„Nigdy więcej do nich nie pojadę!” – Jak jedna rodzinna wizyta zmieniła wszystko

– Wiktoria, nie dotykaj tego! – usłyszałam ostry głos ciotki Haliny, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Moja ośmioletnia córka stała przy kredensie, zafascynowana porcelanową figurką kota. – Przepraszam, ciociu – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. Delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu i spojrzałam na Halinę z wymuszonym uśmiechem.

– Dzieci są ciekawe świata – próbowałam załagodzić sytuację. – Wiktoria tylko patrzyła.

Halina przewróciła oczami i wróciła do kuchni. W salonie już czekał wujek Zbyszek z kubkiem herbaty, który podał mojemu mężowi, Jarkowi. Delilah, nasza młodsza córka, usiadła na dywanie i zaczęła układać puzzle. Przez chwilę miałam nadzieję, że to będzie spokojne popołudnie.

Ale myliłam się. Od początku czułam napięcie w powietrzu. Halina co chwilę rzucała kąśliwe uwagi: a to o tym, że dzieci są za głośne, a to że nie potrafią się zachować. Wiktoria starała się być niewidzialna, Delilah coraz bardziej się zamykała w sobie.

– Nora, a ty dalej pracujesz w tej szkole? – zapytała Halina z nutą pogardy w głosie podczas obiadu.

– Tak, uczę polskiego w podstawówce – odpowiedziałam spokojnie.

– No tak… nauczycielka. Z takimi zarobkami to pewnie ledwo wam starcza do pierwszego? – rzucił Zbyszek z ironicznym uśmiechem.

Jarek ścisnął moją dłoń pod stołem. Wiedziałam, że jest wściekły, ale milczał. Dla świętego spokoju.

– Radzimy sobie – odpowiedziałam krótko.

Obiad ciągnął się w nieskończoność. Dzieci jadły w milczeniu, a ja czułam narastającą złość i bezsilność. Po posiłku Halina zaczęła sprzątać ze stołu, rzucając mi znaczące spojrzenia, jakbym była jej służącą.

– Nora, może byś pomogła? – powiedziała głośno.

Wstałam i zaczęłam zbierać talerze. W kuchni Halina nachyliła się do mnie i szepnęła:

– Powinnaś lepiej wychować swoje dzieci. Wiktoria jest za bardzo rozpuszczona, a Delilah… no cóż, taka cicha, pewnie coś z nią nie tak.

Zatkało mnie. Chciałam coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Wróciłam do salonu i zobaczyłam, jak Wiktoria siedzi skulona na kanapie, a Delilah tuli się do niej.

– Mamo… możemy już iść do domu? – zapytała cicho Wiktoria.

Spojrzałam na Jarka. W jego oczach widziałam to samo co czułam: rozczarowanie i gniew.

– Tak, kochanie. Zaraz wychodzimy – powiedziałam stanowczo.

Zaczęliśmy się zbierać. Halina patrzyła na nas z wyższością.

– Już? Tak szybko? Nawet nie posiedzimy przy cieście?

– Dziękujemy za zaproszenie – odpowiedział Jarek chłodno. – Ale dzieci są zmęczone.

Wyszliśmy na klatkę schodową w milczeniu. Dopiero gdy zamknęły się za nami drzwi, Wiktoria wybuchła płaczem.

– Mamo, dlaczego ciocia nas tak nie lubi? Co my jej zrobiliśmy?

Przytuliłam ją mocno.

– Nic, kochanie. To nie wasza wina.

W domu długo nie mogliśmy dojść do siebie. Delilah przez kilka dni nie chciała chodzić do przedszkola. Wiktoria zamknęła się w sobie, przestała opowiadać o szkole i koleżankach. Jarek był coraz bardziej rozdrażniony.

Kilka dni później zadzwoniła Halina.

– Nora, co to za fochy? Rodzina to rodzina! Nie przesadzajcie z tym obrażaniem się!

Nie wytrzymałam.

– Halino, moje dzieci nie będą więcej narażone na twoje uwagi i brak szacunku. Jeśli nie potrafisz ich zaakceptować takimi, jakie są, nie będziemy się spotykać.

Rozłączyłam się drżącą ręką. Przez kolejne tygodnie miałam wyrzuty sumienia. Mama dzwoniła i próbowała mnie przekonać:

– Nora, nie rób scen. Rodzina jest najważniejsza!

Ale czy naprawdę? Czy mam pozwolić na to, żeby moje dzieci cierpiały tylko dlatego, że ktoś jest „rodziną”? Czy więzy krwi są ważniejsze niż szacunek i bezpieczeństwo moich córek?

Minęły miesiące. Wiktoria powoli odzyskiwała radość życia. Delilah znowu zaczęła śmiać się w przedszkolu. Ja jednak wciąż wracam myślami do tamtej wizyty.

Czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była walczyć o te relacje za wszelką cenę? A może czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli boli?

Czy wy też mieliście kiedyś podobną sytuację? Jak poradziliście sobie z toksyczną rodziną?