Miłość, mieszkanie i zdrada: Jak moja synowa odwróciła mojego syna przeciwko mnie
— Naprawdę nie rozumiesz, że to dla nas ważne? — głos Agnieszki drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. Stała w moim salonie, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, podczas gdy Paweł, mój syn, patrzył gdzieś w bok, jakby chciał zniknąć.
Wiedziałam, że ta rozmowa prędzej czy później nastąpi. Od tygodni czułam narastające napięcie. Wszystko zaczęło się niewinnie — od propozycji zamiany mieszkań. Ja mieszkam sama w trzypokojowym mieszkaniu na Ochocie, które dostałam jeszcze po śmierci męża. Paweł i Agnieszka mają dwupokojowe mieszkanie na Targówku. Gdy tylko Agnieszka zaszła w ciążę, zaczęli coraz częściej wspominać o tym, jak bardzo przydałby im się dodatkowy pokój.
— Mamo, przecież ty masz tyle miejsca… — mówił Paweł kilka tygodni temu przy niedzielnym obiedzie. — Nam z dzieckiem będzie ciasno.
— Ale ja tu mam wszystko — odpowiedziałam spokojnie. — To moje miejsce, moje wspomnienia…
Agnieszka wtedy tylko westchnęła i spojrzała na Pawła znacząco. Widziałam to spojrzenie — pełne pretensji i rozczarowania. Od tamtej pory zaczęła mnie unikać. Przestała odbierać telefony, nie zapraszała mnie już na herbatę. Paweł coraz rzadziej dzwonił. Czułam się coraz bardziej samotna.
Dziś przyszli razem. Myślałam, że może chcą się pogodzić, ale od razu poczułam napięcie w powietrzu.
— Rozumiem, że to twoje mieszkanie — mówiła Agnieszka chłodno — ale czy naprawdę nie możesz nam pomóc? Przecież jesteśmy rodziną.
Zacisnęłam dłonie na filiżance kawy. — Pomagam wam jak mogę. Zawsze możecie na mnie liczyć. Ale nie mogę oddać wam mojego domu.
Paweł w końcu się odezwał:
— Mamo, Agnieszka ma rację. To tylko mieszkanie. Ty i tak jesteś sama…
Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. „Tylko mieszkanie”? Czy naprawdę tak mało dla niego znaczy mój dom? Czy nie widzi, ile tu dla mnie wspomnień?
— Paweł… — zaczęłam cicho. — To nie jest takie proste.
Agnieszka przewróciła oczami i wstała gwałtownie.
— Wiesz co? Nie musisz się zgadzać. Ale nie licz na to, że będziemy udawać, że wszystko jest w porządku.
Wyszli trzaskając drzwiami. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, które nagle wydało mi się jeszcze większe i zimniejsze niż zwykle.
Przez kolejne dni próbowałam dzwonić do Pawła. Odbierał rzadko i rozmawiał krótko. Czułam, że coś się zmieniło. Gdy w końcu odwiedziłam ich na Targówku, Agnieszka ledwo powiedziała mi „dzień dobry” i zniknęła w kuchni. Paweł był spięty, unikał mojego wzroku.
— Co się dzieje? — zapytałam cicho.
— Nic… Po prostu musimy sobie radzić sami — odpowiedział chłodno.
Wróciłam do domu ze ściśniętym sercem. Przez całe życie starałam się być dobrą matką. Po śmierci męża to ja byłam dla Pawła wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Teraz czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Zaczęły się plotki wśród sąsiadek. Pani Zofia z trzeciego piętra powiedziała mi kiedyś na klatce:
— Słyszałam, że synowa się na panią obraziła…
Poczułam wstyd i żal. Czy naprawdę jestem taka samolubna? Może powinnam była się zgodzić? Ale przecież to moje życie…
Minęły tygodnie. Paweł coraz rzadziej się odzywał. Na święta przyszli tylko na chwilę — złożyli życzenia i wyszli po godzinie. Małego wnuka widziałam tylko przez chwilę.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon.
— Mamo… — głos Pawła był cichy i zmęczony. — Agnieszka mówi, że nie chce już mieć z tobą kontaktu.
Zamarłam.
— Ale dlaczego? Co ja jej zrobiłam?
— Ona uważa, że nie traktujesz nas jak rodzinę… Że myślisz tylko o sobie…
Nie mogłam powstrzymać łez. Czy naprawdę tak mnie widzą? Czy przez jedno „nie” straciłam syna?
Od tamtej pory żyję jakby obok nich. Czasem widzę ich przypadkiem na ulicy — Agnieszka odwraca wzrok, Paweł udaje, że mnie nie widzi.
Często siedzę wieczorami przy oknie i zastanawiam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była poświęcić swoje szczęście dla ich wygody? A może to oni są niesprawiedliwi?
Nie wiem już, kto ma rację. Wiem tylko jedno: rodzina powinna być razem. Ale czy zawsze trzeba rezygnować z siebie dla innych?
Może ktoś z was miał podobną sytuację? Czy da się jeszcze naprawić te relacje? Czy zawsze trzeba wybierać między sobą a bliskimi?