Łzy Syna: Ostatni List od Ojca

— Michał, przestań wreszcie się upierać! — głos mamy rozbrzmiewał echem w ciasnej kuchni naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałem przy oknie, patrząc na szare niebo i mokre od deszczu chodniki. W głowie miałem tylko jedno: „Gdyby tata tu był, wszystko wyglądałoby inaczej”.

Minął dokładnie rok od jego śmierci. Rok, który rozciągnął się w nieskończoność, pełen niedopowiedzeń, żalu i poczucia winy. Ostatnia rozmowa z ojcem była kłótnią — o studia, o pracę, o to, że nie jestem taki, jakiego sobie wymarzył. Wyszedłem wtedy trzaskając drzwiami, a on już nigdy nie wrócił ze szpitala.

Mama próbowała mnie pocieszać, ale jej własny smutek był zbyt wielki. Mój młodszy brat Kuba zamknął się w sobie, a ja… Ja czułem się jak cień samego siebie. Przestałem chodzić na uczelnię, przestałem spotykać się z przyjaciółmi. Każdy dzień zaczynał się i kończył tym samym pytaniem: „Co by było, gdybym wtedy nie wyszedł?”

W rocznicę śmierci ojca mama poprosiła mnie, żebym poszedł z nią na cmentarz. Odmówiłem. Nie miałem siły patrzeć na jego grób, na wyryte w kamieniu imię: Andrzej Nowak. Zamiast tego zamknąłem się w swoim pokoju i próbowałem zagłuszyć myśli muzyką. Wtedy usłyszałem pukanie do drzwi.

— Michał, to dla ciebie — powiedziała mama, podając mi niewielką kopertę. — Przyszło dziś rano.

Spojrzałem na nią nieufnie. Na kopercie widniało moje imię, napisane znajomym, lekko koślawym pismem. Serce zabiło mi mocniej. Otworzyłem ją drżącymi dłońmi.

W środku był list. List od ojca.

„Michałku,
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że mnie już nie ma. Wiem, że nie zawsze byłem dla ciebie łatwy. Chciałem cię nauczyć życia po swojemu, ale zapomniałem zapytać, czego ty chcesz. Przepraszam za wszystkie słowa wypowiedziane w złości. Jestem z ciebie dumny, nawet jeśli nie zawsze to mówiłem.
Nie bój się być sobą. Kocham cię.
Tata.”

Łzy spływały mi po policzkach. Siedziałem na łóżku i czytałem ten list raz za razem, jakby każde słowo mogło uleczyć ranę, która krwawiła od roku. Przez chwilę poczułem obecność ojca — jego zapach, ciepło dłoni na moim ramieniu.

Wyszedłem z pokoju i zobaczyłem mamę siedzącą przy stole z kubkiem herbaty. Jej oczy były czerwone od płaczu.

— Wiedziałaś o tym liście? — zapytałem cicho.

Pokręciła głową.

— Twój tata zostawił go u swojego przyjaciela z pracy. Poprosił, żeby wysłał go do ciebie dokładnie rok po jego śmierci.

Usiadłem obok niej. Przez chwilę milczeliśmy.

— Mamo… Przepraszam za wszystko — wyszeptałem.

Objęła mnie mocno.

— Ja też cię przepraszam, synku. Wszyscy cierpieliśmy na swój sposób.

Wieczorem poszedłem na cmentarz sam. Stałem nad grobem ojca i czytałem mu list na głos. Czułem się tak, jakbym wreszcie mógł powiedzieć mu wszystko to, czego nie zdążyłem powiedzieć za życia.

Od tamtej pory coś się zmieniło. Zacząłem wracać do życia — powoli, ostrożnie. Pogodziłem się z Kubą; zaczęliśmy rozmawiać o ojcu bez gniewu i żalu. Mama częściej się uśmiechała. A ja… Ja nauczyłem się wybaczać sobie.

Czasem zastanawiam się: ile słów zostaje niewypowiedzianych między nami a tymi, których kochamy? Czy naprawdę musimy czekać do ostatniej chwili, żeby powiedzieć „przepraszam” albo „kocham cię”? Może warto zrobić to dziś — zanim będzie za późno.