Nikola, nie spiesz się ze ślubem. Szczęście nie ucieknie – jakby usłyszała głos babci: Jak panna młoda uratowała się przed bezczelną rodziną narzeczonego
— Nikola, nie spiesz się ze ślubem. Szczęście nie ucieknie — jakby usłyszała głos babci, kiedy stałam w kuchni o świcie, smażąc syrniki dla Oskara. Zapach wanilii i ciepłego twarogu unosił się w powietrzu, a ja z uśmiechem patrzyłam na śpiącego narzeczonego. Przez chwilę wydawało mi się, że wszystko jest na swoim miejscu. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.
Oskar wszedł do kuchni z rozczochranymi włosami i uśmiechem dziecka. — Pachnie jak w domu mojej mamy — powiedział, siadając przy stole. Postawiłam przed nim talerz z syrnikami, widelec i miseczkę ze śmietaną. Usiadłam naprzeciwko, próbując ukryć zmęczenie po nieprzespanej nocy. — Dzisiaj przyjeżdża mama z ciotką — rzucił nagle Oskar, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Zamarłam. Wiedziałam, co to oznacza: kolejną rundę pytań o ślub, mieszkanie, dzieci. Ostatnio każda rozmowa z jego rodziną kończyła się moim bólem głowy i łzami w łazience. — Może powinniśmy jeszcze trochę poczekać z tym wszystkim? — zapytałam ostrożnie, ale Oskar tylko wzruszył ramionami.
— Mama już wszystko zaplanowała. Sala jest zarezerwowana, orkiestra też. Musisz tylko wybrać suknię — powiedział beztrosko, jakby chodziło o wybór koloru lakieru do paznokci.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła moją nieobecność myślami. — Coś się stało? — zapytała cicho podczas przerwy na kawę.
— Mam wrażenie, że to nie mój ślub, tylko ich — wyszeptałam. Magda spojrzała na mnie ze współczuciem.
— Jeśli już teraz czujesz się jak gość na własnym weselu, to co będzie dalej? — rzuciła pół żartem, pół serio.
Po pracy wróciłam do mieszkania i zobaczyłam samochód teściowej pod blokiem. W środku siedziała ona i ciotka Halina — obie z minami jakby właśnie wygrały los na loterii. Weszłam do środka i od razu poczułam napięcie.
— Nikola, kochanie! — wykrzyknęła teściowa, całując mnie w policzek. — Musimy omówić kilka spraw. Przede wszystkim lista gości. Oskar mówił, że chcesz małe wesele? To niemożliwe! U nas w rodzinie wszyscy muszą być!
Ciotka Halina już wyciągała notatnik i zaczęła dyktować nazwiska ludzi, których nigdy nie widziałam na oczy.
— Ale ja chciałam coś kameralnego… — próbowałam protestować.
— Nie bądź egoistką! — przerwała mi teściowa. — Ślub to radość dla całej rodziny! Poza tym twoja mama powinna się bardziej zaangażować. Nie wypada, żeby wszystko było na naszej głowie.
Poczułam gulę w gardle. Moja mama była po rozwodzie i ledwo wiązała koniec z końcem. Nie miała głowy do organizowania wesela na 150 osób.
Wieczorem Oskar wrócił z pracy i zobaczył mnie zapłakaną w kuchni.
— Znowu coś ci nie pasuje? — rzucił zirytowanym tonem. — Moja mama tylko chce dobrze.
— A co ze mną? Czy ktoś mnie w ogóle pyta o zdanie? — wybuchłam.
— Przesadzasz. Po ślubie wszystko się ułoży — powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie słowa babci: „Nikola, szczęście nie ucieknie”.
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
— Córeczko, jeśli czujesz się nieszczęśliwa teraz, to potem będzie tylko gorzej. Nie musisz nikomu nic udowadniać — powiedziała cicho.
W pracy Magda zaprosiła mnie na kawę po godzinach.
— Wiesz co? Ja bym uciekła na twoim miejscu. Albo przynajmniej zrobiła coś szalonego dla siebie — zaśmiała się.
Wieczorem usiadłam sama przy stole i zaczęłam pisać list do Oskara. Pisałam o tym, że czuję się niewidzialna wśród jego rodziny, że nie chcę być tylko dodatkiem do jego życia. Że potrzebuję czasu i przestrzeni, by zdecydować, czego naprawdę chcę.
Kiedy Oskar wrócił do domu i przeczytał list, długo milczał. Potem spojrzał na mnie z wyrzutem:
— Myślałem, że mnie kochasz.
— Kocham cię — odpowiedziałam cicho. — Ale bardziej kocham siebie niż to wszystko, co dzieje się wokół nas.
Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy. Przez kilka dni płakałam i zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze. Ale z każdym dniem czułam coraz większą ulgę.
Oskar dzwonił kilka razy, jego mama przysyłała mi wiadomości pełne pretensji i żalu. Ale ja już wiedziałam: jeśli teraz nie postawię granic, nigdy nie będę szczęśliwa.
Dziś mijają trzy miesiące od tamtej decyzji. Czasem budzę się w nocy i pytam samą siebie: czy naprawdę można być szczęśliwym bez kompromisów? Czy warto było rozbić wszystko dla własnego spokoju?
A może szczęście naprawdę nie ucieka… tylko czasem trzeba je dogonić samemu?