Przebudzenie Nikoli: Ucieczka Panny Młodej z Bezczelnej Rodziny
— Nikola, nie możesz się teraz rozkleić! — głos mojej matki odbił się echem w ciasnej łazience, gdzie ukryłam się przed całym światem. Siedziałam na zimnych kafelkach, w białej sukni, która nagle zaczęła mnie dusić. W dłoniach ściskałam telefon, na którym przed chwilą zobaczyłam wiadomość od Magdy, mojej przyjaciółki: „Musisz wiedzieć, co Oskar i jego rodzina ukrywają. To nie jest tylko plotka. Spotkaj się ze mną przed kościołem.”
Wszystko miało być idealne. Oskar — przystojny, spokojny, z dobrą pracą w kancelarii ojca. Jego rodzina — szanowani ludzie w naszym miasteczku pod Krakowem. Od miesięcy słyszałam tylko: „Masz szczęście, Nikola. Taka partia się nie trafia.” Ale czy szczęście to naprawdę życie według cudzego scenariusza?
Pukanie do drzwi. — Nikola, wszyscy czekają! — To była pani Zofia, matka Oskara. Zawsze uprzejma, ale jej uśmiech nigdy nie sięgał oczu. Przypomniałam sobie jej słowa sprzed tygodnia: „W naszej rodzinie żony wiedzą, gdzie ich miejsce.” Wtedy zignorowałam to jako żart. Teraz już nie byłam pewna.
Wyszłam z łazienki, czując na sobie spojrzenia kobiet z rodziny Oskara. Szeptały coś między sobą, oceniając mój makijaż i fryzurę. — Nikola, popraw welon — rzuciła ciotka Basia. — Pamiętaj, że dziś reprezentujesz naszą rodzinę.
Zeszłam na dół. W salonie panował chaos: dzieci biegały, ktoś rozlał szampana na dywan, a pan Janusz — ojciec Oskara — rozmawiał przez telefon o jakiejś „ważnej inwestycji”. Nikt nie zapytał mnie, jak się czuję. Byłam tylko elementem dekoracji.
W drodze do kościoła serce waliło mi jak oszalałe. Magda czekała przy wejściu, blada i spięta. — Musisz to zobaczyć — powiedziała cicho i podała mi kopertę. W środku były wydruki maili: Oskar i jego ojciec planowali przejąć firmę mojego ojca przez fikcyjną inwestycję. Wszystko było zaplanowane od miesięcy. Nasz ślub miał być tylko formalnością, która ułatwi im interesy.
— To niemożliwe… — wyszeptałam, czując jak świat usuwa mi się spod nóg.
— Nikola, musisz podjąć decyzję. Teraz albo nigdy — Magda ścisnęła mnie za rękę.
Weszłam do zakrystii. Oskar stał tam z matką i ojcem. Gdy zobaczył mnie z kopertą w dłoni, zbladł.
— Co to ma znaczyć? — zapytałam drżącym głosem.
— Nikola, nie teraz… Porozmawiamy po ślubie — próbował mnie uciszyć pan Janusz.
— Nie! Chcę wiedzieć teraz! — krzyknęłam, czując narastającą wściekłość.
Oskar spuścił wzrok. — To tylko biznes… Ale ja cię kocham.
— Kochasz? Czy kochasz to, co możesz dzięki mnie zyskać? — łzy napłynęły mi do oczu.
Matka Oskara podeszła bliżej. — Nikola, nie rób sceny. Pomyśl o rodzinie. O tym, jak będziesz wyglądać w oczach ludzi.
— A może pierwszy raz pomyślę o sobie? — odpowiedziałam cicho.
Wyszłam z zakrystii, zostawiając za sobą szokowane twarze. Przed kościołem stała moja mama.
— Nikola… co się stało?
— Mamo, nie mogę tego zrobić. Nie mogę żyć w kłamstwie tylko dlatego, że tak wypada.
Zapanowała cisza. Goście zaczęli szeptać między sobą, ktoś wyciągnął telefon i zaczął nagrywać całą scenę. Czułam się naga i bezbronna, ale po raz pierwszy od miesięcy oddychałam swobodnie.
Oskar wybiegł za mną.
— Proszę cię, daj mi szansę to wyjaśnić!
— Nie chcę już niczego wyjaśniać. Chcę być wolna od waszych gier i oczekiwań.
Odeszłam spod kościoła z Magdą i mamą u boku. Nie wiedziałam jeszcze, co będzie dalej. Wiedziałam tylko jedno: nie pozwolę już nikomu decydować o moim życiu.
Wieczorem siedziałam na ławce przed domem rodziców i patrzyłam na zachodzące słońce nad polami. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy naprawdę tak trudno być sobą w świecie pełnym oczekiwań? Czy miłość powinna być kompromisem ze zdradą i manipulacją?
Może czasem trzeba wszystko stracić, żeby odnaleźć siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?