List do Ojca: Moje Życie w Cieniu Alkoholizmu
– Znowu wrócił pijany. – Szept mojej młodszej siostry, Zosi, rozbrzmiewał w ciemności naszego pokoju jak dzwon alarmowy. Siedziałyśmy skulone na łóżku, ściskając się za ręce. Za ścianą słychać było ciężkie kroki ojca i cichy szloch mamy. Miałam wtedy czternaście lat, ale czułam się o wiele starsza – jakby każda noc z ojcem wracającym z baru odbierała mi kolejne lata dzieciństwa.
Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęło się piekło. Może wtedy, gdy tata stracił pracę w fabryce w Radomiu? Albo gdy mama przestała się uśmiechać i coraz częściej zamykała się w łazience z telefonem w ręku? Wiem tylko, że pewnego dnia nasz dom przestał być bezpieczną przystanią. Stał się polem minowym, po którym trzeba było stąpać ostrożnie, by nie wywołać wybuchu.
– Vivian, idź po niego. – Mama patrzyła na mnie z rozpaczą w oczach. – Może ciebie posłucha.
Wychodziłam więc na zimne, wilgotne ulice naszego osiedla i szukałam ojca po okolicznych melinach. Czasem znajdowałam go śpiącego na ławce pod blokiem, czasem w bramie z butelką taniego wina. Zawsze ten sam widok: twarz zarośnięta, oczy przekrwione, ręce drżące.
– Tato, wracaj do domu – prosiłam cicho. – Mama się martwi. Zosia płacze.
Czasem szedł za mną potulnie jak dziecko. Innym razem krzyczał, że wszyscy się go czepiają, że ma prawo do odrobiny spokoju. Wtedy wracałam sama, z sercem ściśniętym ze strachu i bezsilności.
W szkole udawałam, że wszystko jest w porządku. Uczyłam się pilnie, bo wiedziałam, że tylko nauka może mnie wyrwać z tego bagna. Ale czasem nie mogłam powstrzymać łez. Pani Kowalska od polskiego zauważyła to pierwsza.
– Vivian, co się dzieje? – zapytała pewnego dnia po lekcji.
– Nic… – skłamałam, spuszczając wzrok.
Ale ona nie dała się zwieść. Zaprosiła mnie do siebie po lekcjach i podała kubek herbaty.
– Wiem, że nie jest ci łatwo – powiedziała cicho. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać…
Nie odpowiedziałam wtedy nic. Ale jej słowa zostały ze mną na długo.
Najgorzej było w święta. Mama starała się jak mogła – piekła makowiec, ubierała choinkę z Zosią, śpiewała kolędy pod nosem. Ale wszyscy czekaliśmy tylko na jedno: czy ojciec wróci trzeźwy? Czy znowu będzie awantura?
Pamiętam Wigilię sprzed trzech lat. Tata przyszedł późno, pijany jak bela. Rzucił się na mamę z wyzwiskami, przewrócił stół z opłatkami. Zosia schowała się pod łóżkiem i płakała tak głośno, że sąsiedzi wezwali policję.
Po tej nocy mama powiedziała: – Musimy coś zmienić.
Ale nic się nie zmieniło. Ojciec obiecywał poprawę, przysięgał na nasze życie, że już nigdy więcej nie tknie alkoholu. Wytrzymywał tydzień, dwa… Potem wszystko wracało do normy.
Z czasem nauczyłam się żyć w ciągłym napięciu. Każdy dźwięk klucza w zamku wywoływał u mnie atak paniki. Każda rozmowa o rodzinie bolała jak otwarta rana.
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Nie dam już rady… On nas wszystkich wykończy…
Bałam się wtedy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bałam się, że mama odejdzie i zostawi nas same z ojcem. Albo że coś sobie zrobi.
Zaczęłam pisać listy. Najpierw do siebie – żeby wyrzucić z siebie ból i gniew. Potem do ojca – choć nigdy mu ich nie dałam.
„Tato,
Nie wiem już, kim jesteś. Pamiętam cię jako bohatera z dzieciństwa – tego, który uczył mnie jeździć na rowerze i nosił na barana po parku. Teraz widzę tylko cień człowieka, którego kochałam. Dlaczego wybrałeś alkohol zamiast nas? Czy jeszcze kiedyś wrócisz do nas naprawdę?”
Pisałam te słowa nocami, gdy Zosia spała obok mnie wtulona jak małe zwierzątko szukające ciepła i bezpieczeństwa.
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam wypracowanie na konkurs szkolny: „Mój największy lęk”. Opisałam wszystko – strach przed powrotem ojca do domu, wstyd przed sąsiadami, ból mamy i łzy Zosi.
Nie spodziewałam się niczego poza oceną i może krótkim komentarzem nauczycielki. Tymczasem mój tekst przeczytała cała szkoła. Potem ktoś wrzucił go do internetu i nagle zaczęły spływać wiadomości od obcych ludzi.
– Vivian, twoja historia to moja historia…
– Dziękuję za odwagę…
– Dzięki tobie wiem, że nie jestem sama…
Poczułam wtedy pierwszy raz od lat coś na kształt nadziei. Że może mój głos ma znaczenie. Że może nie jesteśmy sami w tym koszmarze.
Ojciec dowiedział się o liście przypadkiem – ktoś z pracy mu go pokazał.
– Ośmieszyłaś mnie przed całym miastem! – krzyczał tego wieczoru tak głośno, że sąsiedzi znowu wezwali policję.
Ale tym razem mama nie płakała. Spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała:
– To nie Vivian powinna się wstydzić.
Po tej nocy tata pierwszy raz zgodził się pójść na terapię.
Nie było łatwo. Były wzloty i upadki, kolejne powroty do picia i kolejne próby ratowania rodziny. Ale coś się zmieniło – jakbyśmy wszyscy zaczęli walczyć o siebie naprawdę.
Dziś mam siedemnaście lat i wiem jedno: alkoholizm to nie tylko choroba jednej osoby. To trucizna sącząca się przez całe pokolenia, niszcząca wszystko na swojej drodze.
Czasem pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto tyle razy zawiódł? Czy można jeszcze kochać ojca po tym wszystkim?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć?