Czy mogę zaufać własnemu synowi? Historia Mileny, która całe życie poświęciła rodzinie, a teraz boi się utracić wszystko

— Mamo, przecież nie możesz tu zostać sama! — głos Marka odbijał się echem od pustych ścian mojego mieszkania. Stał w progu, zniecierpliwiony, z rękami w kieszeniach. — Sprzedaj to mieszkanie i przeprowadź się do nas. Z Martą wszystko przygotujemy.

Patrzyłam na niego długo, próbując dostrzec w jego oczach chłopca, którego kiedyś tuliłam do snu. Ale widziałam tylko dorosłego mężczyznę, który coraz częściej mówił do mnie tonem, jakiego nie znałam. Byłam zmęczona. Moje ciało już nie to, co kiedyś, a serce biło szybciej niż zwykle. Ale przecież to moje mieszkanie. Mój dom. Każdy kąt pamiętał śmiech dzieci, zapach ciasta drożdżowego i łzy po śmierci mojego męża.

— Marku, ja… Ja nie wiem, czy to dobry pomysł — wyszeptałam, czując jak głos mi drży.

— Mamo, nie przesadzaj! Przecież nie zostawimy cię na pastwę losu. Marta już wszystko przemyślała. Pokój dla ciebie jest gotowy. Po co ci to wielkie mieszkanie? Tylko się męczysz.

Wiedziałam, że Marta nie była zachwycona tym pomysłem. Kiedyś usłyszałam przez przypadek jej rozmowę przez telefon: „Nie wiem, jak to będzie z teściową pod jednym dachem…”. Udawałam, że nie słyszę, ale te słowa wbiły się we mnie jak cierń.

Zamknęłam oczy i wróciłam myślami do czasów, gdy byłam młoda. Marzyłam o studiach w Krakowie, o pracy w teatrze. Ale życie napisało inny scenariusz. Urodził się Marko, potem Ania. Mąż zachorował. Musiałam zostać. Pracowałam w sklepie spożywczym, potem na poczcie. O swoich marzeniach zapomniałam.

Teraz miałam 72 lata i pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę samotna. Dzieci rzadko dzwoniły. Ania mieszkała w Gdańsku i miała własne życie. Marko wpadał raz na tydzień — czasem tylko po to, by sprawdzić lodówkę i zostawić mi listę leków do wykupienia.

— Mamo — Marko podszedł bliżej i położył mi rękę na ramieniu — tu będziesz miała lepiej. Nie będziesz musiała się o nic martwić.

Ale ja wiedziałam swoje. Słyszałam historie sąsiadek: „Sprzedała mieszkanie synowi i teraz śpi w piwnicy”, „Oddała wszystko dzieciom, a one ją wyrzuciły”. Czy Marko byłby zdolny do czegoś takiego? Przecież to mój syn…

Wieczorem zadzwoniła Ania.

— Mamo, Marko dzwonił do mnie. Chce, żebyś sprzedała mieszkanie?

— Tak… — odpowiedziałam cicho.

— Uważaj na niego. Wiesz, że ma długi? Marta też nie jest święta…

Zamarłam. Nie wiedziałam o żadnych długach.

— Aniu, ale to przecież mój syn…

— Wiem, mamo. Ale pamiętaj, że masz prawo do swojego życia. Nie musisz nikomu nic oddawać.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Każdy szmer wydawał się groźny. W końcu wstałam i zaczęłam chodzić po pokojach. Dotykałam mebli, zdjęć na ścianach, książek na półkach. To wszystko było moje życie.

Następnego dnia Marko przyszedł z Martą.

— Mamo, musimy podjąć decyzję — powiedziała Marta chłodno. — Mamy już kupca na twoje mieszkanie.

Poczułam się jak intruz we własnym domu.

— Nie jestem jeszcze gotowa — powiedziałam stanowczo.

Marko spojrzał na Martę z irytacją.

— Mamo, nie rób scen! Przecież to dla twojego dobra!

Wybuchłam płaczem. Nie mogłam już dłużej udawać silnej.

— Czy wy naprawdę chcecie mojego dobra? Czy tylko mojego mieszkania?

Zapadła cisza. Marta spuściła wzrok.

Marko wyszedł trzaskając drzwiami.

Zostałam sama z Martą.

— Pani Mileno… — zaczęła niepewnie — ja wiem, że to trudne. Ale my naprawdę chcemy pani pomóc.

Popatrzyłam jej prosto w oczy.

— Pomóc czy pozbyć się problemu?

Nie odpowiedziała.

Przez kolejne dni Marko nie dzwonił. Ania przyjechała niespodziewanie z Gdańska.

— Mamo, jeśli chcesz tu zostać — zostań. Pomogę ci znaleźć opiekunkę albo kogoś do sprzątania. Nie musisz sprzedawać mieszkania tylko dlatego, że ktoś tego od ciebie oczekuje.

Przytuliłam ją mocno. Poczułam ulgę i wdzięczność.

Wieczorem zadzwonił Marko.

— Mamo… Przepraszam za wszystko. Może rzeczywiście za bardzo naciskałem…

Nie odpowiedziałam od razu.

— Marku… Ja cię kocham. Ale muszę myśleć też o sobie.

Odłożyłam słuchawkę i po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.

Czy można zaufać nawet najbliższym bezgranicznie? Czy po latach poświęceń mam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?