„Jestem chory, muszę jechać do rodziców” – historia o zdradzie i samotności w polskiej rodzinie
– Jestem chory, muszę jechać do rodziców – powiedział Michał, patrząc na mnie z tym swoim zmęczonym wzrokiem. Stał w przedpokoju, już ubrany, z torbą w ręku. Nasza córka Lena płakała w swoim pokoju, a młodszy Franek kaszlał tak mocno, że aż mnie ściskało w żołądku. Byłam wykończona po kolejnej nieprzespanej nocy, ale skinęłam głową. Rozumiałam – jeśli Michał naprawdę się rozchorował, nie możemy ryzykować, żeby zaraził dzieci.
– Dobrze, jedź. Zadzwonię, jak tylko dzieci zasną – powiedziałam cicho, próbując ukryć łzy. Michał nawet nie spojrzał mi w oczy. Wyszedł szybko, jakby uciekał. Zostałam sama z dwójką chorych dzieci i poczuciem, że coś jest nie tak.
Przez kolejne dni próbowałam ogarnąć wszystko sama. Lena miała gorączkę i nie chciała jeść, Franek płakał bez przerwy. W nocy biegałam od jednego łóżeczka do drugiego, podając syropy i przykładając chłodne kompresy. Michał dzwonił rzadko. Zawsze mówił, że jest bardzo zmęczony, że musi odpoczywać. Nie pytał o dzieci, nie pytał o mnie.
W czwartek wieczorem zadzwoniła do mnie teściowa.
– Kasiu, jak się czujesz? – zapytała cicho.
– Jakoś daję radę – odpowiedziałam. – A Michał? Mam nadzieję, że już mu lepiej.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Michała u nas nie ma – powiedziała w końcu teściowa. – Nie widzieliśmy go od świąt.
Poczułam, jak świat mi się wali. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy.
– Może… może pojechał do kolegi? – próbowałam się ratować. Ale w głębi duszy już wiedziałam.
Następnego dnia zadzwoniłam do Michała. Odebrał dopiero po kilku próbach.
– Gdzie jesteś? – zapytałam bez ogródek.
– U rodziców – odpowiedział automatycznie.
– Nie kłam. Twoja mama mówiła mi prawdę.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Usłyszałam tylko jego ciężki oddech.
– Musiałem odpocząć… Zrozum to w końcu! – wykrzyczał nagle. – Mam dosyć tego wszystkiego! Dzieci ciągle chore, ty wiecznie zmęczona i niezadowolona! Ja też mam prawo do życia!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę.
– A ja? Ja nie mam prawa być zmęczona? Nie mam prawa do odpoczynku? – zapytałam cicho.
Michał rozłączył się bez słowa.
Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. Dzieci powoli zdrowiały, ale ja czułam się coraz gorzej. Nie mogłam spać, nie miałam apetytu. W głowie kłębiły mi się pytania: gdzie jest Michał? Z kim? Czy wróci?
W sobotę wieczorem dostałam wiadomość od koleżanki z pracy: „Kasia, widziałam Michała w galerii handlowej z jakąś kobietą. Wyglądali na bardzo bliskich.”
To był moment, w którym coś we mnie pękło. Przestałam płakać. Przestałam się łudzić.
Kiedy Michał wrócił po tygodniu, wszedł do mieszkania jakby nigdy nic. Usiadł przy stole i zaczął przeglądać telefon.
– Chcesz coś powiedzieć? – zapytałam spokojnie.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– O co ci chodzi?
– O to, że zostawiłeś mnie samą z dwójką chorych dzieci i uciekłeś do innej kobiety.
Zbladł. Przez chwilę myślałam, że zaprzeczy, ale tylko spuścił głowę.
– Przepraszam… Nie wiem, co się ze mną dzieje… – wymamrotał.
Nie odpowiedziałam nic. W tej chwili poczułam tylko pustkę i żal do samej siebie, że tak długo wierzyłam w nasze małżeństwo.
Minęły dwa miesiące od tamtych wydarzeń. Michał wyprowadził się do swojej nowej partnerki. Ja zostałam z dziećmi i codziennością pełną wyzwań. Czasem płaczę nocami ze zmęczenia i samotności, ale wiem jedno: przetrwałam najgorsze.
Czy można naprawdę znać drugiego człowieka? Czy można wybaczyć zdradę i egoizm? Może to właśnie wtedy poznajemy siebie najlepiej – kiedy zostajemy sami na polu bitwy o własne życie.