Kiedy wnuki wychodzą, czuję ulgę – wyznanie babci Marii

– Mamo, zostawię ci dziś dzieci na kilka godzin, dobrze? – głos mojej córki, Agaty, rozbrzmiewał w słuchawce z nutą oczywistości. Nie czekała na moją odpowiedź. – Wiem, że nie masz dziś żadnych planów.

Nie miałam. Ale czy to znaczy, że nie mogłam ich mieć?

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam już w tle śmiech moich wnuków – Zosi i Jasia. Dzieci wbiegły do mieszkania jak burza, rzucając plecaki na podłogę i krzycząc: – Babciu! Babciu! – Ich energia była zaraźliwa, ale ja czułam w sobie tylko ciężar. Uśmiechnęłam się do nich, choć w środku miałam ochotę po prostu się położyć i zamknąć oczy.

– Babciu, zrobisz nam naleśniki? – zapytała Zosia, a Jaś już ciągnął mnie za rękaw do swojego pokoju. Chciałam powiedzieć: „Może później”, ale wiedziałam, że nie mogę ich zawieść. Przecież jestem babcią. Od tego jestem, prawda?

Kiedy Agata wróciła po dzieci wieczorem, rzuciła tylko: – Dzięki, mamo. Jesteś niezastąpiona. – I już jej nie było. Nawet nie spojrzała mi w oczy. Zostałam sama w kuchni z górą brudnych naczyń i ciszą, która nagle wydała mi się przytłaczająca.

Usiadłam przy stole i poczułam łzy pod powiekami. Nie ze smutku – raczej z ulgi. Kiedy wnuki wychodzą, czuję ulgę. Czy to źle? Czy jestem złą babcią?

Zawsze myślałam, że na emeryturze będę miała czas dla siebie. Że będę mogła chodzić na spacery do parku, czytać książki, spotykać się z koleżankami na kawie. Tymczasem od kilku lat moje życie kręci się wokół dzieci Agaty. Ona pracuje, jej mąż często wyjeżdża służbowo, więc to ja jestem tą „dyspozycyjną”.

Pamiętam rozmowę sprzed kilku miesięcy:

– Mamo, przecież ty i tak siedzisz sama w domu. Dzieci cię uwielbiają! – mówiła Agata z uśmiechem.
– Ale ja też czasem chciałabym coś zaplanować dla siebie… – próbowałam tłumaczyć.
– Przecież możesz! Ale dzieci są małe tylko raz. Pomóż mi jeszcze przez kilka lat.

Nie umiałam jej odmówić. W końcu sama kiedyś prosiłam moją mamę o pomoc. Ale wtedy ona miała swoje życie – ogródek, sąsiadki, wyjazdy do sanatorium. Ja mam tylko wnuki i obowiązki.

Czasem czuję się jak opiekunka na pełen etat. Zosia ma alergię pokarmową, więc muszę gotować specjalnie dla niej. Jaś jest nadpobudliwy – trzeba mieć na niego oko cały czas. Najmłodsza Hania jeszcze nie chodzi do przedszkola i wymaga ciągłej uwagi.

Ostatnio zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem. Kręgosłup boli mnie coraz częściej, a lekarz powiedział jasno: „Musi pani więcej odpoczywać”. Jak mam odpoczywać, kiedy codziennie ktoś czegoś ode mnie chce?

W zeszłym tygodniu zadzwoniła do mnie Basia, moja przyjaciółka z młodości:

– Mario, chodź ze mną na jogę! Zapisujemy się z dziewczynami na zajęcia dla seniorów.
– Nie mogę… Mam wnuki.
– Ale przecież to tylko raz w tygodniu!
– Agata pracuje do późna… Nie chcę jej zawieść.

Basia westchnęła:
– A siebie nie zawiedziesz?

Te słowa zostały ze mną na długo.

Wczoraj wieczorem znów siedziałam sama w kuchni po całym dniu z wnukami. Zosia rozlała sok na dywan, Jaś rozbił szklankę, Hania płakała przez godzinę bez powodu. Byłam wykończona. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, poczułam ulgę tak wielką, że aż się przestraszyłam własnych emocji.

Czy jestem niewdzięczna? Przecież tyle kobiet marzy o tym, by mieć blisko rodzinę. Ale czy ktoś pyta mnie o zdanie? Czy ktoś zastanawia się, czego ja chcę?

Dziś rano zadzwoniła Agata:

– Mamo, możesz zostać z dziećmi w sobotę? Chcemy z Tomkiem wyjść do kina.
Zebrałam się na odwagę:
– Agato… Chciałabym w sobotę pójść na spacer z Basią. Może znajdziesz kogoś innego?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… Przecież zawsze możesz pójść innym razem…
– Nie zawsze. Ja też mam swoje życie.

Rozłączyła się bez słowa.

Siedzę teraz przy oknie i patrzę na ludzi idących ulicą. Myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy mam prawo chcieć czegoś więcej niż bycie babcią? Czy jestem egoistką? A może po prostu człowiekiem?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze razy pozwolę sobie odebrać własny czas? Czy ktoś wreszcie zapyta mnie: „Mamo, a czego ty chcesz?”