Brudna Gąbka i Brudne Serca: Historia Marty

– Co ty zrobiłaś, Zosiu?! – głos Pawła odbił się echem po kuchni, jakby ściany miały zapamiętać każde jego słowo. Stałam w przedpokoju, zamarznięta, z kluczami w dłoni. Wróciłam wcześniej z pracy, bo coś mnie tknęło. Może matczyna intuicja? Może zwykły przypadek? Ale to, co usłyszałam, sprawiło, że serce zaczęło mi walić jak oszalałe.

– Przepraszam, tato… – głos Zosi był cichy, ledwo słyszalny. Miała tylko osiem lat. Osiem lat i już nauczyła się bać własnego ojca.

– Przepraszam cię nie wystarczy! – Paweł podszedł do zlewu, chwycił brudną, śmierdzącą gąbkę do naczyń i wyciągnął ją w stronę córki. – Skoro nie umiesz trzymać języka za zębami i pyskujesz matce, to teraz umyjesz sobie buzię tą gąbką!

Zamarłam. Chciałam wejść, krzyknąć, wyrwać Zosię z jego rąk. Ale nogi miałam jak z waty. Przez ułamek sekundy zobaczyłam siebie sprzed lat – młodą, zakochaną w Pawle, przekonaną, że razem stworzymy szczęśliwą rodzinę. Jak bardzo się myliłam.

Weszłam do kuchni. – Paweł! Co ty wyprawiasz?!

Odwrócił się powoli, jakby nie mógł uwierzyć, że śmiem mu przerwać. – Twoja córka musi nauczyć się szacunku. Ty jej nie wychowasz, to ja muszę.

Zosia stała skulona przy stole, łzy spływały jej po policzkach. W rękach ściskała rąbek bluzki. Podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno.

– Już dobrze, kochanie. Już dobrze… – szeptałam jej do ucha, choć sama nie wierzyłam w te słowa.

Paweł patrzył na nas z pogardą. – Rozpuszczasz ją jak dziadowski bicz! Potem się dziwisz, że pyskuje!

– Wyjdź – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Natychmiast.

Nie spodziewałam się, że posłucha. Ale wyszedł, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż obrazek z Matką Boską spadł ze ściany.

Zosia płakała długo. Umyłam jej twarz ciepłą wodą i posadziłam na kanapie z kubkiem kakao. Sama nie mogłam przestać drżeć.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama. – Marto, co się stało? Słyszałam was przez ścianę… Paweł znowu?

– Tak, mamo… On… On kazał Zosi umyć buzię brudną gąbką.

Po drugiej stronie zapadła cisza. – Musisz coś z tym zrobić – powiedziała w końcu mama. – To nie jest normalne.

Ale co mogłam zrobić? Paweł był ojcem Zosi. Miał prawo do kontaktów. Sąd przyznał mu opiekę naprzemienną po rozwodzie. Mimo że już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak z jego podejściem do wychowania.

Noc była bezsenna. Siedziałam przy łóżku Zosi i patrzyłam na jej spokojną twarz. W świetle lampki wyglądała tak niewinnie… Jak mogłam pozwolić, by ktoś ją skrzywdził?

Następnego dnia zadzwoniłam do Pawła.

– Musimy porozmawiać.

– O czym? – jego głos był zimny jak lód.

– O tym, co zrobiłeś Zosi.

– Przesadzasz. To była tylko nauczka.

– To była przemoc! – krzyknęłam do słuchawki. – Ona mogła się rozchorować! To obrzydliwe!

– Ty zawsze robisz ze mnie potwora! Może gdybyś była lepszą matką…

Rozłączyłam się. Ręce mi się trzęsły ze złości i bezsilności.

Przez kolejne dni unikałam Pawła jak ognia. Ale wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Poszłam do psychologa szkolnego.

– Pani Marto – powiedziała pani Anna po wysłuchaniu mojej historii – to jest poważna sprawa. Proszę rozważyć zgłoszenie tego do sądu rodzinnego albo na policję.

Bałam się. Bałam się reakcji Pawła, bałam się sądu, bałam się tego, co ludzie powiedzą. W małym mieście plotki rozchodzą się szybciej niż grypa w listopadzie.

Ale najbardziej bałam się o Zosię.

Wieczorem usiadłyśmy razem na łóżku.

– Zosiu… Powiedz mi szczerze: czy tata robił ci kiedyś coś jeszcze?

Spojrzała na mnie wielkimi oczami. Przez chwilę milczała.

– Czasem krzyczy… I mówi, że jestem głupia… I raz zamknął mnie w łazience na długo…

Poczułam, jak świat mi się wali pod stopami.

Następnego dnia poszłam na policję. Opowiedziałam wszystko: o gąbce, o zamykaniu w łazience, o wyzwiskach. Policjantka spisała zeznania i obiecała przekazać sprawę do sądu rodzinnego.

Paweł dowiedział się o wszystkim tydzień później. Przyszedł pod mój blok wieczorem i zaczął walić pięściami w drzwi.

– Ty suko! Chcesz mi zabrać dziecko?!

Zadzwoniłam po policję. Przyjechali szybko i zabrali go na komisariat.

Zosia przez kilka dni nie chciała wychodzić z domu. Bała się każdego dźwięku na klatce schodowej. Spała ze mną w jednym łóżku i tuliła się do mnie jak małe dziecko.

Mama pomagała nam jak mogła: gotowała obiady, odbierała Zosię ze szkoły, rozmawiała ze mną godzinami przez telefon.

Sąd rodzinny wszczął postępowanie o ograniczenie praw rodzicielskich Pawła. Musiałam opowiadać o wszystkim jeszcze raz: przed psychologiem sądowym, przed sędzią, przed kuratorem.

Czułam się winna. Czy naprawdę zrobiłam wszystko, by ochronić córkę? Czy powinnam była wcześniej reagować? Czy to moja wina, że wybrałam takiego człowieka na ojca mojego dziecka?

W pracy zaczęli szeptać za moimi plecami. „Ta Marta od Pawła… Widzisz ją? Podobno zabrania mu widywać dziecko…” Niektórzy patrzyli na mnie z litością, inni z pogardą.

Zosia zaczęła chodzić na terapię dziecięcą. Powoli wracał jej uśmiech. Ale czasem budziła się w nocy z krzykiem: „Nie! Nie chcę tej gąbki!”

Po kilku miesiącach sąd ograniczył Pawłowi prawa rodzicielskie do nadzorowanych kontaktów w obecności kuratora. Był wściekły. Groził mi przez telefon, pisał obraźliwe SMS-y.

Ale ja już nie byłam tą samą Martą co kiedyś. Nauczyłam się walczyć o swoje dziecko.

Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: czy kiedyś wybaczy mi to wszystko? Czy będzie umiała zaufać mężczyznom? Czy ja sama kiedykolwiek przestanę czuć ten ból?

Czy naprawdę można być dobrą matką w świecie pełnym brudnych gąbek i brudnych serc? Co wy byście zrobili na moim miejscu?