Kontratak serca: Historia Magdy z Poznania
– Magda, patrz, ona znowu tu jest! – szepnął zdenerwowany głos mojego męża, Tomka, gdy tramwaj zatrzymał się na przystanku Rynek Jeżycki. Zamarłam. Przez szybę zobaczyłam kobietę w czerwonym płaszczu, która patrzyła prosto na mnie. Moja matka. Po raz pierwszy od dziesięciu lat.
– To przypadek – wymamrotałam, ale serce waliło mi jak młotem.
– Przypadek? Przecież ona nas śledzi! – Tomek nie spuszczał z niej wzroku. – Powiedz mi wreszcie, o co chodzi.
Zacisnęłam dłonie na pasku torebki. W tramwaju było duszno, a ja czułam się jakby ktoś podciągnął mi pętlę na szyi. Wspomnienia wróciły z całą siłą.
Miałam osiem lat, gdy mama przyprowadziła do naszego mieszkania na Dębcu nowego „wujka”. Andrzej był typowym facetem z blokowiska – wiecznie niezadowolony, głośny, pachniał papierosami i tanim piwem. Mama rozkwitła przy nim, a ja… stałam się niewidzialna.
– Magda, nie przeszkadzaj wujkowi! – powtarzała mi codziennie. – On ciężko pracuje, musi odpocząć.
Andrzej nigdy nie powiedział do mnie po imieniu. Zawsze byłam „ta mała” albo „gówniara”. Gdy coś przeskrobałam, mama patrzyła na mnie z pogardą:
– Znowu muszę się za ciebie wstydzić! – syczała przez zaciśnięte zęby.
Pamiętam, jak pewnego dnia wróciłam ze szkoły z piątką z matematyki. Chciałam się pochwalić, ale Andrzej oglądał mecz.
– Cicho tam! – wrzasnął. – Nie widzisz, że dorosli mają swoje sprawy?
Mama nawet nie spojrzała na moją ocenę. Wtedy po raz pierwszy poczułam się jak powietrze.
Z czasem było tylko gorzej. Gdy miałam trzynaście lat, Andrzej sprowadził do nas swojego syna z poprzedniego małżeństwa – Patryka. Patryk był ode mnie starszy o dwa lata i od razu stał się oczkiem w głowie mamy.
– Zobacz, jaki on jest zaradny! – zachwycała się mama. – Ty powinnaś brać z niego przykład!
Patryk był sprytny, ale też okrutny. Potrafił podłożyć mi żabę do tornistra albo wylać mi herbatę na zeszyty. Gdy próbowałam się poskarżyć mamie, słyszałam tylko:
– Nie przesadzaj! Chłopcy tak mają.
W końcu przestałam mówić cokolwiek. Zamknęłam się w sobie i zaczęłam uciekać do biblioteki. Książki były moim jedynym schronieniem.
Najgorsze przyszło w liceum. Mama coraz częściej powtarzała:
– Jak skończysz osiemnaście lat, radź sobie sama! Nie będę cię utrzymywać!
Andrzej tylko przytakiwał:
– Nie będziemy pasożytów trzymać pod dachem.
Wiedziałam, że nie żartują. Zaraz po maturze zaczęłam pracować w sklepie spożywczym na Górczynie i wynajęłam pokój u starszej pani. Mama dała mi na drogę stary kubek i ręcznik.
– To wszystko, co ci się należy – powiedziała chłodno.
Nie płakałam wtedy. Byłam już za bardzo przyzwyczajona do zimna.
Przez kolejne lata próbowałam ułożyć sobie życie bez rodziny. Skończyłam zaocznie pedagogikę, poznałam Tomka i po roku zamieszkaliśmy razem w kawalerce na Winogradach. Byliśmy szczęśliwi… aż do dnia, gdy dostałam wiadomość od mamy:
„Patryk miał wypadek. Potrzebujemy pieniędzy na leczenie. Jesteś winna rodzinie!”
Poczułam wtedy coś dziwnego – nie żal, nie współczucie… tylko gniew.
Odpisałam krótko: „Nie mam rodziny”.
Mama przestała się odzywać. Myślałam, że to koniec tej historii.
Aż do dziś, gdy zobaczyłam ją w tramwaju.
Tomek patrzył na mnie pytająco:
– Magda…?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, mama podeszła do nas i stanęła tuż obok mojego siedzenia.
– Dzień dobry – powiedziała lodowatym tonem.
– Dzień dobry – odpowiedziałam równie chłodno.
– To twój mąż? – zapytała, mierząc Tomka wzrokiem od stóp do głów.
– Tak. Tomek.
Mama skinęła głową i przez chwilę milczała. W końcu odezwała się cicho:
– Patryk jest bardzo chory…
Nie odpowiedziałam. Czułam, jak Tomek ściska moją dłoń pod stołem.
– Potrzebujemy pomocy – kontynuowała mama. – Jesteś jego siostrą…
Przerwałam jej:
– Nie jestem niczyją siostrą. I nie jestem twoją córką.
W tramwaju zapadła cisza. Ludzie zaczęli się nam przyglądać.
Mama zacisnęła usta:
– Myślisz, że możesz tak po prostu wymazać rodzinę?
Spojrzałam jej prosto w oczy:
– Rodzina to nie tylko krew. Rodzina to ci, którzy cię kochają i szanują. Ty nigdy nie byłaś moją rodziną.
Mama odwróciła się na pięcie i wysiadła na następnym przystanku.
Tomek objął mnie ramieniem:
– Dobrze zrobiłaś – szepnął.
Ale ja nie byłam tego taka pewna.
Wieczorem długo leżałam bezsennie, patrząc w sufit naszego mieszkania na Winogradach. Czy miałam prawo odciąć się od matki? Czy powinnam była pomóc Patrykowi? A może to ja jestem tą złą?
Wiem jedno: czasem kontratak serca to jedyny sposób na przetrwanie. Ale czy można naprawdę uwolnić się od przeszłości?
Czy wy też kiedyś musieliście wybrać między rodziną a własnym szczęściem? Co byście zrobili na moim miejscu?