Między Przyjaźnią a Macierzyństwem: Historia, Która Zmieniła Wszystko

– Nie wytrzymam już tego, Aniu! – głos mojego męża, Piotra, rozbrzmiał w kuchni z taką siłą, że aż zatrzymałam się w pół kroku. – Czy ona naprawdę nie może się bawić sama albo po prostu obejrzeć bajki? Przecież to już trzeci raz w tym tygodniu!

Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. W salonie siedziała moja najlepsza przyjaciółka, Marta, z synkiem na kolanach. Mały Staś miał dopiero dwa lata, a już potrafił zawładnąć całym naszym domem. Marta patrzyła na niego z uwielbieniem, jakby poza nim nie istniał świat. Od kiedy urodziła dziecko, wszystko się zmieniło. Nasze rozmowy, nasze spotkania, nawet moje media społecznościowe – wszędzie widziałam tylko Stasia. Każde jej zdjęcie na Instagramie, Facebooku czy WhatsAppie przedstawiało jego uśmiechniętą buzię. Zaczęłam się zastanawiać, czy Marta jeszcze pamięta, kim była zanim została mamą.

Początkowo cieszyłam się jej szczęściem. Przynosiłam prezenty, pomagałam przy kąpieli, słuchałam opowieści o pierwszych krokach i nowych słowach. Ale z czasem czułam się coraz bardziej niewidzialna. Nasza przyjaźń zaczęła przypominać jednostronną rozmowę – ona mówiła o Stasiu, ja słuchałam. Gdy próbowałam opowiedzieć o swojej pracy czy problemach z Piotrem, Marta tylko kiwała głową i zerkała na telefon, sprawdzając czy Staś nie przewrócił się w pokoju obok.

Pewnego dnia, kiedy przyszła do nas na kawę, Staś zaczął płakać, bo nie pozwoliłam mu bawić się moim laptopem. Marta spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Aniu, przecież to tylko dziecko! On się nudzi.
– Ale to mój komputer do pracy – odpowiedziałam cicho.
– No dobrze, ale mogłabyś być bardziej wyrozumiała…

Wtedy poczułam coś dziwnego – jakby ktoś podciął mi skrzydła. Przecież zawsze byłam tą „wyrozumiałą”, „pomocną” Anią. Ale ile można? Piotr coraz częściej narzekał na Martę i Stasia. Mówił, że nasz dom zamienił się w przedszkole. Ja próbowałam go uspokajać:
– To tylko przejściowe… Marta potrzebuje wsparcia.
– A ty? – zapytał pewnego wieczoru. – Ty też potrzebujesz wsparcia.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony czułam się winna – przecież Marta była moją przyjaciółką od liceum. Razem przeżyłyśmy pierwsze miłości, rozstania, egzaminy i imprezy do rana. Ale teraz… Teraz miałam wrażenie, że jestem dla niej tylko tłem do opowieści o Stasiu.

Któregoś wieczoru postanowiłam zajrzeć na jej profile społecznościowe. Chciałam zobaczyć zdjęcia z dawnych lat – nasze wspólne wyjazdy nad morze, sylwestra w Zakopanem, śmieszne selfie z kawiarni na Nowym Świecie. Ale nie znalazłam niczego poza Stasiem. Każde zdjęcie – Staś w parku, Staś z kotem, Staś jedzący kaszkę. Nawet jej zdjęcie profilowe to była jego twarz.

Zadzwoniłam do niej tego samego wieczoru.
– Marta… czy ty jeszcze pamiętasz siebie sprzed Stasia?
Zamilkła na chwilę.
– O co ci chodzi?
– O nas… O ciebie… O to, że wszystko kręci się wokół niego.
Usłyszałam w jej głosie łzy:
– Nie rozumiesz… On jest całym moim światem.
– A ja? Byłam kiedyś częścią twojego świata.

Rozłączyła się bez słowa.

Następnego dnia przyszła do mnie bez zapowiedzi. Stała w drzwiach z podkrążonymi oczami i drżącymi rękami.
– Przepraszam – wyszeptała. – Ja… nie wiem już kim jestem bez niego. Boję się zostać sama nawet na chwilę. Boję się, że coś mu się stanie…
Objęłam ją mocno. Poczułam jej łzy na ramieniu.
– Marto… jesteś świetną mamą. Ale jesteś też moją przyjaciółką. Potrzebuję cię tak samo jak on.

Usiadłyśmy razem na kanapie. Staś bawił się klockami pod stołem.
– Czasem mam wrażenie, że wszyscy ode mnie czegoś chcą – powiedziała cicho Marta. – Ty chcesz starej Marty, Piotr chce spokoju w domu, mama chce żebym była idealną córką… A ja po prostu chcę przetrwać kolejny dzień.

Patrzyłam na nią i nagle zobaczyłam nie tylko matkę Stasia, ale moją dawną Martę – zagubioną, zmęczoną dziewczynę, która potrzebuje wsparcia równie mocno jak ja.

Od tamtej pory zaczęłyśmy rozmawiać inaczej. Czasem o dzieciach, czasem o pracy, czasem o marzeniach sprzed lat. Nie było łatwo odzyskać dawną bliskość – Staś nadal był centrum jej świata, ale powoli zaczynało się tam robić miejsce także dla mnie.

Często zastanawiam się teraz: czy każda przyjaźń musi przejść próbę ognia? Czy można być jednocześnie dobrą matką i dobrą przyjaciółką? A może czasem trzeba pozwolić komuś odejść na chwilę, żeby mógł wrócić silniejszy? Może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak sobie z nimi poradziliście?