Syn przyszedł prosić o pieniądze, ale odmówiłam mu: Niedługo będziemy na emeryturze, trzeba oszczędzać

— Mamo, naprawdę nie mam już wyjścia. — Głos Pawła drżał, a ja czułam, jak ściska mnie w żołądku. Stał w progu naszego salonu, z opuszczonymi ramionami, jakby nagle znowu miał dziesięć lat i bał się przyznać do złej oceny. — Potrzebuję tych pieniędzy. Obiecuję, że oddam.

Spojrzałam na niego i przez chwilę nie widziałam dorosłego mężczyzny, tylko mojego synka, który kiedyś biegał po tym mieszkaniu z rozbitym kolanem. Ale teraz Paweł miał już trzydzieści pięć lat, własną rodzinę i długi, o których nie chciał rozmawiać. Mój mąż, Andrzej, siedział obok mnie na kanapie i milczał, zaciskając dłonie na kolanach. Nasz kot, Felek, wyczuwał napięcie i schował się pod stołem.

— Pawle… — zaczęłam ostrożnie. — Wiesz, że niedługo przechodzimy z tatą na emeryturę. Musimy zacząć oszczędzać. Nie możemy już tak po prostu rozdawać pieniędzy.

Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem. — Ale mamo! Przecież zawsze mi pomagaliście! Co się zmieniło?

— Właśnie to się zmieniło — wtrącił Andrzej cicho. — Nie jesteśmy już młodzi. Nie wiemy, co nas czeka.

W pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i cichy szelest Felka pod stołem. Paweł patrzył na nas z wyrzutem. Widziałam w jego oczach rozczarowanie i coś jeszcze — może wstyd?

— To nie jest tak, że nie chcemy ci pomóc — powiedziałam łagodniej. — Ale musisz zrozumieć…

— Zrozumieć co? Że zostawiacie mnie na lodzie? — przerwał mi ostro. — Mam dwójkę dzieci! Kredyt! Marta straciła pracę! A wy siedzicie tu w swoim dużym mieszkaniu i martwicie się o kota!

Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Przez chwilę miałam ochotę wstać i go przytulić, powiedzieć: „Dobrze, damy ci wszystko, co mamy”. Ale wiedziałam, że to nie byłoby rozwiązanie. Ile razy już pomagaliśmy Pawłowi? Ile razy spłacaliśmy jego długi? Ile razy obiecywał, że się poprawi?

Andrzej spojrzał na mnie pytająco. Wiedziałam, że czeka na moją decyzję. To ja zawsze byłam tą „miękką”, tą, która nie potrafiła odmówić dzieciom. Ale teraz…

— Pawle — powiedziałam cicho. — Musisz spróbować sam sobie poradzić. My też mamy swoje lęki i zobowiązania.

Paweł zacisnął usta i odwrócił wzrok. Przez chwilę myślałam, że wyjdzie bez słowa, ale zamiast tego usiadł ciężko na fotelu.

— Nie rozumiecie… Ja naprawdę próbowałem wszystkiego. Marta jest załamana. Dzieci pytają, czemu nie możemy pojechać na wakacje jak inne rodziny. A ja… Ja czuję się jak nieudacznik.

Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Próbowałam znaleźć słowa otuchy, ale wszystko wydawało się puste i banalne.

— Może powinniście sprzedać mieszkanie i kupić coś mniejszego? — rzucił nagle Paweł z goryczą. — Przecież i tak macie za dużo miejsca.

Andrzej aż się wzdrygnął. — To jest nasz dom — powiedział stanowczo. — Tu przeżyliśmy całe życie.

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę doszło do tego, że własny syn zazdrości nam mieszkania? Czy to nasza wina? Może powinniśmy byli lepiej go wychować? Może za bardzo go rozpieszczaliśmy?

— Pawle… — zaczęłam znowu, ale on już wstał.

— Nieważne — powiedział szorstko. — Poradzę sobie sam.

Wyszedł trzaskając drzwiami. Felek wybiegł spod stołu i wskoczył mi na kolana, jakby chciał mnie pocieszyć.

Andrzej objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy tak długo w ciszy.

— Może powinniśmy byli mu pomóc… — szepnęłam w końcu.

— A może właśnie tym razem robimy to dla jego dobra? — odpowiedział Andrzej.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą matką? Czy powinnam była postąpić inaczej? Czy nasze bezpieczeństwo jest ważniejsze niż pomoc dziecku?

Następnego dnia Paweł nie zadzwonił. Ani kolejnego też nie. W domu panowała dziwna cisza; nawet Felek wydawał się bardziej przygaszony niż zwykle.

Zaczęłam wspominać nasze życie: pierwsze lata małżeństwa z Andrzejem, kiedy kłóciliśmy się o wszystko; potem narodziny Pawła i Magdy; trudne czasy transformacji, kiedy Andrzej stracił pracę i musieliśmy liczyć każdy grosz; potem lepsze lata, kiedy mogliśmy pozwolić sobie na wakacje nad morzem i nowy samochód…

Zawsze staraliśmy się być dobrymi rodzicami. Ale czy to znaczy, że mamy poświęcić własną przyszłość dla dorosłego syna? Czy to egoizm?

Po tygodniu Paweł zadzwonił. Jego głos był spokojniejszy.

— Mamo… Przepraszam za tamto. Byłem zdenerwowany.

— Rozumiem cię, synku — odpowiedziałam cicho.

— Poradzimy sobie z Martą jakoś… Może znajdę dodatkową pracę.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Wieczorem usiedliśmy z Andrzejem przy herbacie.

— Myślisz, że dobrze zrobiliśmy? — zapytałam go po raz setny.

Andrzej tylko uśmiechnął się smutno.

A ja patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo i zastanawiałam się: czy rodzic kiedykolwiek przestaje czuć się odpowiedzialny za swoje dziecko? Czy można być szczęśliwym wiedząc, że czasem trzeba powiedzieć „nie” komuś, kogo kochasz najbardziej na świecie?