Dziadek żeni się z sąsiadką po śmierci babci i zrywa z nami kontakt – czy rodzina może się rozpaść przez miłość na starość?
— Dziadku, nie możesz tak po prostu odejść! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, w której jeszcze niedawno babcia piekła szarlotkę, a teraz jej miejsce zajęła pani Halina z mieszkania obok. Dziadek spojrzał na mnie surowo, jakby był już zupełnie kimś innym.
— Marta, jestem dorosły. Mam prawo do szczęścia — odpowiedział spokojnie, choć w jego głosie wyczułam nutę zmęczenia.
Nie poznawałam go. Przez całe życie był podporą naszej rodziny. Po śmierci babci wszyscy byliśmy rozbici, ale trzymaliśmy się razem. Przynajmniej tak mi się wydawało. Dziadek zamknął się w sobie, coraz rzadziej odbierał telefon, aż w końcu przestał przychodzić na niedzielne obiady. A potem nagle oznajmił, że żeni się z Haliną — naszą sąsiadką z parteru.
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Babcia zmarła w lutym, a już w maju dziadek zaczął spędzać wieczory u Haliny. Mama próbowała z nim rozmawiać:
— Tato, rozumiem, że jesteś samotny, ale czy nie za wcześnie? — pytała cicho, żeby nie obudzić wnuków.
— Nie twoja sprawa, Aniu. To moje życie — odpowiedział dziadek i wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez lata byliśmy rodziną jak z obrazka. Wspólne wakacje nad morzem, święta przy jednym stole, nawet kłótnie były jakieś… nasze. Po śmierci babci wszystko zaczęło się sypać. Dziadek zamknął się w sobie, a potem nagle otworzył drzwi dla kogoś obcego.
Halina była wdową od kilku lat. Zawsze wydawała mi się miła, ale nie wyobrażałam sobie jej w roli mojej „nowej babci”. Kiedy pierwszy raz przyszłam do dziadka i zobaczyłam ją w jego kuchni, poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrzucił wszystkie wspomnienia do śmieci.
— Dzień dobry, Marto — powiedziała Halina, próbując się uśmiechnąć.
— Dzień dobry — odpowiedziałam chłodno i od razu skierowałam wzrok na dziadka.
— Chciałem ci powiedzieć osobiście — zaczął dziadek — że postanowiliśmy z Haliną się pobrać.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam krzyczeć, płakać, błagać go, żeby się opamiętał. Ale tylko skinęłam głową i wyszłam.
Od tego dnia wszystko się zmieniło. Dziadek przestał odbierać telefony od mamy i wujka. Nie przyszedł na urodziny najmłodszej prawnuczki. Na Boże Narodzenie dostaliśmy tylko kartkę podpisaną „Jan i Halina”. Mama płakała nocami, tata rzucał przekleństwami pod nosem. Wujek próbował interweniować:
— Tato, co ty wyprawiasz? Przecież my jesteśmy twoją rodziną!
— Byliście — odpowiedział dziadek przez domofon i rozłączył się.
Próbowałam zrozumieć jego decyzję. Może naprawdę był samotny? Może bał się starości bez nikogo u boku? Ale czy to znaczy, że musiał nas wszystkich odtrącić?
W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do niego sama. Zapukałam do drzwi — otworzyła Halina.
— Jan jest zajęty — powiedziała chłodno.
— Chciałabym tylko chwilę porozmawiać — poprosiłam.
Dziadek wyszedł do przedpokoju. Wyglądał na starszego niż kiedykolwiek.
— Czego chcesz, Marto?
— Chcę wiedzieć dlaczego… Dlaczego zerwałeś z nami kontakt? Przecież jesteśmy twoją rodziną!
Dziadek spuścił wzrok.
— Bo nie mogłem już dłużej być sam. A wy… wy patrzycie na mnie jak na zdrajcę. Nie chcę tego czuć każdego dnia.
Zrozumiałam wtedy, że on też cierpi. Ale czy to usprawiedliwia jego decyzję?
Wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty.
— Myślisz, że jeszcze kiedyś będzie jak dawniej? — zapytała cicho.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
Minęły miesiące. Dziadek żyje swoim życiem z Haliną. My próbujemy poukładać wszystko na nowo, ale brakuje nam jego obecności. Czasem zastanawiam się, czy powinniśmy byli bardziej go wspierać po śmierci babci? Czy to my zawiedliśmy?
Dziś patrzę na zdjęcia z dawnych lat i pytam siebie: czy rodzina może rozpaść się przez miłość na starość? Czy można wybaczyć komuś, kto wybiera siebie zamiast bliskich? Co wy byście zrobili na moim miejscu?