Niespodziewana wizyta o dziesiątej: Syn w pracy, dzieci same, a ona jeszcze śpi — czy naprawdę jest aż tak zmęczona?
— Mamo, nie musisz się martwić, wszystko jest pod kontrolą — zapewniał mnie Michał przez telefon jeszcze wczoraj wieczorem. Ale ja czułam niepokój. Od kilku tygodni słyszałam od niego, że Marta coraz częściej narzeka na zmęczenie, że nie ma czasu nawet ugotować obiadu, a dzieci są coraz bardziej rozbrykane. Michał pracuje od rana do wieczora w biurze rachunkowym w centrum Warszawy, a Marta została z dwoma chłopcami — trzyletnim Antkiem i pięcioletnim Olkiem — w domu. Wydawało mi się, że to przecież nie jest aż tak trudne. Sama wychowałam trójkę dzieci i nigdy nie pozwoliłam sobie na takie narzekania.
Tego ranka postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Była dziesiąta rano, kiedy stanęłam pod ich blokiem na Ursynowie. Wzięłam ze sobą świeże bułki i kawałek domowego sernika — może uda się wspólnie zjeść śniadanie. Drzwi otworzył mi Olek. Był w piżamie, a jego włosy sterczały we wszystkie strony.
— Babciu! — krzyknął radośnie i od razu pobiegł do pokoju.
Weszłam do środka. W salonie panował chaos: klocki lego rozsypane po całej podłodze, na kanapie leżały resztki popcornu, a z kuchni dobiegał zapach przypalonej owsianki. Antek siedział na dywanie i próbował zbudować wieżę z klocków, co chwilę przewracając ją ze złością.
— Gdzie mama? — zapytałam cicho.
— Śpi jeszcze — odpowiedział Olek, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Zamarłam. Dziesiąta rano, dzieci same, a Marta śpi? Przez chwilę poczułam złość. Przecież to jej obowiązek! Ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam szuranie kapci i zobaczyłam Martę wychodzącą z sypialni. Miała podkrążone oczy, włosy związane byle jak w koczek, a na twarzy wypisane zmęczenie.
— Dzień dobry… — wymamrotała zaskoczona moją obecnością.
— Dzień dobry, Marto. Dzieci już od dawna na nogach? — zapytałam chłodno.
— Tak… Olek obudził się o szóstej i od razu obudził Antka. Próbowałam ich jeszcze położyć, ale nie dali się przekonać… — odpowiedziała cicho.
— A ty spałaś dalej? — nie mogłam się powstrzymać.
Marta spuściła wzrok. — Nie spałam… Po prostu leżałam chwilę z zamkniętymi oczami. Jestem taka zmęczona…
W tym momencie poczułam mieszankę irytacji i współczucia. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat — zawsze na nogach przed wszystkimi, zawsze gotowa do działania. Czy naprawdę tak trudno ogarnąć dwójkę dzieci?
Usiadłyśmy razem przy stole. Dzieci biegały wokół nas, co chwila coś przewracając lub kłócąc się o zabawkę. Marta próbowała nalać kawy, ale ręce jej drżały.
— Michał mówił mi ostatnio, że jesteś bardzo zmęczona — zaczęłam ostrożnie.
Marta westchnęła ciężko. — Tak… Czasem mam wrażenie, że nie mam już siły. Chłopcy są bardzo żywiołowi, ciągle coś chcą, ciągle się kłócą albo rozrabiają. Nie mam nawet chwili dla siebie. Nawet do łazienki nie mogę pójść spokojnie…
— Ale przecież jesteś w domu! Możesz odpocząć w ciągu dnia, kiedy dzieci się bawią albo śpią — powiedziałam trochę zbyt surowo.
Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Babciu, oni prawie nie śpią w dzień! A jak już zasną, to muszę sprzątać albo gotować… Czasem nawet nie zdążę się umyć do południa.
W tym momencie Olek zaczął płakać, bo Antek zabrał mu ulubioną ciężarówkę. Marta natychmiast zerwała się z krzesła i pobiegła do nich. Patrzyłam na nią i nagle dotarło do mnie, jak bardzo jest wyczerpana. Jej ruchy były powolne, a twarz napięta od stresu.
Po chwili wróciła do kuchni i usiadła naprzeciwko mnie. — Przepraszam… Czasem mam ochotę po prostu wyjść z domu i wrócić dopiero wieczorem. Ale wiem, że nie mogę. Michał pracuje długo, a ja… Ja muszę być tu dla nich.
Zrobiło mi się głupio. Przypomniałam sobie czasy, gdy byłam młodą matką i też miałam chwile słabości, choć nigdy się do tego nie przyznawałam nawet przed sobą.
— Może powinnaś poprosić Michała o więcej pomocy? Albo zatrudnić kogoś do sprzątania? — zaproponowałam niepewnie.
Marta uśmiechnęła się smutno. — Michał jest zmęczony po pracy i chce odpocząć. A na nianię nas nie stać… Poza tym wszyscy myślą, że skoro siedzę w domu, to mam łatwo.
W tej chwili zadzwonił telefon. To był Michał.
— Mamo? Co tam u was? Wszystko w porządku? — zapytał z troską.
— Tak, synku… Wszystko dobrze — odpowiedziałam cicho i spojrzałam na Martę.
Po tej rozmowie zostałam jeszcze chwilę u nich. Pomogłam posprzątać kuchnię i pobawiłam się z chłopcami. Zauważyłam wtedy coś jeszcze: jak bardzo dzieci lgną do matki i jak bardzo ona stara się być dla nich wszystkim naraz — opiekunką, nauczycielką, kucharką i przyjaciółką.
Kiedy wychodziłam, Marta odprowadziła mnie do drzwi.
— Dziękuję za pomoc… I przepraszam za bałagan — powiedziała cicho.
Poczułam ukłucie w sercu. Może za mało ją rozumiałam? Może za dużo wymagałam?
Wracałam do domu zamyślona. Czy naprawdę tak trudno jest dziś być matką? Czy my, starsze pokolenie, nie jesteśmy zbyt surowi w ocenianiu młodych kobiet? Może czasem wystarczy trochę wsparcia zamiast krytyki?
Czasem zastanawiam się: czy potrafimy naprawdę zobaczyć drugiego człowieka za jego zmęczeniem i chaosem codzienności? A może łatwiej nam oceniać niż zrozumieć?