Miłość, która przestała być domem: Historia zdrady i wyboru

– Dzwoniła jakaś Monika. Twój mąż kilka razy wyznał jej miłość. Obiecał, że przyjedzie za kilka dni – usłyszałam w słuchawce głos kobiety, którego nie znałam. Przez chwilę świat zawirował mi przed oczami. Stałam w kuchni, trzymając kubek z herbatą, a moje ręce zaczęły się trząść tak bardzo, że rozlałam gorący napój na blat.

Nie wiem, ile czasu minęło, zanim odłożyłam słuchawkę. Może minutę, może godzinę. W głowie miałam tylko jedno imię: Damian. Mój mąż. Człowiek, z którym przeżyłam tyle lat, z którym dzieliłam łóżko, radości i smutki. Człowiek, któremu ufałam bardziej niż sobie samej.

W naszych relacjach z Damianem różnie bywało. Były wzloty i upadki, jak w każdym małżeństwie. Ale chyba powinnam zacząć od początku.

Miałam siedemnaście lat, kiedy go poznałam. Byłam wtedy naiwna i pełna marzeń – o pokoju na świecie, o błyskawicznej karierze i księciu na białym koniu. Damian miał dwadzieścia lat i wydawał się wiedzieć o mnie wszystko. Był czarujący, pewny siebie, a jego spojrzenie sprawiało, że czułam się wyjątkowa. Zakochałam się w nim bez pamięci.

Moja mama ostrzegała mnie: „Uważaj na takich chłopaków, co to za szybko mówią o miłości”. Ale ja nie słuchałam. Damian był moim światem. Po roku zamieszkaliśmy razem w małym mieszkaniu na Pradze. Było skromnie, ale byliśmy szczęśliwi. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Z czasem pojawiły się pierwsze rysy. Damian coraz częściej wracał późno z pracy, tłumacząc się nadgodzinami. Ja zajmowałam się domem i naszym synkiem, Kubą. Czasem czułam się samotna, ale tłumaczyłam sobie, że tak wygląda dorosłe życie.

Aż do dziś.

Telefon od Moniki był jak kubeł zimnej wody. Przez kilka godzin chodziłam po mieszkaniu jak w transie. W głowie kłębiły mi się pytania: Kim jest ta kobieta? Od jak dawna to trwa? Czy Damian naprawdę mnie kochał? Czy kiedykolwiek byłam dla niego ważna?

Wieczorem Damian wrócił do domu. Siedziałam przy stole w kuchni, czekając na niego jak sędzia na oskarżonego.

– Coś się stało? – zapytał, zdejmując kurtkę.

– Dzwoniła do mnie Monika – powiedziałam cicho.

Zamarł w pół kroku. Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, potem usiadł naprzeciwko.

– To nie tak, jak myślisz…

– A jak? – przerwałam mu ostro. – Powiedz mi prawdę, Damianie. Ile razy jej to mówiłeś? Ile razy obiecywałeś jej miłość?

Milczał długo. W końcu spuścił głowę.

– Przepraszam – wyszeptał.

Wybuchłam płaczem. Wszystko we mnie pękło – lata wspólnego życia, wspólne święta, narodziny Kuby… Wszystko straciło sens.

– Dlaczego? – pytałam przez łzy. – Czego ci brakowało?

– Sam nie wiem… – odpowiedział bezradnie. – Może byłem zmęczony codziennością? Może chciałem poczuć się znowu młody?

Chciałam go znienawidzić, ale nie potrafiłam. Wciąż widziałam w nim tego chłopaka sprzed lat, który obiecywał mi gwiazdy z nieba.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Kuba wyczuwał napięcie i coraz częściej pytał: „Mamo, dlaczego tata śpi na kanapie?”. Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Moja mama przyjechała do nas pewnego popołudnia. Usiadła ze mną w kuchni i zaparzyła herbatę.

– Musisz podjąć decyzję – powiedziała spokojnie. – Albo mu wybaczysz i spróbujecie zacząć od nowa, albo odejdziesz. Ale nie możesz żyć w zawieszeniu.

Wiedziałam, że ma rację. Ale jak podjąć taką decyzję? Jak zostawić człowieka, którego kochałam przez pół życia? Jak wybaczyć zdradę?

Wieczorem usiedliśmy z Damianem przy stole.

– Chcę rozwodu – powiedziałam nagle.

Patrzył na mnie długo, jakby próbował zrozumieć sens tych słów.

– Nie chcę cię stracić – wyszeptał w końcu.

– Straciłeś mnie wtedy, kiedy zadzwoniła Monika – odpowiedziałam spokojnie.

Spakował się następnego dnia rano. Kuba płakał i prosił go, żeby został. Serce mi pękało na milion kawałków.

Minęły trzy miesiące od tamtej rozmowy. Mieszkam z Kubą sama w naszym mieszkaniu na Pradze. Czasem jest ciężko – brakuje mi Damiana przy śniadaniu, jego żartów i obecności wieczorem. Ale czuję też ulgę. Nie muszę już udawać przed sobą ani przed synem.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć o nasze małżeństwo? A może to właśnie była moja walka – walka o siebie i o godność?

Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? Czy można jeszcze zaufać komuś po czymś takim? Może ktoś z was zna odpowiedź…