Niewypowiedziane prawdy mojego małżeństwa: Gorzka zima, która zmieniła wszystko
– Nie mogę już tak dłużej, Anka. On jest jak cień w tym domu, a ja… ja po prostu się duszę – głos Magdy, mojej żony, był cichy, ale wyraźny. Stałem w korytarzu, wracając z kuchni z kubkiem herbaty. Zatrzymałem się jak wryty, słysząc jej słowa. Przez uchylone drzwi do salonu widziałem jej sylwetkę pochyloną nad telefonem. Po drugiej stronie była jej siostra, Anka – zawsze bardziej bezpośrednia niż Magda.
– Magda, przecież wiesz, że on przeżywa żałobę. Stracił ojca, to nie jest łatwe – próbowała ją uspokoić Anka.
– Ale ja też istnieję! – Magda podniosła głos. – Od trzech miesięcy jestem dla niego przezroczysta. Nawet nie pyta, jak minął mi dzień. Wszystko kręci się wokół jego bólu. A ja? Ja też mam swoje problemy!
Zamarłem. Chciałem wejść i powiedzieć: „Przepraszam, nie wiedziałem”, ale coś mnie powstrzymało. Zamiast tego cofnąłem się na palcach do sypialni i usiadłem na łóżku. Wpatrywałem się w ścianę, czując, jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Przez całe życie byłem tym „złotym dzieckiem” – późnym błogosławieństwem dla moich rodziców. Ojciec był moim mentorem, przyjacielem, wzorem. Po jego śmierci świat stracił kolory.
Ale czy naprawdę aż tak bardzo zamknąłem się w sobie? Czy Magda miała rację? Czy byłem dla niej tylko cieniem?
Następnego dnia próbowałem zachowywać się normalnie. Zrobiłem Magdzie kawę, zapytałem o pracę. Odpowiadała zdawkowo, unikając mojego wzroku. W kuchni panowała cisza przerywana tylko stukotem łyżeczki o filiżankę.
– Samuel… – zaczęła niepewnie. – Może powinniśmy porozmawiać?
Skinąłem głową, choć serce waliło mi jak młotem.
– Wiem, że ci ciężko po tacie. Ale ja… ja też czuję się samotna. Odkąd go nie ma, jakbyś przestał być obecny. Nie wiem już, czy jesteśmy jeszcze rodziną, czy tylko współlokatorami.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przecież zawsze starałem się być dobrym mężem. Pracowałem, dbałem o dom, nie piłem, nie zdradzałem…
– Przepraszam – wyszeptałem w końcu. – Nie zauważyłem…
Magda spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Bo nigdy nie pytasz! Wszystko dusisz w sobie! Nawet teraz nie mówisz, co czujesz.
Chciałem krzyknąć: „Czuję pustkę! Czuję strach! Boję się, że bez ojca nie dam sobie rady!” Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Wieczorem zadzwoniła mama. Była jeszcze bardziej przybita niż zwykle.
– Samuelku, może przyjedziesz na weekend? Tak pusto tu bez taty…
Obiecałem, że przyjadę. Magda tylko westchnęła.
– Znowu zostawiasz mnie samą – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
– To moja mama… Ona też cierpi – próbowałem się tłumaczyć.
– A ja? Ja nie cierpię? – jej głos był pełen goryczy.
Wtedy po raz pierwszy poczułem prawdziwy gniew. Czy naprawdę byłem taki ślepy? Czy może to ona była zbyt wymagająca?
W pracy też nie było lepiej. Mój szef, pan Kowalski, coraz częściej patrzył na mnie z dezaprobatą.
– Samuel, musisz się ogarnąć. Ostatnio twoje raporty są pełne błędów. Rozumiem żałobę, ale firma musi działać.
Wróciłem do domu późno. Magda już spała. Usiadłem w salonie i patrzyłem na migoczące światełka choinki. Wspomnienia ojca wracały falami: jego śmiech podczas rodzinnych obiadów, rady udzielane przy szklance herbaty…
Nagle usłyszałem cichy szloch z sypialni. Wszedłem tam powoli.
– Magda…
Odwróciła się do ściany.
– Nie chcę teraz rozmawiać.
Usiadłem na brzegu łóżka.
– Boję się – powiedziałem cicho. – Boję się, że cię stracę. Boję się być sam.
Po raz pierwszy od miesięcy poczułem łzy pod powiekami.
Magda odwróciła się powoli.
– Ja też się boję – wyszeptała. – Ale już nie wiem, czy potrafimy być razem.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak dwa duchy w jednym domu. Rozmowy ograniczały się do minimum: „Zjesz obiad?”, „Zostawiłam ci pranie”.
W końcu Anka przyszła do nas niespodziewanie.
– Musicie pogadać szczerze – powiedziała stanowczo. – Albo razem pójdziecie na terapię, albo to wszystko się rozpadnie.
Magda spojrzała na mnie pytająco.
– Chcesz spróbować?
Nie wiedziałem. Bałem się otworzyć stare rany, bałem się usłyszeć prawdę o sobie i naszym małżeństwie.
Ale zgodziłem się.
Pierwsza sesja była koszmarem. Psycholog pytał o rzeczy, o których nigdy nie mówiłem nawet sobie: o lęk przed porażką, o presję bycia „idealnym synem”, o strach przed samotnością po śmierci ojca.
Magda płakała. Ja płakałem. Po raz pierwszy od dawna poczułem ulgę.
Nie wiem jeszcze, czy uda nam się odbudować to, co było między nami. Ale wiem jedno: milczenie niszczy bardziej niż najgorsza kłótnia.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze par żyje obok siebie jak cienie? Ile prawd nigdy nie zostanie wypowiedzianych? Czy naprawdę tak trudno jest powiedzieć: „Potrzebuję cię”?