Prezent ślubny, który podzielił rodzinę: Opowieść matki
– Mamo, naprawdę myślałam, że rozumiesz, jak ważny jest ten dzień dla mnie! – głos Oli drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, gdzie jeszcze kilka dni temu razem piekłyśmy ciasto na jej wesele. Teraz między nami wisiała cisza cięższa niż ołów.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez ostatnie miesiące żyłam tylko tym ślubem. Z mężem liczyliśmy każdą złotówkę, by Ola i Tomek mieli piękne przyjęcie – takie, o jakim marzyła od dziecka. Wynajęliśmy salę w dworku pod Warszawą, opłaciliśmy catering, orkiestrę, fotografa. Nawet suknię ślubną wybrałyśmy razem, choć kosztowała więcej niż mój pierwszy samochód. Ale kiedy wręczyliśmy Oli kopertę z prezentem – 2000 złotych – zobaczyłam w jej oczach rozczarowanie.
– Ola, przecież wiesz, że to nie o pieniądze chodzi…
– Właśnie o to chodzi! – przerwała mi gwałtownie. – Wszyscy moi znajomi dostali od rodziców po kilkanaście tysięcy! A wy…
Zabrakło mi słów. Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Czy naprawdę to wszystko nie miało znaczenia? Czy liczyła się tylko ta koperta?
Przez kolejne dni Ola nie odbierała ode mnie telefonów. Tomek napisał krótkiego SMS-a: „Ola potrzebuje czasu”. Mój mąż Andrzej próbował mnie pocieszać:
– Daj jej spokój. Młodzi teraz mają inne podejście do życia. Przejdzie jej.
Ale ja nie mogłam spać po nocach. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół wesela. Czy powinnam była odłożyć więcej pieniędzy? Może nie powinniśmy byli płacić za wszystko sami? Może powinnam była zapytać Olę wcześniej, czego oczekuje?
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanki pytały o wesele, a ja tylko uśmiechałam się blado i mówiłam, że było pięknie. W środku czułam się jednak pusta i zdradzona.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.
– Słyszałam od mamy, że coś się stało po weselu Oli. Coś poważnego?
Opowiedziałam jej wszystko, a ona westchnęła:
– Wiesz, u nas było podobnie z Kasią. Też miała pretensje o prezent… Ale potem zrozumiała, ile to wszystko kosztowało. Daj jej czas.
Ale czas płynął, a Ola wciąż milczała. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia – zawsze spędzaliśmy je razem. Tym razem Ola napisała tylko krótkiego maila: „Nie damy rady przyjechać”.
Andrzej próbował zachować spokój:
– To ich życie. Muszą sobie poukładać.
Ale ja czułam się coraz gorzej. Przestałam gotować ulubione potrawy Oli, nie mogłam patrzeć na jej zdjęcia z dzieciństwa. Zaczęłam się zastanawiać: gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę można zmierzyć miłość rodzica kopertą z pieniędzmi?
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Oli bez zapowiedzi. Stałam pod jej drzwiami z sercem w gardle. Otworzył mi Tomek – był wyraźnie zaskoczony.
– Dzień dobry, pani Aniu…
– Czy mogę porozmawiać z Olą?
Wszedł do środka i po chwili Ola pojawiła się w drzwiach. Była blada i zmęczona.
– Mamo…
– Olu, musimy porozmawiać. Proszę.
Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie. Przez chwilę milczałyśmy.
– Wiem, że jesteś na mnie zła – zaczęłam cicho. – Ale chciałam ci powiedzieć… Wszystko, co robiliśmy z tatą, robiliśmy z miłości do ciebie. Może nie mamy tyle pieniędzy co inni rodzice twoich znajomych, ale daliśmy ci wszystko, co mogliśmy.
Ola spuściła wzrok.
– Wiem… Po prostu… Tomek mówił, że jego rodzice dali mu na start dużo pieniędzy. A ja poczułam się… gorsza.
Poczułam ukłucie żalu.
– Olu, nie jesteś gorsza. Każda rodzina jest inna. My daliśmy ci wesele marzeń i wsparcie przez całe życie.
Ola zaczęła płakać.
– Przepraszam, mamo… Chyba za bardzo porównywałam się do innych.
Przytuliłam ją mocno i obie płakałyśmy długo w tej małej kuchni.
Kiedy wracałam do domu, czułam ulgę – ale też smutek. Wiedziałam, że ta rana zostanie z nami na długo. Zastanawiałam się: czy naprawdę można zmierzyć miłość rodzica pieniędzmi? Czy dzisiejszy świat nie wymaga od nas zbyt wiele? Może czasem warto zatrzymać się i docenić to, co naprawdę ważne…
Czy inni też mieli podobne doświadczenia? Jak wy radzicie sobie z oczekiwaniami dzieci i presją społeczną?