5 lat po zdradzie męża: Czy można nauczyć się znowu ufać? Moja historia i pytanie do Was

— Nie wierzę ci, Piotr — mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Piotr patrzył na mnie z tym swoim zmęczonym spojrzeniem, jakby to on był ofiarą. — To było pięć lat temu, Aniu. Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że to był błąd? — odpowiedział cicho, spuszczając wzrok.

Pięć lat temu świat mi się zawalił. Był listopad, szaro, zimno, a ja wróciłam wcześniej z pracy, bo dzieci były przeziębione. Znalazłam w jego telefonie wiadomości do Magdy — koleżanki z pracy. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać jutra”. Najpierw myślałam, że to żart. Potem przyszła złość, niedowierzanie, a na końcu ból tak przeszywający, że nie mogłam oddychać.

Przez pierwsze tygodnie żyłam jak w amoku. Nie jadłam, nie spałam. Mama przyjechała do nas z Białegostoku i próbowała mnie pocieszać: — Dziecko, ludzie popełniają błędy. Ale ja nie chciałam słuchać. Chciałam tylko cofnąć czas.

Piotr błagał o wybaczenie. Przysięgał, że to był tylko jeden raz, że nic dla niego nie znaczyła. — Aniu, kocham tylko ciebie. Zrobiłem coś strasznego, ale chcę to naprawić — powtarzał niemal codziennie. Dla dzieci postanowiłam spróbować. Chodziliśmy na terapię małżeńską do pani psycholog w naszym mieście. Były łzy, krzyki, milczenie i próby rozmowy. Przez chwilę wydawało się, że będzie lepiej.

Ale dziś, pięć lat później, wciąż nie potrafię mu zaufać. Każda jego późniejsza praca, każdy wyjazd służbowy wywołuje we mnie niepokój. Kiedy dostaje SMS-a wieczorem, serce mi zamiera. Wiem, że to nie jest normalne życie.

Czasem patrzę na nasze dzieci — Zosię i Michała — i zastanawiam się, czy one coś czują. Staramy się nie kłócić przy nich, ale przecież widzą moje łzy i jego milczenie. Zosia ostatnio zapytała: — Mamo, czemu jesteś smutna? Powiedziałam jej, że czasem dorośli też mają trudne dni.

Moja teściowa uważa, że przesadzam. — Każdy facet czasem zbłądzi — mówi bez cienia skruchy. Moja mama z kolei powtarza: — Jeśli nie możesz mu wybaczyć, odejdź. Ale ja nie wiem, czy potrafię być sama.

Czasem mam wrażenie, że wszyscy wokół mają gotowe odpowiedzi na moje życie. Koleżanki z pracy mówią: — Ja bym go zostawiła! Ale one nie mają dzieci ani kredytu na mieszkanie na 30 lat.

Najgorsze są wieczory. Kiedy dzieci już śpią, a Piotr siedzi przy komputerze w salonie. Wtedy wracają obrazy sprzed pięciu lat: jego kłamstwa, moje łzy, rozmowy z Magdą w mojej głowie. Próbuję czytać książkę albo oglądać seriale na Netflixie, ale myśli wracają jak bumerang.

Czasem próbuję z nim rozmawiać:
— Piotrze…
— Co?
— Ty naprawdę nigdy więcej…?
— Aniu! Ile razy mam ci mówić? Przecież widzisz, jak się staram!

Ale ja nie widzę. Widzę tylko cień tamtej kobiety między nami.

Ostatnio zaczęłam chodzić na jogę i spotykać się z koleżankami częściej niż kiedyś. Chciałam poczuć się znowu sobą — nie tylko żoną i matką, ale Anią sprzed zdrady. Ale nawet wtedy czuję się winna: czy to nie ja powinnam bardziej się starać? Może gdybym była inna…

W pracy udaję silną i uśmiechniętą. Ale kiedy wracam do domu i zamykam za sobą drzwi, czuję się jak aktorka po spektaklu — zmęczona udawaniem.

Czasem myślę o rozwodzie. Ale boję się samotności bardziej niż zdrady. Boję się tego, co powiedzą ludzie w bloku i rodzina Piotra. Boję się o dzieci.

Piotr coraz częściej zamyka się w sobie. Kiedyś był czuły i rozmowny, teraz jest jakby obok mnie — obecny fizycznie, ale nieobecny duchem. Czasem mam wrażenie, że oboje tkwimy w tym małżeństwie tylko ze strachu przed zmianą.

Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem przy stole:
— Piotrze… Myślisz czasem o tamtym?
— Myślę o tym codziennie — odpowiedział cicho. — Ale bardziej myślę o tym, jak cię skrzywdziłem i jak bardzo chciałbym cofnąć czas.

Patrzyłam na niego długo i czułam tylko pustkę.

Dziś piszę tę historię tutaj, bo nie wiem już sama: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy pięć lat to za mało? A może nigdy nie będę już tą samą Anią?

Czy ktoś z Was przeszedł przez coś podobnego? Jak nauczyć się ufać na nowo? Czy warto walczyć o coś, co już raz zostało złamane?