Mój syn ożenił się za granicą i nie powiedział mi ani słowa. Czy naprawdę byłam aż tak złą matką?
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – głos Pawła drżał, a ja czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Był środek nocy, a on dzwonił z jakiegoś obcego numeru. – Tylko proszę, nie przerywaj mi.
Wiedziałam już wtedy, że coś jest nie tak. Paweł był moim jedynym dzieckiem. Po tym, jak jego ojciec odszedł, kiedy Paweł miał zaledwie trzy lata, przez lata starałam się być dla niego wszystkim. Potem pojawił się Andrzej – mój drugi mąż, który pokochał Pawła jak własnego syna. Nie mieliśmy innych dzieci, cała nasza uwaga skupiała się na nim. Chciałam dla niego wszystkiego, co najlepsze. Może nawet za bardzo.
Kiedy Paweł przyprowadził do domu Martę – swoją dziewczynę z uczelni – od razu poczułam ukłucie niepokoju. Była inna niż dziewczyny, które znałam. Miała tatuaże, mówiła głośno i śmiała się zbyt szczerze. Andrzej próbował mnie uspokoić: „Daj im szansę, to tylko młodzieńcza miłość”. Ale ja widziałam w niej zagrożenie. Bałam się, że zabierze mi syna.
Z czasem nasze relacje z Martą stawały się coraz bardziej napięte. Próbowałam być miła, ale każde jej słowo odbierałam jako atak. Kiedyś podczas obiadu powiedziała: „Pani Danuto, Paweł jest dorosły, może sam decydować o swoim życiu”. Poczułam się upokorzona we własnym domu.
Paweł coraz rzadziej do nas przychodził. Zaczęły się kłótnie przez telefon. „Mamo, czemu nie możesz zaakceptować Marty? Ona mnie kocha!” – krzyczał. „Bo nie jest dla ciebie odpowiednia!” – odpowiadałam za każdym razem.
Aż w końcu przestał odbierać telefony.
Minęły miesiące. Widziałam zdjęcia na Facebooku – Paweł i Marta na wycieczkach, uśmiechnięci, szczęśliwi. Czułam się zdradzona i opuszczona. Andrzej próbował mnie pocieszać: „Może potrzebuje czasu”. Ale ja wiedziałam, że coś się zmieniło na zawsze.
I wtedy zadzwonił ten telefon.
– Mamo… Ożeniłem się z Martą. Wzięliśmy ślub w Barcelonie. Nie chciałem cię ranić, ale wiedziałem, że nie zaakceptujesz tego związku. Nie chciałem psuć wam nastroju ani robić sceny…
Nie mogłam oddychać. Przez chwilę świat przestał istnieć.
– Jak mogłeś mi to zrobić? – wyszeptałam. – Byłeś moim wszystkim…
– Mamo, proszę… Chciałem tylko być szczęśliwy. Zawsze czułem, że muszę wybierać między tobą a Martą. Nie chciałem już dłużej walczyć.
Rozłączył się.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień po domu. Andrzej próbował rozmawiać:
– Danusiu, może powinnaś zadzwonić do Pawła? Pogratulować mu?
– Nie potrafię – odpowiedziałam przez łzy. – On mnie zdradził.
Zaczęłam analizować każdy moment naszego życia. Czy byłam zbyt surowa? Czy za bardzo go kontrolowałam? Przecież chciałam tylko jego szczęścia…
Pewnego wieczoru dostałam wiadomość od Marty:
„Pani Danuto, wiem, że jest Pani na mnie zła. Ale Paweł jest szczęśliwy i bardzo Panią kocha. Proszę dać nam szansę.”
Nie odpisałam.
Minęły tygodnie. Paweł nie dzwonił. Andrzej coraz częściej wychodził z domu, żeby nie słuchać moich narzekań i płaczu.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do syna.
– Paweł…
– Mamo?
– Przepraszam… Może rzeczywiście powinnam była dać wam szansę.
Po drugiej stronie słyszałam tylko ciszę.
– Mamo… Dziękuję.
Nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam syna w pełni. Ale wiem jedno: czasem miłość matki potrafi zranić bardziej niż nienawiść.
Czy naprawdę byłam aż tak złą matką? Czy można kochać za bardzo? Co wy byście zrobili na moim miejscu?