Wysłałem żonę z powrotem do pracy – teraz sam wychowuję naszego syna i nie wiem, czy to była dobra decyzja
— Znowu śpisz? — syknąłem przez zaciśnięte zęby, patrząc na Magdę, która leżała na kanapie z zamkniętymi oczami. Nasz synek, Staś, płakał już od kilku minut, a ja próbowałem go uspokoić, jednocześnie gotując obiad i sprawdzając maile z pracy. — Może byś wstała i mi pomogła? — dodałem głośniej, choć wiedziałem, że to nie rozwiąże problemu.
Magda otworzyła oczy powoli, jakby każdy ruch sprawiał jej ból. — Jestem zmęczona, Michał. Nie spałam prawie całą noc — wyszeptała.
— A ja niby spałem? — odburknąłem. — Pracuję zdalnie, ogarniam dom i jeszcze zajmuję się Stasiem. Ty masz urlop macierzyński i cały dzień jesteś w domu! — W moim głosie słychać było frustrację, której już nie potrafiłem ukryć.
Nie tak wyobrażałem sobie nasze życie po narodzinach dziecka. Myślałem, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że wszystko spadnie na mnie. Magda zawsze była energiczna, ambitna, pracowała w banku i lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Ale odkąd urodził się Staś, jakby ktoś wyłączył jej baterie. Leżała całymi dniami na kanapie, narzekała na zmęczenie i płakała bez powodu. Ja musiałem być tym silnym – dla niej i dla naszego syna.
W końcu nie wytrzymałem. Po kolejnej kłótni, kiedy wyrzuciłem jej w twarz, że jest leniwa i nic nie robi poza leżeniem, Magda po prostu wstała i wyszła do sypialni. Następnego dnia powiedziałem jej: — Może powinnaś wrócić do pracy. Przynajmniej będziesz miała zajęcie i przestaniesz się nad sobą użalać.
Patrzyła na mnie długo, bez słowa. W jej oczach widziałem coś dziwnego – może smutek, może rozczarowanie? Ale nie protestowała. Kilka dni później zadzwoniła do swojego szefa i umówiła się na powrót do biura.
I tak zostałem sam ze Stasiem. Myślałem: „Co to za problem? Przecież jestem ogarnięty, dam radę.” Pierwszego dnia nawet się cieszyłem – miałem plan dnia rozpisany co do minuty. Staś miał jeść o ósmej, potem drzemka, potem spacer… Wszystko pod kontrolą.
Ale już po kilku godzinach plan runął jak domek z kart. Staś płakał bez przerwy, nie chciał jeść kaszki, a kiedy w końcu zasnął na piętnaście minut, ja próbowałem ogarnąć kuchnię – przypaliłem mleko i zalałem podłogę wodą. Telefon dzwonił co chwilę – szef pytał o raporty, współpracownicy wysyłali pilne maile. Próbowałem pracować z dzieckiem na rękach, ale Staś domagał się uwagi non stop.
Wieczorem byłem wykończony. Magda wróciła z pracy zmęczona i blada. Spojrzała na mnie pytająco, ale nie miałem siły nawet się odezwać. Położyłem Stasia spać i usiadłem na łóżku z głową w dłoniach.
Kolejne dni były jeszcze gorsze. Staś zaczął chorować – gorączka, kaszel, płacz przez całą noc. Nie wiedziałem już, co robić. Dzwoniłem do Magdy do pracy po rady, ale ona była zajęta spotkaniami. Czułem się coraz bardziej samotny i bezradny.
Zacząłem zauważać rzeczy, których wcześniej nie widziałem. Jak bardzo Magda była zmęczona po porodzie. Jak często płakała po nocach, kiedy myślała, że śpię. Jak bardzo się starała – tylko ja tego nie widziałem przez własną frustrację.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole w kuchni. Staś spał w swoim łóżeczku po ciężkim dniu.
— Przepraszam cię — powiedziałem cicho. — Nie wiedziałem… Nie rozumiałem, jak to jest być cały dzień samemu z dzieckiem.
Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach. — Ja też przepraszam. Chciałam być dobrą mamą… ale czasem po prostu nie dawałam rady.
Siedzieliśmy tak długo w ciszy. W końcu Magda położyła dłoń na mojej ręce.
— Może spróbujemy razem? — zapytała cicho.
Od tamtej pory zaczęliśmy dzielić się obowiązkami inaczej – bez wyrzutów i pretensji. Było ciężko, ale przynajmniej byliśmy razem w tym wszystkim.
Czasem zastanawiam się: dlaczego tak łatwo oceniamy drugiego człowieka? Dlaczego tak trudno nam przyznać się do własnych błędów? Może gdybyśmy częściej rozmawiali szczerze o swoich uczuciach i słabościach, byłoby nam łatwiej… Co o tym myślicie?