„Moja córka wybrała jego, a nie mnie” – historia matki, która musiała nauczyć się odpuszczać
– Marta, odbierz w końcu ten telefon! – szepczę do siebie, patrząc na wyświetlacz, gdzie po raz kolejny pojawia się komunikat: „Połączenie nieodebrane”. To już trzeci dzień z rzędu, kiedy próbuję się do niej dodzwonić. Wczoraj wysłałam SMS-a: „Córeczko, wszystko w porządku? Odezwij się, proszę”. Bez odpowiedzi. Siedzę w kuchni, patrzę na zdjęcie Marty z pierwszej komunii – uśmiechnięta, w białej sukience, trzyma mnie za rękę. Wtedy byłam dla niej całym światem. Teraz czuję się jak ktoś zupełnie obcy.
Marta była moim słońcem. Urodziłam ją mając 26 lat, a jej ojciec odszedł, gdy miała cztery. Zostałyśmy same. Pracowałam na dwa etaty – rano w szkole jako sekretarka, po południu sprzątałam u sąsiadów. Wszystko po to, by niczego jej nie brakowało. Byłyśmy drużyną. Wieczorami czytałyśmy książki, w weekendy jeździłyśmy rowerami nad Wisłę. Gdy miała 12 lat i pierwszy raz się zakochała, przyszła do mnie z płaczem: „Mamo, on mnie nie zauważa!”. Przytuliłam ją wtedy mocno i obiecałam: „Zawsze będę przy tobie”.
Może to był mój błąd? Może za bardzo chciałam być jej przyjaciółką, a za mało matką? Teraz, kiedy Marta ma 36 lat i własne życie, czuję się jak ktoś niepotrzebny. Wszystko zaczęło się zmieniać dwa lata temu, gdy poznała Pawła. Przedstawiła mi go na rodzinnej kolacji – przystojny, pewny siebie, z zawadiackim uśmiechem. „Mamo, to jest Paweł” – powiedziała z dumą. Uścisnęłam mu dłoń i poczułam ukłucie niepokoju. Był miły, ale coś w jego spojrzeniu mówiło mi: „Nie potrzebujemy cię”.
Na początku Marta dzwoniła codziennie. Opowiadała o pracy, o Pawle, o planach na przyszłość. Potem telefony stawały się coraz rzadsze. „Mamo, mam dużo pracy”, „Mamo, jesteśmy u Pawła rodziców”, „Mamo, zadzwonię jutro”. Z czasem przestała odbierać w ogóle. Próbowałam nie panikować. Przecież dorosłe dzieci mają swoje życie – powtarzałam sobie. Ale kiedy przez miesiąc nie odezwała się ani razu, zaczęłam się bać.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do niej bez zapowiedzi. Drzwi otworzył Paweł.
– Dzień dobry pani Krystyno – powiedział chłodno.
– Jest Marta? – zapytałam niepewnie.
– Jest zajęta. Może zadzwoni później.
Stałam tam jak słup soli. Usłyszałam jej głos z drugiego pokoju:
– Paweł, kto to?
– Twoja mama – odpowiedział.
Cisza.
– Powiedz jej, że oddzwonię – rzuciła Marta bez entuzjazmu.
Wróciłam do domu i płakałam całą noc.
Próbowałam zrozumieć, co zrobiłam źle. Czy byłam zbyt opiekuńcza? Czy za bardzo ingerowałam w jej życie? Przypominały mi się wszystkie nasze rozmowy – te o jej marzeniach i lękach, o tym jak bała się matury i jak cieszyła się z pierwszej pracy. Zawsze byłam obok. Może powinnam była pozwolić jej upaść?
Kilka tygodni później spotkałam sąsiadkę na klatce schodowej.
– Pani Krystyno, co u Marty? Dawno jej nie widziałam.
– Wszystko dobrze – skłamałam przez zaciśnięte zęby.
W środku czułam pustkę. Zaczęłam coraz częściej rozmawiać sama ze sobą. Wieczorami siadałam przy stole i wyobrażałam sobie, że Marta zaraz zadzwoni:
– Mamo, przepraszam, że tak długo milczałam…
Ale telefon milczał.
W końcu napisałam list:
„Martuś, jeśli coś zrobiłam źle – przepraszam. Tęsknię za tobą każdego dnia. Chciałabym wiedzieć, co u ciebie słychać. Kocham cię”.
Nie dostałam odpowiedzi.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Zawsze spędzałyśmy je razem – piekłyśmy pierniki, śmiałyśmy się przy stole. W tym roku zostałam sama. Ustawiłam dwa talerze – dla siebie i dla niej – choć wiedziałam, że nie przyjdzie. O północy zadzwonił telefon. Serce mi stanęło.
– Mamo…
To była ona.
– Martuś! Jak się cieszę! Co u ciebie?
– Wszystko dobrze… Chciałam tylko życzyć ci wesołych świąt.
– Może przyjedziesz? Upiekłam twoje ulubione pierniki…
Cisza.
– Nie mogę… Paweł nie chce…
Zacisnęło mi gardło.
– Rozumiem… Ale pamiętaj, że zawsze możesz wrócić.
Rozłączyła się bez słowa.
Od tamtej pory minęło pół roku. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można kochać za bardzo? Czy matka powinna umieć odpuścić? Może największą pułapką miłości jest to, że czasem kochamy bardziej niż powinniśmy?
Czy wy też kiedyś musieliście nauczyć się odpuszczać swoim dzieciom? Jak pogodzić się z samotnością i niepewnością?