„Niepotrzebna pomoc, to nie pomogę!” – Babcia wyszła trzaskając drzwiami: O tym, jak samotność po porodzie boli bardziej niż blizny
– No to jak nie chcesz mojej pomocy, to sobie radź sama! – Babcia Zosia zatrzasnęła drzwi tak mocno, że aż podskoczyła stojąca na komodzie ramka ze zdjęciem ślubnym moich rodziców. Przez chwilę stałam w przedpokoju, tuląc do piersi malutką Hanię, i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy dziecku, ale czułam się tak bezradna, że nie mogłam się powstrzymać.
Wróciłam ze szpitala trzy dni temu. Michał był w pracy od rana do wieczora. Pracował w magazynie na Targówku, wracał zmęczony i głodny. Oczekiwał obiadu, czystych ubrań i spokoju. Ja – świeżo upieczona matka – ledwo stałam na nogach. Blizny po cesarce bolały przy każdym ruchu, a Hania budziła się co dwie godziny. Zazdrościłam koleżankom, które miały babcie gotujące rosoły i wynoszące wózek na spacer. Moja mama była inna.
– Po co ci ten rosół? Zupki z proszku są szybciej – rzuciła pierwszego dnia.
– Mamo, ja nie chcę z proszku… Chciałabym, żebyś mi ugotowała coś domowego. Nie mam siły stać przy garach.
– Jak się chciało dziecko, to trzeba było myśleć wcześniej! – odpowiedziała z przekąsem.
Zawsze była twarda. Wychowała mnie sama po tym, jak tata odszedł do innej kobiety. Pracowała w szkole jako woźna, nigdy nie narzekała, ale też nigdy nie okazywała czułości. Teraz też nie umiała.
Próbowałam tłumaczyć:
– Mamo, ja naprawdę potrzebuję pomocy… Chociażby żebym mogła się wykąpać albo przespać godzinę.
– Dziecko śpi, to śpij razem z nim! Ja w twoim wieku już miałam dwójkę i nikt mi nie pomagał! – usłyszałam.
Czułam się coraz bardziej winna. Może rzeczywiście jestem słaba? Może inne matki są silniejsze?
Wieczorem Michał wrócił do domu. Położył torbę na podłodze i spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Znowu nie ma obiadu?
– Przepraszam… Hania płakała cały dzień, a mama przyszła tylko na chwilę i posprzątała szafkę z lekami zamiast mi pomóc.
– Twoja matka zawsze wie lepiej – mruknął i poszedł pod prysznic.
Zostałam sama z dzieckiem i poczuciem winy. W nocy Hania miała kolki. Próbowałam ją nosić, śpiewać kołysanki, ale nic nie pomagało. O trzeciej nad ranem zadzwoniłam do mamy:
– Mamo, błagam, przyjedź… Nie wiem już co robić…
– Teraz? O tej porze? Dziecko płacze, bo pewnie coś źle zrobiłaś. Ja ci nie pomogę przez telefon! – rozłączyła się.
Rano zadzwoniła sąsiadka, pani Halina:
– Słyszałam płacz w nocy… Może chcesz żebym przyszła na chwilę? Mam doświadczenie z wnukami.
Przez chwilę się zawahałam. Czy to nie wstyd prosić obcą osobę o pomoc? Ale zgodziłam się. Pani Halina przyszła z ciepłym kompotem i paczką pampersów.
– Kochana, każda matka potrzebuje wsparcia. Nie wstydź się tego.
Poczułam ulgę. Przez godzinę mogłam się wykąpać i wypić herbatę w ciszy. Ale potem znów zostałam sama.
Kiedy mama przyszła następnego dnia, próbowałam jeszcze raz:
– Mamo, proszę… Możesz zabrać Hanię na spacer? Albo ugotować coś prostego?
– Ja ci dziecka nie będę wyprowadzać! Jeszcze coś się stanie i będzie na mnie! A gotować? Przecież masz kuchenkę mikrofalową!
Wtedy wybuchłam:
– Mamo! Ja już nie daję rady! Potrzebuję cię! Nie do sprzątania szafek czy przestawiania rzeczy w kuchni! Potrzebuję ciebie przy mnie!
Spojrzała na mnie chłodno:
– Jak nie chcesz mojej pomocy, to sobie radź sama!
I wyszła trzaskając drzwiami.
Siedziałam długo na podłodze w przedpokoju. Hania spała wtulona we mnie. Czułam się tak samotna jak nigdy wcześniej. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą matką? Czy powinnam była być twardsza? Może mama ma rację?
Przez kolejne dni próbowałam radzić sobie sama. Michał coraz częściej wracał późno i coraz mniej rozmawialiśmy. Czułam się niewidzialna. Kiedyś byłam pełna energii – studiowałam polonistykę, miałam marzenia o pisaniu książek. Teraz liczyło się tylko przetrwanie kolejnego dnia.
Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie moja kuzynka Anka:
– Słuchaj, słyszałam od cioci Zosi, że masz ciężko… Chcesz żebym przyszła?
Zgodziłam się bez wahania. Anka przyszła z zakupami i uśmiechem:
– Wiesz co? Moja mama była taka sama jak twoja. Nigdy nie umiała okazywać wsparcia tak jak trzeba. Ale pamiętaj – masz prawo prosić o pomoc!
Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim – o dzieciństwie, o naszych matkach, o tym jak trudno być kobietą w Polsce. Anka została do wieczora i pomogła mi wykąpać Hanię.
Wieczorem Michał wrócił wcześniej niż zwykle:
– Widzę, że masz gościa… To dobrze – powiedział bez entuzjazmu.
Po kolacji usiedliśmy razem przy stole.
– Michał… Ja już nie daję rady sama. Potrzebuję żebyś mi pomógł. Chociaż raz w tygodniu ugotował obiad albo poszedł z Hanią na spacer.
Spojrzał na mnie zaskoczony:
– Myślałem, że dasz sobie radę… Moja mama zawsze mówiła, że kobiety są silniejsze niż faceci.
– Ale ja nie jestem twoją mamą! – wybuchłam płaczem.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Michał podszedł do mnie i przytulił:
– Przepraszam… Nie wiedziałem, że aż tak ci ciężko.
Od tamtej pory zaczęło być trochę lepiej. Michał zaczął pomagać – czasem ugotował makaron z sosem albo zabrał Hanię na spacer po osiedlu. Mama przez kilka tygodni się nie odzywała. Dopiero kiedy przyszły święta Bożego Narodzenia, zadzwoniła:
– No… Może byście przyszli na barszcz?
Poszliśmy całą trójką. Mama była oschła jak zwykle, ale kiedy zobaczyła Hanię ubraną w czerwoną sukienkę, jej twarz złagodniała:
– No patrzcie… Cała ja za młodu…
Nie rozmawiałyśmy już o tamtych dniach. Nigdy nie przeprosiła ani nie zapytała jak sobie radzę naprawdę. Ale czasem patrzy na mnie inaczej – jakby chciała powiedzieć coś ważnego, ale nie umiała znaleźć słów.
Często zastanawiam się: dlaczego tak trudno nam prosić o pomoc? Dlaczego nasze matki i babcie uważają, że miłość to twardość? Czy kiedykolwiek nauczymy się być dla siebie łagodniejsze?
A wy? Czy też czuliście się kiedyś samotni wśród najbliższych?