sobie sama. Myślałem… może mógłby zamieszkać z nami na jakiś czas? – powiedział to szybko, jakby bał się mojej reakcji.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam się odezwać. W głowie miałam tylko jedno: „Nie jestem gotowa”.
– Damian… – zaczęłam niepewnie. – Przecież wiesz, że nie mam nic przeciwko temu, żeby widywał się z Tomkiem. Ale żeby mieszkał z nami? To… to chyba za dużo.
Widziałam, jak jego twarz tężeje. – Magda, to mój syn. On mnie potrzebuje. Nie mogę go zostawić.
– Nie zostawiasz go! Przecież możesz się z nim spotykać, zabierać go na weekendy… Ale mieszkać razem? Ja… ja nie wiem, czy dam radę.
Damian wstał od stołu i podszedł do okna. Przez chwilę milczał. – Myślałem, że jesteśmy partnerami. Że razem możemy wszystko.
Zrobiło mi się głupio i źle. Przecież kocham Damiana. Ale czy muszę kochać też jego dziecko? Czy muszę być gotowa na bycie macochą?
Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Damian jest coraz bardziej zamknięty w sobie. Wiem, że rozmawia z Sylwią o przeprowadzce Tomka. Słyszę ich rozmowy przez drzwi łazienki. On mówi: „Magda się boi”, ona odpowiada: „To twoja decyzja”.
Czuję się winna. Ale też czuję złość – na siebie, na Damiana, na Sylwię i nawet na Tomka, choć przecież to tylko dziecko. Mam 28 lat i to mój pierwszy poważny związek. Nigdy nie planowałam być macochą. Chciałam mieć własne dzieci, własną rodzinę – taką od początku do końca moją.
W pracy nie mogę się skupić. Koleżanka pyta: – Coś się stało? Wyglądasz na przybitą.
– Kłopoty w domu – odpowiadam wymijająco.
Wieczorami leżę w łóżku i myślę: „Może jestem egoistką? Może powinnam spróbować?” Ale potem wyobrażam sobie codzienność: poranki z obcym dzieckiem przy stole, konflikty o drobiazgi, wieczne porównania do Sylwii…
Pewnego dnia Damian wraca późno do domu. Jest zmęczony i rozdrażniony.
– Rozmawiałem z Sylwią – mówi bez powitania. – Tomek przyjedzie na próbę na tydzień w przyszłym miesiącu.
Patrzę na niego z niedowierzaniem.
– Nawet mnie nie zapytałeś?
– Pytałem cię wiele razy! Zawsze mówisz „nie wiem”, „nie jestem gotowa”. Ile mam czekać?
Czuję łzy napływające do oczu.
– To nie fair…
– Nie fair? Magda, to moje dziecko! Nie mogę go zostawić! Jeśli tego nie rozumiesz…
Nie kończy zdania. Wychodzi do sypialni i trzaska drzwiami.
Przez kolejne dni żyjemy obok siebie jak współlokatorzy. Każdy gest jest napięty, każde słowo waży tonę. Damian coraz częściej wychodzi z domu bez słowa.
W końcu przychodzi ten dzień. Tomek przyjeżdża z walizką i pluszowym misiem pod pachą. Jest cichy i nieśmiały. Damian przedstawia nas sobie:
– Tomek, to Magda.
Uśmiecham się sztucznie i czuję się jak intruz we własnym domu.
Przez tydzień próbuję być miła. Gotuję obiady, pytam Tomka o szkołę. On odpowiada półsłówkami albo ucieka do swojego pokoju (naszego dawnego biura). Damian jest szczęśliwy – widzę to w jego oczach. Ale ja czuję się coraz bardziej samotna.
W piątek wieczorem wybucham:
– Damian! Ja tak nie dam rady! Czuję się tu obca! To już nie jest mój dom!
Damian patrzy na mnie długo.
– Magda… Ja cię kocham. Ale Tomek jest moim synem. Jeśli muszę wybierać…
Nie kończy zdania.
Wybiegam z mieszkania i idę przed siebie przez mokre ulice Warszawy. W głowie mam chaos: miłość do Damiana, lęk przed przyszłością, poczucie winy wobec Tomka.
Wieczorem wracam do pustego mieszkania – Damian zabrał Tomka do Sylwii na weekend.
Siedzę sama przy kuchennym stole i myślę: czy naprawdę można kochać kogoś, nie akceptując całego jego świata? Czy jestem potworem za to, że nie chcę być macochą? Czy można budować szczęście na cudzym nieszczęściu?
Może miłość to za mało? A może po prostu jestem tchórzem?
Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak sobie poradziliście?