Kiedy teściowa zamieszkała w moim świecie: historia o granicach, które musiałam postawić
— Znowu ona! — wrzasnęłam, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Była sobota, godzina ósma rano, a ja marzyłam tylko o tym, żeby pospać choć do dziewiątej. Ale nie, los miał dla mnie inne plany. Za drzwiami stała moja teściowa, Danuta, z walizką większą niż moja szafa i miną cierpiętnicy. — Dzień dobry, Justynko. Źle się czuję. Lekarz powiedział, że powinnam być pod opieką rodziny — oznajmiła bez cienia wstydu.
Mój mąż, Michał, wybiegł z sypialni w samych bokserkach i od razu zaczął ją przytulać. — Mamo, co się stało? — zapytał z troską, której nigdy nie okazywał mnie, gdy miałam gorączkę czy migrenę. — Ciśnienie mi skacze, serce boli… A wy tu sami, młodzi, zdrowi… — jęknęła Danuta i spojrzała na mnie tak, jakby to była moja wina, że żyję.
Wpuściłam ją do środka, choć w środku gotowałam się ze złości. Jeszcze wczoraj planowałam weekend na działce pod Toruniem — moim azylu, który odziedziczyłam po dziadkach. Tam mogłam oddychać pełną piersią i być sobą. Ale teraz wiedziałam już, że nie ucieknę.
Danuta rozgościła się w salonie jak królowa. — Justynko, zrobisz mi herbatę? Ale nie taką słabą jak ostatnio… I może kanapkę z szynką? — rzuciła tonem rozkazującym. Michał patrzył na mnie błagalnie: — Kochanie, proszę… To tylko na kilka dni.
Kilka dni zamieniło się w tygodnie. Danuta nie zamierzała wracać do siebie. Codziennie narzekała na moje gotowanie („Za tłusto!”), na porządek („U ciebie to nawet kurz się boi sprzątać!”), na to, że nie mam dzieci („Może byście się w końcu postarali?”). Każda rozmowa kończyła się moją frustracją i łzami w łazience.
Pewnego wieczoru Michał wrócił z pracy i zastał mnie płaczącą przy kuchennym stole. — Co się dzieje? — zapytał zaniepokojony. — Twoja matka właśnie powiedziała mi, że jestem nieudacznicą i że powinnam oddać działkę komuś, kto potrafi ją wykorzystać! — wybuchnęłam. Michał westchnął ciężko. — Ona tak tylko mówi… Nie przejmuj się.
Ale ja się przejmowałam. Działka była moim jedynym miejscem na ziemi, gdzie czułam się wolna. Tam sadziłam pomidory, pieliłam grządki i marzyłam o własnym domku letniskowym. To tam uciekaliśmy z Michałem przed światem — zanim pojawiła się Danuta.
W końcu postanowiłam zabrać ją na działkę. Może świeże powietrze jej pomoże — pomyślałam naiwnie. Spakowałyśmy się i pojechałyśmy pod Toruń. Już pierwszego dnia Danuta zaczęła rządzić: — Tu za dużo chwastów! Tam trzeba przekopać! A ten domek to ruina! Jak ty możesz tu wypoczywać?
Wieczorem usiadłyśmy przy ognisku. — Wiesz co, Justyna? Ja bym tu zrobiła pensjonat. Wynajmowałabym pokoje letnikom z Warszawy. Zarobiłabyś więcej niż w tej swojej pracy w urzędzie! — rzuciła nagle Danuta. — To jest mój azyl! Nie chcę tu obcych ludzi! — odpowiedziałam ostro.
— Ty zawsze wszystko robisz po swojemu! Nawet mojego syna ode mnie zabrałaś! — krzyknęła nagle Danuta i rozpłakała się teatralnie.
Michał przyjechał następnego dnia. Zastał nas w środku kłótni. — Co tu się dzieje?!
— zapytał przerażony.
— Twoja żona nie szanuje starszych! — zaczęła Danuta.
— A twoja matka chce mi odebrać działkę! — odparłam.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Michał był rozdarty między nami jak dziecko podczas rozwodu rodziców.
— Może powinniście porozmawiać spokojnie? — zaproponował nieśmiało.
— Nie mam o czym rozmawiać! — powiedziałyśmy jednocześnie.
Następne dni były koszmarem. Danuta zaczęła udawać coraz cięższą chorobę: raz bolało ją serce, raz noga, raz głowa. Za każdym razem Michał rzucał wszystko i jechał do niej z apteczką.
Pewnego ranka obudziłam się i zobaczyłam Danutę krzątającą się po kuchni na działce. Rozmawiała przez telefon:
— Tak, Halinko… Justyna jest naiwna jak dziecko… Jeszcze trochę i sama odda mi tę działkę… Wiesz, ja zawsze dostaję to, czego chcę!
Zamarłam za drzwiami. Poczułam zimny pot na plecach. To był plan! Ona udawała chorobę tylko po to, żeby mnie złamać!
Wieczorem postanowiłam działać. Usiadłam z Michałem przy stole i powiedziałam wszystko:
— Słyszałam rozmowę twojej matki. Ona chce mnie zmanipulować i przejąć działkę!
Michał pobladł.
— To niemożliwe…
— Słyszałam to na własne uszy!
Następnego dnia postawiłam sprawę jasno:
— Danuto, wracasz do siebie albo ja wyprowadzam się na stałe na działkę!
Danuta spojrzała na mnie z nienawiścią:
— Ty mnie wyrzucasz?!
— Tak! To mój dom i moje zasady!
Michał poparł mnie po raz pierwszy:
— Mamo, musisz uszanować naszą przestrzeń.
Danuta spakowała się w milczeniu i wyszła bez słowa pożegnania.
Przez kilka tygodni nie odzywała się do nas wcale. Michał był smutny i zamknięty w sobie. Ja czułam ulgę pomieszaną z poczuciem winy.
Ale po miesiącu zadzwoniła:
— Justynko… Przepraszam za wszystko… Chciałam tylko być bliżej syna… Może mogłybyśmy zacząć od nowa?
Nie wiem, czy jej wybaczyłam naprawdę. Ale wiem jedno: nauczyłam się stawiać granice i walczyć o siebie.
Czasem patrzę na działkę i zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla świętego spokoju? Czy rodzina zawsze musi oznaczać walkę o terytorium? Jak wy radzicie sobie z toksycznymi relacjami w rodzinie?