Dom, który dzieli: Historia o rodzinie, miłości i zdradzie
– Mamo, sprzedajmy ten dom. Ty możesz się przeprowadzić do czegoś mniejszego, a my z Martą wykorzystamy resztę na wkład własny – głos Piotra rozbrzmiewał w kuchni jak wyrok.
Zamarłam z filiżanką herbaty w dłoni. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Słońce wpadało przez okno, oświetlając stare kafelki, które sama wybierałam z ojcem Piotra. Ten dom był moim życiem.
– Czy to Marta cię do tego namówiła? – syknęłam, nie mogąc powstrzymać goryczy. – Tego jeszcze brakowało! To, że się z nią nie dogaduję, nie znaczy, że mam sprzedać dom. Kocham ten dom.
Piotr westchnął ciężko, opierając się o framugę drzwi. – To nasz dom, mamo. Tata zostawił go nam. Chociaż można powiedzieć, że zostawił go dla mnie, swojego syna. Nikt mnie nie namawiał. Po prostu… rozumiem, że to trudne, ale musimy myśleć o przyszłości.
Zacisnęłam palce na uchwycie filiżanki tak mocno, że aż zabolało. Przez głowę przelatywały mi obrazy: Piotr bawiący się na podłodze w salonie, śmiech mojego męża podczas świąt, zapach świeżo upieczonego chleba unoszący się w kuchni. Czy naprawdę miałabym to wszystko oddać?
– Muszę wyjść – powiedziałam cicho i wyszłam na ogród, zostawiając syna samego.
W ogrodzie pachniało bzem. Usiadłam na ławce pod jabłonią i pozwoliłam łzom płynąć. Przypomniałam sobie dzień pogrzebu mojego męża, Andrzeja. Wtedy też czułam się tak samotna i bezradna. On zawsze powtarzał: „Dom to nie tylko ściany, to nasze wspomnienia”.
Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra, Basia.
– Słyszałam od Piotra… – zaczęła ostrożnie.
– Oczywiście, że już wie – przerwałam jej z goryczą. – Wszyscy wiedzą szybciej ode mnie.
– Może to nie jest taki zły pomysł? Jesteś sama w tym wielkim domu… – próbowała tłumaczyć.
– Sama? Basia, ja tu żyję! Każdy kąt przypomina mi o Andrzeju, o dzieciach… Nawet jeśli czasem boli, to jest moje życie.
Basia westchnęła. – Wiem, ale Piotr też ma swoje życie. Może powinnaś pomyśleć o sobie?
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy: Piotra, Basi, nawet Martę, która zawsze patrzyła na mnie z chłodnym dystansem. Zastanawiałam się, czy naprawdę jestem egoistką.
Następnego dnia Piotr przyszedł z Martą i małą Zosią. Marta nawet nie spojrzała mi w oczy.
– Mamo – zaczął Piotr – chcemy ci pomóc znaleźć coś wygodniejszego. Może mieszkanie bliżej centrum? Będziesz miała wszystko pod ręką.
– A wy? – zapytałam cicho.
– My kupimy dom pod Warszawą. Zosia będzie miała ogród… – głos mu zadrżał.
Spojrzałam na Martę. Jej twarz była nieprzenikniona.
– A co jeśli nie chcę sprzedawać? – zapytałam twardo.
Marta wzruszyła ramionami. – To twoja decyzja. Ale musisz wiedzieć, że Piotr bardzo liczy na ten dom.
Wiedziałam już wtedy, że nie chodzi tylko o pieniądze. Chodziło o coś więcej – o władzę nad wspomnieniami, o prawo do decydowania o tym, co zostawił nam Andrzej.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Piotr coraz rzadziej dzwonił, Marta unikała spotkań rodzinnych. Nawet Zosia wydawała się bardziej wycofana.
Pewnego dnia znalazłam w szufladzie list od Andrzeja. Pisał w nim: „Jeśli kiedyś poczujesz się samotna w tym domu, pamiętaj – możesz go sprzedać, ale tylko wtedy, gdy będziesz gotowa.”
Czy byłam gotowa? Nie wiedziałam.
Wkrótce potem zachorowałam na grypę. Leżałam sama w wielkim łóżku i czułam się bardziej opuszczona niż kiedykolwiek wcześniej. Piotr zadzwonił dopiero po trzech dniach.
– Mamo, czemu nie powiedziałaś?
– Nie chciałam przeszkadzać – odpowiedziałam słabo.
Przyjechał wieczorem z Zosią. Marta została w samochodzie.
– Mamo… przepraszam za wszystko. Może za bardzo naciskałem…
Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach chłopca sprzed lat. Chciałam go przytulić, ale coś mnie powstrzymało.
– Piotrze… ja po prostu boję się być sama. Ten dom daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Piotr usiadł obok mnie na łóżku.
– Wiem. Ale ja też chcę mieć swoje miejsce na ziemi. Chcę dać Zosi dom taki jak ten…
Milczeliśmy długo.
Po wyzdrowieniu zaczęłam rozważać różne opcje. Oglądałam mieszkania z Basią, rozmawiałam z sąsiadami. Każde miejsce wydawało mi się obce i zimne.
W końcu zaprosiłam Piotra i Martę na obiad.
– Podjęłam decyzję – powiedziałam stanowczo przy stole. – Nie sprzedam domu teraz. Ale jeśli kiedyś poczuję się gotowa… wtedy porozmawiamy jeszcze raz.
Marta spojrzała na mnie z irytacją.
– Czyli wszystko zostaje po staremu?
– Tak – odpowiedziałam spokojnie. – Ale chcę was częściej widywać. Chcę być częścią waszego życia, nie tylko przeszkodą do usunięcia.
Piotr skinął głową ze łzami w oczach.
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się powoli poprawiać. Zosia coraz częściej przyjeżdżała do mnie na weekendy, a Piotr zaczął dzwonić bez powodu.
Czasem patrzę na ten dom i zastanawiam się: czy naprawdę można sprzedać swoje wspomnienia? Czy dom to tylko ściany i dach? A może to coś więcej?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między przeszłością a przyszłością? Jak podjęliście tę decyzję?