Mąż wycofał się w ostatniej chwili i został z teściową. Co dalej z moim życiem?
— Piotr, proszę cię, powiedz mi, co się dzieje! — mój głos drżał, a w oczach czułam piekące łzy. Stałam wśród kartonów, które jeszcze rano pakowaliśmy razem. W powietrzu unosił się zapach kawy i nerwów. On stał przy oknie, zgarbiony, jakby nagle świat stał się dla niego za ciężki.
— Nie mogę, Anka… Po prostu nie mogę — powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.
W tamtej chwili świat się zatrzymał. Przez ostatnie miesiące planowaliśmy ten dzień: nasza pierwsza wspólna kawalerka na Pradze, daleko od jego mamy, która od zawsze miała na niego ogromny wpływ. Marzyłam o tym, by w końcu być tylko we dwoje, bez jej wiecznych rad i krytyki. Ale Piotr… On wycofał się w ostatniej chwili.
— Ale dlaczego? — szepnęłam, czując jak serce wali mi jak oszalałe.
— Mama źle się czuje… Nie mogę jej zostawić samej. Ona nie ma nikogo oprócz mnie — tłumaczył się, a ja widziałam w jego oczach strach i poczucie winy.
Wiedziałam, że jego mama jest samotna odkąd zmarł teść. Ale przecież rozmawialiśmy o tym setki razy! Obiecał mi, że zaczniemy nowe życie. Teraz czułam się zdradzona przez własnego męża i przez los.
Przez następne dni żyłam jak w zawieszeniu. Piotr wrócił do mieszkania swojej mamy na Ochocie. Ja zostałam sama w naszym wynajętym mieszkaniu, otoczona kartonami i ciszą. Każdego dnia czekałam na telefon, wiadomość — cokolwiek. On dzwonił rzadko, zawsze zmęczony i rozkojarzony.
— Anka, musisz mnie zrozumieć… Mama naprawdę mnie potrzebuje — powtarzał.
Ale ja też go potrzebowałam. Potrzebowałam męża, partnera, kogoś kto stanie po mojej stronie. Zamiast tego miałam poczucie, że jestem na drugim miejscu.
Moja mama próbowała mnie pocieszać:
— Kochanie, może on po prostu nie dorósł do samodzielności? Może musisz mu dać czas?
Ale ile czasu można czekać? Każda noc była coraz trudniejsza. Zaczęłam analizować wszystko od początku: nasze zaręczyny (też były pod presją jego mamy), ślub (ona wybierała salę), nawet nasze wakacje (zawsze musieliśmy wracać wcześniej, bo „mama źle się czuje”).
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich. Otworzyła mi teściowa — pani Halina. Jej spojrzenie było chłodne.
— Piotr jest zmęczony. Może lepiej będzie, jak zadzwonisz jutro — powiedziała bez cienia uśmiechu.
— Chciałabym z nim porozmawiać teraz — odpowiedziałam stanowczo.
Weszłam do środka. Piotr siedział przy stole, wyglądał na przybitego.
— Anka… — zaczął niepewnie.
— Musimy porozmawiać. Albo zaczniemy żyć razem jako małżeństwo, albo… nie wiem, czy dam radę tak dalej — powiedziałam drżącym głosem.
Teściowa usiadła obok niego i złapała go za rękę.
— Piotruś nie może mnie zostawić samej. Ty jesteś młoda, poradzisz sobie — rzuciła z przekąsem.
Poczułam się jak intruz we własnym małżeństwie. Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski i upokorzenia.
Od tamtej pory Piotr coraz bardziej oddalał się ode mnie. Zaczął unikać rozmów o przyszłości. Ja coraz częściej płakałam po nocach. Moi przyjaciele mówili:
— Anka, nie możesz być zawsze na drugim miejscu! On musi wybrać: ty albo mama.
Ale czy to naprawdę takie proste? Przecież kochałam go całym sercem. Czy miałam prawo wymagać od niego takiego wyboru?
W pracy byłam cieniem samej siebie. Szefowa zauważyła moją apatię:
— Aniu, jeśli potrzebujesz wolnego albo rozmowy… jestem tu dla ciebie.
Ale ja nie chciałam litości. Chciałam tylko odzyskać swoje życie.
Minęły tygodnie. Piotr coraz rzadziej pojawiał się w naszym mieszkaniu. W końcu przestał przychodzić w ogóle. Zostałam sama z rachunkami i pustką.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie teściowa:
— Aniu, Piotrek postanowił zostać ze mną na stałe. Może lepiej będzie, jak przestaniesz go męczyć?
Rozłączyła się zanim zdążyłam odpowiedzieć. Poczułam się jak dziecko wyrzucone z domu.
Dziś siedzę na podłodze wśród pustych kartonów i zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy powinnam była walczyć bardziej? Czy może odpuścić wcześniej?
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można budować szczęście na cudzych oczekiwaniach? Czy warto walczyć o kogoś, kto nie potrafi postawić granic własnej matce?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto jeszcze walczyć o ten związek?