Teściowa przekracza granice: Czy dobroć zięcia może być wykorzystana?
— Michał, możesz mi pomóc z tymi zakupami? — głos mojej teściowej rozbrzmiał w kuchni, zanim jeszcze zdążyłem zdjąć buty po pracy. Był piątek, a ja marzyłem tylko o chwili spokoju z Magdą i Zosią. Zamiast tego, już od progu czułem jej obecność — jakby była częścią naszego domu, choć nigdy jej tu nie zapraszałem tak często.
— Oczywiście, pani Haniu — odpowiedziałem automatycznie, choć w środku czułem narastającą frustrację. To nie był pierwszy raz. Od kilku miesięcy teściowa pojawiała się u nas niemal codziennie. Najpierw z drobnymi prośbami: „Michałku, możesz zawieźć mnie do lekarza?”, „Michałku, naprawisz mi kran?”. Potem zaczęła zostawać na obiady, przynosić swoje rzeczy, a nawet komentować nasze decyzje wychowawcze.
Magda początkowo nie widziała problemu. — To tylko mama, chce nam pomóc — tłumaczyła. Ale ja czułem się coraz bardziej jak gość we własnym domu. Pewnego wieczoru, gdy Hania po raz kolejny została na noc bez zapowiedzi, zebrałem się na odwagę.
— Magda, musimy porozmawiać. Twoja mama… ona za bardzo się angażuje. Czuję się przytłoczony — powiedziałem cicho, żeby Zosia nie słyszała.
Magda spojrzała na mnie zaskoczona. — Przesadzasz. Mama jest samotna, odkąd tata odszedł. Chyba nie chcesz jej wyrzucić?
Nie chciałem nikogo wyrzucać. Chciałem tylko odzyskać nasze życie. Ale im bardziej próbowałem stawiać granice, tym bardziej Hania je przekraczała. Gdy odmówiłem zawiezienia jej na zakupy w sobotę rano, obraziła się i przez cały dzień milczała demonstracyjnie.
— Michałku, nie spodziewałam się tego po tobie — powiedziała wieczorem z wyrzutem. — Zawsze mogłam na ciebie liczyć. Teraz już nie wiem…
Czułem się winny. Przecież to tylko zakupy. Ale potem przyszły kolejne prośby: pomoc w remoncie mieszkania, załatwianie spraw urzędowych, opieka nad jej psem podczas urlopu. Każda odmowa kończyła się cichym dramatem lub łzami.
Zaczęło to wpływać na moje małżeństwo. Magda coraz częściej stawała po stronie matki. — Ona nie ma nikogo oprócz nas! — krzyczała podczas jednej z kłótni.
— A my? Czy my mamy jeszcze siebie? — zapytałem wtedy bezradnie.
Pewnego dnia Hania przyszła do nas z walizką.
— U mnie w mieszkaniu jest remont. Przenocuję u was kilka dni — oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Kilka dni zamieniło się w tygodnie. Zacząłem unikać domu, zostawałem dłużej w pracy, byleby nie słyszeć jej narzekań i uwag. Zosia też była zdezorientowana: — Tato, dlaczego babcia ciągle tu jest? Czy ona będzie z nami mieszkać na zawsze?
Czułem się osaczony. W końcu zebrałem się na poważną rozmowę z Magdą.
— Kochanie, musimy ustalić granice. Twoja mama nas wykorzystuje. To już nie jest pomoc — to jest ingerencja w nasze życie.
Magda milczała długo, patrząc w okno.
— Może masz rację… Ale jak jej to powiedzieć? Przecież ona się załamie.
Wtedy zrozumiałem: cała rodzina była zakładnikiem emocji Hani. Każda odmowa kończyła się szantażem emocjonalnym: łzy, obrażanie się, ciche dni.
Zebrałem się na odwagę i pewnego wieczoru usiadłem z teściową przy stole.
— Pani Haniu, bardzo panią szanuję i doceniam wszystko, co pani dla nas robi. Ale potrzebujemy trochę prywatności jako rodzina. Proszę to zrozumieć.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Myślałam, że jestem tu mile widziana… — wyszeptała drżącym głosem.
— Jest pani zawsze mile widziana, ale musimy mieć też czas tylko dla siebie.
Wybuchła płaczem i zamknęła się w pokoju Magdy. Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Magda była rozdarta między mną a matką.
W końcu Hania wróciła do siebie. Ale relacje już nigdy nie były takie same. Magda długo miała do mnie żal, choć wiedziała, że miałem rację. Zosia pytała czasem: — Tato, dlaczego babcia już do nas nie przychodzi?
Czasami zastanawiam się, czy można było to rozwiązać inaczej. Czy bycie dobrym naprawdę oznacza pozwalanie innym przekraczać nasze granice? A może czasem trzeba być egoistą, żeby ocalić własną rodzinę?