„Nie widzisz, że twoja matka nie kocha naszego syna?” – Jak porównania i rodzinne konflikty zniszczyły nasze życie

– Znowu to samo, Marto! – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. – Nie widzisz, że Antoś jest zaniedbany? Gdyby był pod moją opieką, wyglądałby inaczej!

Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą. Piotr siedział przy stole, wpatrzony w blat, jakby liczył sęki w drewnie. Antoś bawił się w swoim pokoju, nieświadomy burzy, która właśnie się rozpętała. Przez okno wpadało blade, listopadowe światło – wszystko wydawało się szare i przytłaczające.

– Mamo, proszę cię… – Piotr próbował załagodzić sytuację. – Marta robi wszystko, co może.

– Właśnie widzę! – prychnęła teściowa. – Wczoraj na zebraniu pani wychowawczyni powiedziała mi, że Antoś jest cichy i zamknięty w sobie. To nie jest normalne u siedmiolatka! Może gdyby miał inną matkę…

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż policzek. Poczułam łzy napływające do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Nie dam jej tej satysfakcji.

To nie był pierwszy raz. Od początku naszego małżeństwa czułam się jak ktoś obcy. Piotra poznałam na pierwszym roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Byliśmy młodzi, zakochani i biedni jak myszy kościelne. Jego mama, pani Halina, od początku patrzyła na mnie z góry. „Dziewczyna z prowincji”, mówiła do swoich koleżanek. „Bez perspektyw”.

Przez pierwsze lata próbowałam ją przekonać do siebie. Przynosiłam domowe ciasta na święta, pomagałam w sprzątaniu po rodzinnych obiadach, słuchałam jej opowieści o dawnych czasach. Ale zawsze znalazła powód do krytyki: a to za słona zupa, a to źle wyprasowana koszula Piotra.

Kiedy urodził się Antoś, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że wnuk stopi lód w jej sercu. Przez chwilę rzeczywiście wydawało się lepiej – Halina przychodziła pomagać przy dziecku, przynosiła zupki i ubranka. Ale szybko zaczęły się porównania: „Za moich czasów dzieci spały całą noc”, „Piotr w jego wieku już mówił pełnymi zdaniami”, „Może powinnaś mniej czytać te nowoczesne poradniki?”.

Piotr zawsze stawał pośrodku. „Nie przejmuj się, ona taka już jest”, powtarzał. Ale jak się nie przejmować, kiedy własna teściowa podważa każdą twoją decyzję? Kiedy sugeruje, że jesteś złą matką?

Najgorzej było podczas rodzinnych spotkań. Siedziałam przy stole jak na przesłuchaniu:

– Marta, a dlaczego Antoś jeszcze nie chodzi na angielski?
– Marta, czemu nie zapisaliście go na basen?
– Marta, czy ty w ogóle interesujesz się jego rozwojem?

Czułam się coraz bardziej osaczona. Zaczęłam unikać wizyt u teściowej. Piotr próbował mnie przekonać:

– Daj spokój, to tylko kilka godzin raz na miesiąc.
– Dla ciebie to tylko kilka godzin, dla mnie to wieczność – odpowiadałam.

Wszystko zmieniło się tej jesieni. Antoś zaczął mieć problemy w szkole – zamykał się w sobie, nie chciał rozmawiać ani ze mną, ani z Piotrem. Nauczycielka zasugerowała wizytę u psychologa. Halina oczywiście miała swoje zdanie:

– Psycholog? Za moich czasów dzieci nie chodziły do psychologa! To przez to twoje nowoczesne wychowanie! Rozpuściłaś go!

Piotr coraz częściej wracał do domu spięty i milczący. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto ma odebrać Antosia ze szkoły, kto zrobi zakupy, kto posprząta łazienkę. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Piotra z matką przez telefon:

– Mamo, proszę cię… Nie mów tak o Marcie…
– Ależ synku! Ty naprawdę nie widzisz? Ona nie kocha naszego Antosia tak jak powinna! Gdyby miał inną matkę…

Zamarłam. Poczułam, jak coś we mnie pęka.

Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam z Antosiem do mojej mamy do Radomia. Potrzebowałam oddechu. Piotr dzwonił co wieczór:

– Wróćcie… Proszę…
– Nie mogę tak dłużej żyć – odpowiadałam przez łzy.

Mama tuliła mnie i powtarzała:

– Dziecko, musisz walczyć o siebie i o syna. Nikt inny tego za ciebie nie zrobi.

Po tygodniu wróciłam do Warszawy. Usiadłam z Piotrem przy kuchennym stole.

– Albo postawisz granice swojej matce, albo nas stracisz – powiedziałam spokojnie.

Widziałam strach w jego oczach. Wiedziałam, że to dla niego trudne – był jedynakiem, wychowywanym przez apodyktyczną matkę po śmierci ojca.

Minęły dwa miesiące. Piotr zaczął chodzić na terapię dla dorosłych dzieci toksycznych rodziców. Halina przestała nas odwiedzać bez zapowiedzi. Antoś powoli otwiera się na nowo – chodzimy razem na spacery po Łazienkach, czytamy książki przed snem.

Ale blizny zostały. Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę jestem złą matką?

Może Wy też macie takie doświadczenia? Czy można naprawdę uwolnić się od toksycznych porównań i oczekiwań rodziny? Jak długo można walczyć o siebie zanim zabraknie sił?