Po ślubie córka z zięciem zamieszkali u mnie. Ile jeszcze mogę poświęcić dla ich szczęścia?
— Mamo, przecież to tylko na chwilę — Eliana patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a jej głos drżał lekko, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi. Stała w progu mojego pokoju, trzymając za rękę swojego świeżo upieczonego męża, Pawła.
W tamtej chwili poczułam się jak bohaterka własnego dramatu. Mój dom, moje bezpieczne miejsce, nagle stał się areną cichych konfliktów i niewypowiedzianych żalów. Zawsze powtarzałam sobie, że dla Eliany zrobię wszystko. Ale czy naprawdę wszystko?
Moje życie nigdy nie było łatwe. Prowadziłam mały sklepik spożywczy na osiedlu, który raz przynosił zysk, raz ledwo pozwalał związać koniec z końcem. Kiedy Eliana miała 15 lat, jej ojciec odszedł do innej kobiety. Zostałyśmy same. Musiałam wtedy podjąć trudną decyzję: sprzedałam nasz samochód, żeby opłacić jej korepetycje i zapewnić lepszą przyszłość. Przez lata byłam dla niej matką i ojcem, przyjaciółką i powierniczką.
Gdy poznała Pawła na studiach, byłam szczęśliwa. Widziałam w jego oczach oddanie i czułość. Ślub był skromny, ale pełen radości. Potem przyszły problemy — wynajmowane mieszkanie okazało się zbyt drogie, a Paweł stracił pracę w magazynie. Wtedy zaproponowałam im, żeby zamieszkali u mnie. „Na chwilę”, powtarzałam sobie i im.
Minęły trzy miesiące. Każdego ranka budziły mnie odgłosy ich rozmów w kuchni, zapach kawy i śmiech Eliany. Próbowałam się cieszyć ich obecnością, ale coraz częściej łapałam się na tym, że tęsknię za ciszą i spokojem. Mój sklepik wymagał coraz więcej uwagi, a ja wracałam do domu zmęczona i rozdrażniona.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę:
— Paweł, nie możemy tu siedzieć wiecznie. Mama jest zmęczona.
— Przecież ona sama zaproponowała… — odpowiedział Paweł z lekką pretensją.
— Ale widzisz, jak na nas patrzy? — głos Eliany był cichy i pełen niepokoju.
Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę tak źle ukrywałam swoje emocje? Czy byłam złą matką?
Następnego dnia podczas obiadu zebrałam się na odwagę:
— Eliana, Paweł… Musimy porozmawiać.
Spojrzeli na mnie z niepokojem.
— Kocham was i chcę wam pomóc, ale czuję się zmęczona tą sytuacją. Potrzebuję trochę przestrzeni dla siebie.
Eliana spuściła wzrok.
— Mamo… My naprawdę szukamy mieszkania. Ale jest tak drogo… Paweł jeszcze nie znalazł pracy.
Wtedy poczułam w sobie gniew i bezsilność jednocześnie.
— Ja też mam swoje problemy! Sklep ledwo przędzie, rachunki rosną… Nie mogę być zawsze tą silną! — głos mi się załamał.
Zapadła cisza. Paweł odchrząknął:
— Postaram się szybciej coś znaleźć.
Eliana podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
— Przepraszam, mamo. Nie chcemy cię obciążać.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam czasy, gdy Eliana była małą dziewczynką i tuliła się do mnie po koszmarach sennych. Teraz to ja miałam koszmary — o samotności, o starości bez wsparcia, o tym, że poświęciłam wszystko dla niej i zostałam z niczym.
Kolejne dni mijały w napięciu. Paweł wychodził wcześnie rano na rozmowy kwalifikacyjne, Eliana przeglądała ogłoszenia o mieszkaniach. Ja wracałam do pustego sklepu i liczyłam każdy grosz. Czułam się rozdarta — chciałam im pomóc, ale coraz bardziej pragnęłam odzyskać swoje życie.
Pewnego popołudnia przyszła do sklepu sąsiadka, pani Zofia.
— Coś taka smutna, Haniu? — zapytała.
Opowiedziałam jej wszystko. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Dzieci trzeba kochać, ale też uczyć samodzielności. Inaczej nigdy nie odejdą z gniazda.
Te słowa długo dźwięczały mi w uszach. Wieczorem usiadłam z Elianą przy herbacie.
— Córeczko… Wiem, że jest wam ciężko. Ale musisz nauczyć się walczyć o siebie. Ja już swoje zrobiłam.
Eliana spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
— Boję się… A jeśli sobie nie poradzimy?
— Poradzicie sobie. Ja też się bałam, kiedy zostałyśmy same. Ale dałyśmy radę.
Kilka dni później Paweł znalazł pracę w hurtowni budowlanej. Z radością oznajmili mi, że podpisali umowę najmu kawalerki na drugim końcu miasta. Pomogłam im spakować rzeczy i pożegnałam ich ze łzami w oczach — ze smutku i ulgi jednocześnie.
Teraz siedzę sama przy kuchennym stole i myślę: czy byłam dobrą matką? Czy można kochać dziecko za bardzo? A może czasem trzeba pozwolić mu odejść — nawet jeśli serce pęka?
Czy wy też mieliście kiedyś taki dylemat? Jak znaleźć równowagę między pomocą a własnym szczęściem?