Po dwudziestu latach ojciec wraca do dzieci. Czy można naprawić przeszłość?
— Nie chcę cię widzieć! — krzyknął Tomek, trzaskając drzwiami przed moim nosem. Stałem na klatce schodowej, trzymając w rękach stary plecak, w którym mieściło się całe moje życie. Po dwudziestu latach wróciłem do Warszawy, żeby odnaleźć dzieci, które zostawiłem, kiedy miałem trzydzieści pięć lat. Wtedy wydawało mi się, że nie mam wyboru. Teraz wiem, że zawsze jest wybór, tylko czasem człowiek wybiera najgorszą z możliwych dróg.
Byłem wtedy młodym ojcem, z głową pełną marzeń i sercem pełnym lęku. Moja żona, Anka, nie wytrzymała moich ciągłych zmian pracy i wiecznych długów. Pewnego dnia po prostu spakowała siebie i dzieci — Tomka i Zosię — i wyprowadziła się do matki. Ja zostałem sam z pustym mieszkaniem i jeszcze bardziej pustą duszą. Próbowałem ich szukać, ale nie miałem siły walczyć z własnym upadkiem. Alkohol stał się moim jedynym przyjacielem.
Przez lata tułałem się po ulicach, spałem w noclegowniach, czasem pod mostem. Każda zima była walką o przetrwanie. Czasem ktoś rzucił mi parę złotych, czasem dostałem gorącą zupę od wolontariuszy. Ale najgorsza była samotność. Każdego dnia myślałem o Tomku i Zosi — jak wyglądają, czy mnie pamiętają, czy mnie nienawidzą?
W końcu, kiedy miałem już dość życia na dnie, spotkałem w schronisku pana Stefana. To on powiedział mi: „Stary, jeśli masz jeszcze kogoś na tym świecie, to idź i spróbuj naprawić to, co się da”. Te słowa nie dawały mi spokoju przez wiele miesięcy. W końcu zebrałem się na odwagę.
Znalazłem adres Tomka przez znajomego z dawnych lat. Stałem pod jego blokiem dobre pół godziny, zanim odważyłem się zadzwonić domofonem.
— Kto tam? — usłyszałem w słuchawce głos dorosłego mężczyzny.
— Tomek… to ja… tata — głos mi się załamał.
Cisza. Potem szybkie kroki na schodach i nagle stał przede mną wysoki facet o oczach Anki. Mój syn.
— Czego chcesz? — zapytał zimno.
— Chciałem tylko… zobaczyć cię. Przeprosić…
— Po dwudziestu latach? — wybuchnął śmiechem pełnym goryczy. — Myślisz, że to takie proste?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Stałem jak skamieniały, a łzy same płynęły mi po policzkach.
— Idź stąd — powiedział cicho i zamknął drzwi.
Wyszedłem na ulicę i usiadłem na ławce. Przez godzinę gapiłem się w ziemię. Potem zadzwonił telefon — numer nieznany.
— Tata? — usłyszałem cichy głos kobiety.
— Zosia? — zapytałem niepewnie.
— Tomek mi powiedział… Chciałabym cię zobaczyć. Jutro o siedemnastej w kawiarni „Pod Klonem”.
Całą noc nie zmrużyłem oka. W głowie miałem setki scenariuszy tego spotkania. Bałem się jej nienawiści, ale jeszcze bardziej bałem się obojętności.
Kiedy wszedłem do kawiarni, zobaczyłem ją od razu. Siedziała przy oknie, nerwowo bawiąc się łyżeczką. Miała te same rude włosy co Anka i ten sam uśmiech, który pamiętałem z dzieciństwa.
— Cześć… — usiadłem naprzeciwko niej.
— Dlaczego nas zostawiłeś? — zapytała bez ogródek.
Nie potrafiłem odpowiedzieć od razu. Milczałem długo, aż w końcu wyszeptałem:
— Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności, bałem się siebie…
Zosia patrzyła na mnie długo. W jej oczach widziałem ból i gniew, ale też coś jeszcze — ciekawość?
— Mama bardzo cierpiała — powiedziała cicho. — Tomek do dziś nie potrafi jej wybaczyć tego wszystkiego.
— A ty?
Zosia spuściła wzrok.
— Nie wiem… Ale chcę spróbować cię poznać na nowo.
To był początek naszej rozmowy. Siedzieliśmy tam trzy godziny, rozmawiając o wszystkim i o niczym. O moim życiu na ulicy, o jej studiach, o tym jak bardzo brakowało nam siebie nawzajem.
Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się regularnie. Zosia powoli zaczęła mnie akceptować. Pomogła mi znaleźć pracę w magazynie i wynająć mały pokój na Pradze. Czułem się jakbym dostał drugą szansę od losu.
Tomek długo nie chciał ze mną rozmawiać. Unikał mnie na ulicy, nie odbierał telefonów. Dopiero kiedy zachorowałem na zapalenie płuc i trafiłem do szpitala, przyszedł do mnie.
— Nie chcę ci wybaczyć — powiedział od progu. — Ale nie chcę też cię nienawidzić do końca życia.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu Tomek usiadł obok mojego łóżka i zapytał:
— Dlaczego wróciłeś?
— Bo nie potrafiłem już żyć bez waszej obecności…
Tomek westchnął ciężko.
— Może kiedyś uda nam się być rodziną…
Dziś mija rok od naszego pierwszego spotkania po latach rozłąki. Nie jesteśmy jeszcze rodziną w pełnym tego słowa znaczeniu, ale próbujemy budować coś od nowa. Spotykamy się co niedzielę na obiadach u Zosi, czasem razem idziemy na spacer po Łazienkach.
Wiem, że nigdy nie naprawię całkowicie tego, co zepsułem. Ale każdego dnia staram się być lepszym ojcem niż byłem kiedyś.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę zasługuję na drugą szansę? Czy można odbudować rodzinę po tylu latach bólu i rozczarowań? Może wy mi powiecie…