Dziesięć lat w cieniu: Czy jestem tylko służącą we własnym domu?

– Znowu nie ma czystych koszul? – głos Pawła rozbrzmiał w kuchni, przerywając ciszę poranka. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, i przez chwilę miałam ochotę rzucić talerzem o podłogę. Ale tylko westchnęłam cicho. – Są w suszarce, zaraz ci przyniosę – odpowiedziałam, starając się ukryć zmęczenie.

Dziesięć lat temu ślubowałam Pawłowi miłość i wsparcie. Byłam wtedy pełna nadziei, marzyłam o rodzinie, domu pachnącym ciastem i śmiechu dzieci. Dziś nasz dom rzeczywiście pachnie – ale najczęściej obiadem, który gotuję w pośpiechu między pracą a odrabianiem lekcji z naszymi bliźniakami, Olą i Michałem. Śmiech dzieci coraz częściej zagłuszają kłótnie o bałagan i nieposprzątane zabawki.

Paweł pracuje dużo. Wraca późno, zmęczony, czasem nawet nie zauważa, że dzieci już śpią. Kiedyś czekałam na niego z kolacją i opowieściami o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia. Teraz kolacja stygnie na stole, a ja zasypiam przy bajkach czytanych dzieciom. Paweł mówi, że robi to dla nas – dla rodziny. Ale ja coraz częściej czuję się jak niewidzialna część wyposażenia domu.

Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Dzieci spały, a ja zebrałam się na odwagę:
– Paweł… czy ty mnie jeszcze widzisz? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O co ci chodzi? Przecież wszystko jest dobrze. Mamy dom, dzieci są zdrowe, ty masz pracę…
– Ale ja… ja nie jestem tylko sprzątaczką i kucharką. Chciałabym być też żoną. Partnerką. Kimś ważnym dla ciebie.
Przez chwilę milczał.
– Przesadzasz. Każdy ma swoje obowiązki. Ty zajmujesz się domem, ja zarabiam na życie.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przypomniałam sobie, jak kiedyś śmialiśmy się razem do łez, jak planowaliśmy podróże i wspólne wieczory przy winie. Teraz nasze rozmowy to głównie lista zakupów i plan zajęć dzieci.

Czasem mam wrażenie, że znikam. Że nikt nie widzi mojego zmęczenia, moich łez ukrytych w poduszkę nocą. Nawet mama mówi: „Taka już rola kobiety, musisz być silna”. Ale ja nie chcę być tylko silna – chcę być szczęśliwa.

W pracy też nie jest łatwo. Szefowa oczekuje ode mnie cudów, a koleżanki patrzą z politowaniem, gdy mówię, że muszę wyjść wcześniej po dzieci. Często słyszę: „Masz męża, niech on się zajmie”. Ale Paweł zawsze ma ważniejsze sprawy.

Ostatnio zaczęłam pisać pamiętnik. To jedyne miejsce, gdzie mogę być sobą – bez oceniania i oczekiwań. Zapisuję tam swoje lęki i marzenia. Marzę o tym, żeby ktoś zapytał: „Jak się dziś czujesz?” – i naprawdę chciał usłyszeć odpowiedź.

Kilka dni temu Ola zapytała mnie:
– Mamo, dlaczego jesteś smutna?
Zatkało mnie. Nie chciałam jej martwić.
– Nie jestem smutna, kochanie. Po prostu jestem zmęczona.
Ale Ola przytuliła mnie mocno i powiedziała:
– Ja cię widzę, mamo.

Te słowa rozbiły we mnie mur obojętności. Zrozumiałam, że jeśli nie zawalczę o siebie teraz, za kilka lat nie będzie już czego ratować – ani mnie, ani naszego małżeństwa.

Wczoraj wieczorem znów spróbowałam porozmawiać z Pawłem:
– Chciałabym czasem wyjść gdzieś razem. Bez dzieci. Po prostu pobyć ze sobą.
Westchnął ciężko.
– Nie mam siły na randki po pracy. Może w weekend?
– W weekend zawsze jest coś do zrobienia…
Poczułam bezsilność.

Dziś rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale jeszcze niepokonaną. Postanowiłam: zacznę od małych kroków. Zapiszę się na jogę raz w tygodniu – dla siebie. Poproszę Pawła o pomoc przy dzieciach – nie jako łaskę, ale jako wspólny obowiązek.

Nie wiem, czy to coś zmieni. Może Paweł zrozumie, a może nie. Ale wiem jedno: nie chcę już być tylko tłem we własnym życiu.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet wokół mnie czuje to samo? Ile z nas boi się powiedzieć głośno: „Nie jestem tylko służącą”? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą?

Może to właśnie jest pytanie, które powinniśmy sobie wszyscy zadać.