Mój były mąż kupił naszemu synowi mieszkanie, a jego nowa żona nie przestaje narzekać

— To niesprawiedliwe! — Weronika niemal krzyczała przez telefon, a ja ściskałam słuchawkę tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. — Paweł nie powinien był kupować temu bachorowi mieszkania! Co z naszymi planami? Co z naszym dzieckiem?

Zamarłam. Słowo „bachor” rozbrzmiało w mojej głowie jak dzwon. Mój syn Kuba miał dopiero dziewiętnaście lat, właśnie zdał maturę i dostał się na politechnikę w Warszawie. Byłam z niego dumna jak nigdy. Paweł, mój były mąż, postanowił zrobić mu prezent — kupił mu kawalerkę na Ochocie. Nie prosiłam o to, nie oczekiwałam. Ale kiedy Paweł zadzwonił i powiedział: „Magda, chcę, żeby Kuba miał dobry start”, poczułam wdzięczność. Myślałam, że to koniec naszych rodzinnych dramatów.

Myliłam się.

Weronika pojawiła się w naszym życiu dwa lata po rozwodzie. Była młodsza ode mnie o dziesięć lat, zawsze perfekcyjnie ubrana, z paznokciami jak z reklamy i uśmiechem, który nigdy nie docierał do oczu. Na początku starałam się być uprzejma — dla Pawła, dla Kuby, dla świętego spokoju. Ale Weronika od początku dawała mi do zrozumienia, że jestem tylko przeszkodą na jej drodze do szczęścia.

— Magda, musimy porozmawiać — usłyszałam głos pani Teresy, mojej byłej teściowej, kilka dni po tej awanturze przez telefon. Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu na Pradze. Zawsze pachniało tam ciastem drożdżowym i lawendą.

— Wiem, że to trudne — zaczęła ostrożnie. — Ale Weronika… ona nie rozumie. Myśli, że Paweł powinien teraz myśleć tylko o niej i ich przyszłości.

— A Kuba? — zapytałam cicho. — Przecież to jego syn.

Pani Teresa westchnęła ciężko.

— Dla niej Kuba to tylko przypomnienie o przeszłości Pawła. O tobie.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Kuba siedział przy stole i uczył się do egzaminów wstępnych.

— Mamo, wszystko w porządku? — zapytał.

Uśmiechnęłam się blado.

— Tak, kochanie. Po prostu… życie czasem jest trudniejsze niż się wydaje.

Nie chciałam go obciążać swoimi problemami. Przez lata starałam się być silna — dla niego, dla siebie. Po rozwodzie Paweł płacił alimenty regularnie, odwiedzał Kubę w weekendy. Było normalnie. Aż do teraz.

Kilka dni później Paweł zadzwonił.

— Magda, musimy pogadać — powiedział zmęczonym głosem. — Weronika nie daje mi spokoju. Uważa, że przesadziłem z tym mieszkaniem dla Kuby.

— Paweł, to twoja decyzja — odpowiedziałam spokojnie. — Ja nie prosiłam o nic.

— Wiem… Ale ona grozi odejściem. Mówi, że nie dbam o naszą rodzinę.

Zamilkliśmy oboje. Wiedziałam, że Paweł jest rozdarty między nową żoną a synem z pierwszego małżeństwa. Zawsze był słaby w podejmowaniu trudnych decyzji.

Następnego dnia Weronika przyszła do mnie osobiście. Stała w drzwiach mojego mieszkania jak królowa.

— Magda, musimy ustalić pewne zasady — zaczęła bez przywitania. — Paweł nie może cię wspierać finansowo przez Kubę w nieskończoność! My też chcemy mieć dziecko! Chcemy dom!

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

— Weroniko, Paweł nie wspiera mnie. Pomaga swojemu synowi. To jego obowiązek i prawo.

Weronika zacisnęła usta.

— To nie jest sprawiedliwe wobec mnie i naszej przyszłości!

Zatrzasnęła drzwi za sobą tak mocno, że aż drgnęły szyby w oknach.

Wieczorem Kuba wrócił do domu blady i przygaszony.

— Tata powiedział mi dzisiaj… że może będzie musiał sprzedać mieszkanie — wyszeptał. — Bo Weronika grozi rozwodem.

Przytuliłam go mocno.

— Nic ci nie zabiorą, synku. Tata cię kocha. Ja też cię kocham. Razem damy radę.

Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Przez kolejne tygodnie atmosfera gęstniała jak burzowe chmury nad Warszawą. Paweł coraz rzadziej dzwonił do Kuby, unikał spotkań. Weronika urządzała sceny zazdrości nawet przy pani Teresie.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Teresa zapłakana:

— Magda… Paweł wyprowadził się z domu. Weronika wyrzuciła go za drzwi po kolejnej kłótni o Kubę i mieszkanie!

Nie wiedziałam, czy czuć ulgę czy smutek. W końcu to nie ja byłam powodem ich konfliktu… czy jednak byłam?

Paweł zadzwonił wieczorem:

— Przepraszam cię za wszystko… Nie wiem już sam, co robić. Chcę być dobrym ojcem dla Kuby i dobrym mężem dla Weroniki… Ale chyba nie da się tego pogodzić.

Siedziałam długo przy oknie, patrząc na światła miasta i zastanawiając się nad sensem rodziny. Czy naprawdę zawsze ktoś musi cierpieć? Czy szczęście jednego oznacza nieszczęście drugiego?

Kuba podszedł do mnie cicho i położył mi głowę na ramieniu.

— Mamo… czy to wszystko przez mnie?

Pocałowałam go w czoło.

— Nie synku. To przez dorosłych i ich lęki.

Czasem myślę: czy można stworzyć nową rodzinę bez ranienia tej starej? Czy zawsze musimy wybierać między przeszłością a przyszłością? Może ktoś z was zna odpowiedź…